Podsumowanie filmowe 1971 roku

Podsumowanie filmowe 1971 roku

23/03/2023 Blog 0

Ostatnia aktualizacja: marzec 2024

NAJLEPSZE FILMY ROKU

Miejsce #1: Mechaniczna pomarańcza ("A Clockwork Orange")

Ten film jest zbyt aktualny, zbyt rozległy, zbyt trudny w oglądaniu. Już sam wstęp wydaje się okropny, ale potem robi się coraz gorzej, bo tortury na głównym bohaterze wydają się nieskończone, tak jak świat wydaje się nienaprawialny. Tu wszystko jest zepsute i niewłaściwe, jedni czerpią przyjemność z zadawania bólu, drudzy dostosowują się, by pierwsi mieli na kim się wyżyć, trzeci stoją z boku, starając się tylko przeżyć kolejny dzień. Z tej sytuacji, wydaje się, nie ma wyjścia, skoro nikogo ona nie obchodzi. Jedyne co się liczy to pozory. Wszyscy są tu oskarżeni i winni. To dosłownie boli w oglądaniu. https://garretreza.pl/stanley-kubrick/

Miejsce #2: Na krańcu świata ("Wake in Fright")

Bohaterowie na ekranie piją non-stop, niezależnie od pory dnia i nocy. Kino ciężkiego oddechu i masy potu, który nie jest wywoływany wyłącznie przez australijski upał. Każda kolejna postać drugoplanowa wydaje się enigmatyczna – za obojętnością na ich obliczu zawsze coś się kryje. Niepokojące kadry, jasne światła rażące widza, koncentracja na nieprzyjemnych rzeczach do oglądania. Szczególnie knajpa, w której John poznał czym jest hazard – kto by pomyślał, że tak może wyglądać brama piekła? To opowieść o tym, jak ważny jest wybór. I co może oznaczać pojedyncza rezygnacja z niego. Straszna rzecz!

Miejsce #3: Johnny poszedl na wojnę ("Johnny Got His Gun")

Jak głosi tytuł, Joe poszedł i wrócił z niej w stanie, który kwestionuje jego egzystencję: czy on jeszcze żyje, czy tylko wegetuje? Bohater zostawiony sam sobie rozmyśla, wspomina, niektóre momenty nagina tak, by wyglądały, jakby działy się na bieżąco, szuka w nich pomocy, wyjaśnień. Cały czas jako widz siedzimy w jego głowie, jednocześnie widząc sytuację z zewnątrz – lekarze go badają, dotykają, a ja słyszałem, jak to odczuwał, jak to interpretuje… Na słuchawkach robi jeszcze większe wrażenie niż w sali kinowej. Głos bohatera jest wtedy zbyt blisko. Dołujący film, o zamykających klatkach. Zawsze jest jakaś klatka…

Miejsce #4: Willy Wonka i fabryka czekolady ("Willy Wonka & the Chocolate Factory")

Wonka w wykonaniu Gene’a Wildera to cudowny kosmita i podróżnik w czasie, a przynajmniej tak łatwo jest go podejrzewać o te rzeczy. Ekscentryczny, dystyngowany, metodyczny i rygorystyczny, a podróż przez jego królestwo – tytułową fabrykę – to wspaniała i niezapomniana przygoda. W końcu zrozumiałem też końcową scenę z gabinetem Wonki. Przynajmniej, tak mi się wydaje. Jeden z najlepszych filmów familijnych w historii kina.

Miejsce #5: Pojedynek na szosie ("Duel")

Tajemniczy kierowca zacznie ścigać niewinnego kierowcę małego, rodzinnego pojazdu, który przecież nic nie zrobił. Tak zaczyna się jeden z tych filmów akcji, które są lepsze od gier komputerowych, , tu emocje pochodzą właśnie z bezsilności i niemożliwości ingerencji w wydarzenia, obserwowania w napięciu co się stanie. Tak właśnie winno wyglądać kino przygodowe. Tego nie można opowiedzieć lub przenieść na inne medium. To trzeba obejrzeć, by poczuć i zrozumieć. A licznik bije. 50 mil na godzinę i coraz więcej… Zdecydowanie jeden z moich ulubionych filmów. https://garretreza.pl/steven-spielberg/

Miejsce #6: Ta przeklęta niedziela ("Sunday Bloody Sunday")

Schlesinger mówi po angielsku, ale filmowo mówi po polsku – od Polańskiego po Wajdę, jest tu silny smak Polskiej Szkoły Filmowej wchodzącej w okres Kina Moralnego Niepokoju, opowiadając o ludziach z przeszłością, w teraźniejszości, którzy… Po prostu jakoś sobie radzą. Właściwie trzeba czekać naprawdę sporo, zanim dostaniemy coś intrygującego – ale jaki to moment! Schlesinger w swojej najwyższej formie nagle przenosi nas do dzieciństwa Alex, by pokazać jej myśli i obawy. Właśnie dzięki temu niespecjalnemu początkowi ta sekwencja tak uderza, jest kompletnie niespodziewana. W ogóle byśmy nie pomyśleli, że to tego rodzaju film, ale tak właśnie jest. I trwa on dalej, zaskakując i intrygując – bo wyraźnie jest o czymś, to przemyślana i ważna dla autorów konstrukcja. Opowieść o dorosłych ludziach, którzy są coraz starsi i nadal noszą bunt w sobie: muszą wiedzieć lepiej, co jest dla nich słuszne. Wierzą w to i idą za tym, ponosząc tego konsekwencje. A świat zewnętrzny nie potrafi tego zrozumieć. To jednak nie jest bitwa, to cicha, prywatna droga, na której wszyscy się znajdujemy. https://garretreza.pl/john-schlesinger/

Miejsce #7: Demony ("Shura")

Ogromna siła filmowej ekspresji widoczna od dosłownie pierwszej sceny dzięki wykorzystaniu zabiegu wielu powtórzeń – to trzeba zobaczyć na własne oczy. Świat tej opowieści nie jest skąpany w mroku, on zdaje się z niego wyłaniać w małym stopniu. Bohaterowie z ciemności wychodzą i do niej wracają, całe ich otoczenie wydaje się małym fragmentem krainy zdominowanej przez ciemną energię. To historia zemsty, a raczej katastrofalnych działań mających wpływ na człowieka, który w konsekwencji decyduje się na krwawy odwet. Czynienie potwora z człowieka, by potwór zdał sobie sprawę, że sam na to pozwolił. Odwet, który zawsze będzie mieć dodatkowe konsekwencje, których nie daliśmy radę przewidzieć. Czerń coraz mocniej pochłania tę opowieść…

Miejsce #8: McCabe i pani Miller ("McCabe & Mrs. Miller")

Obraz Dzikiego Zachodu u Altamana jest brudny i syfiasty, nie do życia, nie pobudza wyobraźni, nie inspiruje, on odrzuca. Bohaterowie nie są inteligentni, ledwo momentami wydają się istotami rozumnymi, wszystko tutaj naprawdę jest dzikie. Warren Beatty w roli głównej przekonuje nas, że pewnie oglądamy kogoś charyzmatycznego i twardego, chociaż od pierwszej sceny jest jasne, że oglądamy pozera nawiązującego wizualnie do twardzieli z filmów, gdy w rzeczywistości można mu wydać złą resztę w barze i nawet nie zauważy, wystarczy źle na niego spojrzeć i przeprosi, nie wiedząc za co przeprasza. Zero procent westernu w westernie. „McCabe i pani Miller” jest typem filmu, w którym bardziej chodzi o to, czego w nim nie ma, niż o to, co jest. I jest przede wszystkim obrazem życia, obrazem etapu w rozwoju cywilizacji, obrazem ludzi. https://garretreza.pl/robert-altman/

Miejsce #9: Emigranci ("Utvandrarna")

Jedna ocena i opinia dla obu tytułów, bo to tak naprawdę całość. Spójna historia, bohaterowie, styl, wszystko. Każdy z tytułów trwa ponad trzy godziny, najpierw opowiadając losy ludzi ze Szwecji, którzy wybrali przeniesienie się do Stanów Zjednoczonych (no bo gdzie indziej? innych miejsc nie ma), by w „Osadnikach” pokazać, jak tam osiedli. I pomimo licznych problemów oraz olbrzymiego metrażu jest to naprawdę udany seans – bo cały czas reżyser pamiętał, co jest w tym tytule najważniejsze. Mianowicie: realizm. Film ocieka realizmem, a raczej brutalnymi, życiowymi sytuacjami, które albo widzimy pierwszy raz w życiu na ekranie, albo widzimy je o wiele dosadniej. Tutaj po czyjejś śmierci nie ma płakania przy oknie albo odwiedzin przez fachowców. Nie, tutaj w następnej scenie trzeba samodzielnie zbudować trumnę. Zmarła była w końcu tak ważna, że nie godzi się tylko jej zakopać. Trzeba nieco wybaczyć temu dyptykowi, ale i tak warto się zabrać za ten seans. To, co tu zobaczycie, nie zapomnicie przez długi czas, gwarantuję. Liv Ullman chyba nigdzie nie było równie piękna, co tutaj. https://garretreza.pl/emigranci-osadnicy/

Miejsce #10: Ostatni seans filmowy ("Last Picture Show")

To wcale nie jest film o kinie. Co prawda chodzą do kina i uczestniczą w tytułowym ostatnim pokazie, ale nie ma to dla nikogo znaczenia. Podobnie jak film, który wtedy zobaczą. To tylko symbol, że w ich miasteczku nie będzie już nic do roboty dla siebie. Właściwie bardziej miasteczko jest bohaterem głównym. Rok kręcenia się, romansowania, polowania na „pierwszy raz”, jechania do Meksyku na weekend, podjęcia decyzji o pójściu do wojska… Szukania szczęścia. Podjęcia decyzji, by pójść dalej. Bogdanovicha robi tu wszystko dobrze albo bardzo dobrze, aby oddać sprawiedliwość tym ludziom i tamtym czasom. https://garretreza.pl/peter-bogdanovich/

Miejsce #11: Znikający punkt ("Vanishing Point")

Dlaczego bohater ucieka przed policją? Film z ochotą karmi się sam sobą, dając nie tylko widzowi milczącego bohatera, który tylko prze przed siebie. Okoliczny DJ radiowy, niewidomy czarny, szybko nazywa Kowalskiego ostatnim bohaterem Ameryki, który walczy o wolność, a znaczy ona dla niego prędkość… Męskie kino, trzeba przyznać. Przestrzenie, prędkość, Walter White zapewne gdzieś z boku turla beczkę z milionem dolarów w środku. Mnóstwo kurzu, cichy bohater, pojazdy zachowują się jak w rzeczywistości… I dużo dobrej, zapomnianej muzyki.

Miejsce #12: Gospoda złoczyńców ("Inn of Evil")

Grupa ludzi, którzy mieli ciężko w życiu, stracili nadzieję albo przestali bać się śmierci, ale teraz zaczną myśleć, że jest jeszcze dla nich druga szansa na odkupienie. Kobayashi w ten sposób oczywiście analizuje świat wokół nich, jak ta rzeczywistość kreuje wyjętych spod prawa, jak sprzyja takim dramatom. Całość jest trochę teatralna, ale końcówka całkowicie zaspokaja wizualne potrzeby. Przynajmniej moje. Te ostatnie 10 minut naprawdę musicie zobaczyć na własne oczy… Mam nadzieję, że nikomu tam się krzywda nie stała. Kameralny dramat głównie gadany z domieszką japońskiej awangardy lat 70. Czego tutaj nie lubić? https://garretreza.pl/kobayashi/

Miejsce #13: Harold i Maude

Ten film jest przezabawny w inteligentny i czarny sposób. Ale jest druga strona medalu – postaci są złe albo jak wolicie: niesympatyczne (babcia anarchistka i złodziejka, tytułowa Maude, której tylko brakuje JP na 100% na bluzie). Więc jeśli traktować film jako dzieło sztuki, gdzie najważniejsze jest przesłanie – jest źle. Ale jeśli traktować film jako zbiór scenek z kabaretu, film jest wręcz nieprzyzwoicie atrakcyjny! Niemal każda scena jest wielowymiarowa, ma jakieś tło, puentę albo zaskakujący moment. Niesamowicie zabawny film w oryginalny i konsekwentny, spójny sposób. Doceniam to wszystko, zdjęcia i muzykę również, ale przykro mi – Maude gada jak poparzona, nie ma dla niej żadnej przeciwwagi i na tej jej paplaninie opiera się całe tło emocjonalne tej historii. Kiedy film jest komedią, jest rewelacyjny. Ale kiedy stara się być czymś innym… wtedy już mi nie podchodzi.

Również warte uwagi: A teraz coś z zupełnie innej beczki, Perła w koronie, Bananowy czubek, Porozmawiamy o kobietach, Jak daleko stąd, jak blisko, Klasa robotnicza idzie do raju, Trzecia część nocy, Zawieszeni na drzewie, Gang Olsena jedzie do Jutlandii, Shaft, Umrzeć z miłości, Fata Morgana oraz Kraina ciszy i ciemności .

NAJLEPSZE SERIALE ROKU

All in the Family poster

Miejsce #1: All in the Family - sezon II

Akcja toczy się głównie w domu należącym do małżeństwa Bunkerów. Archie Bunker to starszy mężczyzna, stuprocentowy Amerykanin, konserwatysta, protestant. Edith Bunker to jego żona. Ma już dorosłą córkę, Glorię, która wyszła za mąż za polaka: Mike’a Stivica. Jest on przedstawicielem młodego pokolenia – kwestionuje, krytykuje, nie chce wojny w Wietnamie, nie chce różnic rasowych, nie chce zanieczyszczeń. Żart polega na tym, że wszyscy oni mieszkają w jednym domu. Każda ze stron została potraktowana z szacunkiem – Mike używa argumentów, zawsze jest tym, który ma za zadanie dyskutować z poglądami zatwardziałych Amerykanów, którzy uważają, że Bóg jest biały i stworzył ich na swoje podobieństwo. Archie został z kolei napisany tak, żeby nie był pozerem. On autentycznie wierzy w każde słowo, które mówi. I gdy murzyni wprowadzą się do domu obok, on podniesie larum i zacznie zbierać podpisy pod petycją, żeby więcej kolorowych nie zamieszkało w sąsiedztwie. Bo jedna rodzina wystarczy. Naturalnie, nie jest cały czas tak, że Archie obrywa w każdym odcinku. Często Mike’owi brakuje argumentów i okazuje się niewystarczająco mądry. Jego teść z kolei czasem okazuje się mieć rację i jego obawy oparte na stereotypach mogą znaleźć odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Miejsce #2: Columbo- sezon I

Serial kryminalny wyraźnie inny: chociażby dlatego, że opowieść zaczynamy od poznania mordercy. Widzimy, jak zabija i ukrywa ślady, by dopiero później detektyw wszedł na scenę, często nawet nieświadomie współpracując z zabójcą w celu odkrycia osoby, która zabiła. Sam Colombo wydaje się nierozgarnięty i za każdym razem udaje mu się nas nabrać dwa razy: przy każdym odcinku bierzemy go za głupka na początku, by pod koniec być zaskoczeni jego inteligencją. To działa nawet pięć dekad później! Same historie są staroświeckie i wyraźnie telewizyjne, morderca zabija tylko ofiary a nie policjantów, na dodatek odcinki trwają ponad godzinę – ale nadal chce się wrócić do kolejnego odcinka.

Również warte uwagi: All in the Family (S1)

NAJLEPSZE ODCINKI ROKU

All in the Family poster

Miejsce #1: "Archie Is Worried About His Job" (All in the Family, 1x10)

Tytuł niejako zdradza zawartość, a nawet więcej: na początku w końcu nie wiemy, dlaczego Archie tupta nocą po domu i nie może spać. W końcu budzi wszystkich, a ci zmuszają go do wyznania, co go martwi. Nawet się nie przyznaje, że sam się martwi – on w końcu znajdzie pracę bez problemu. Martwi się o swoich kolegów z pracy, czarnych czy z Puerto Rico oczywiście – by w końcu okazać swoją słabość wobec samego siebie i przyznania, że nie jest niezastąpiony. To odcinek, który przekonał mnie do serialu swoim humorem użytym do opowiedzenia o zmartwieniach i problemach, ale w tym przypadku było to łatwe: lubię nocne opowieści, gdy trwa jeszcze dzień wczorajszy, a człowiekowi kończy się czas przed dniem następnym…

Miejsce #2: "Lady in Waiting" (Columbo, 1x5)

Kolejny pomysłowy odcinek – zazwyczaj wiemy, kto jest mordercą już na początku, ale tutaj wyjątkowo detektywi też to wiedzą: kobieta myślała, że słyszy włamywacza i na wpół śpiącą oddaje strzał, mordując męża. Jak udowodnić jej, że kłamie? Ta historia naprawdę zapada w pamięci, ponad to bawi zderzeniem idealnej fantazji z twardą rzeczywistością, której człowiek nie przewidzi i musi improwizować. Odcinek jak zwykle z humorem, świetną intrygą i dedukcją, ludzkimi postaciami. Plus Leslie Nielsen w poważnej roli: prawdziwy skarb.

Miejsce #3: "Sleepwalker" (The Odd Couple, 2x4)

Lokatorzy tak zaczynają sobie grać na nerwach, że jeden z nich nie może zasnąć… Więc zasypia, ale nadal jest naładowany złą energią, dlatego zaczyna ją rozchadzać po nocy. Z gazetą w ręku. Piękno slapsticku, walnąć kogoś w łeb w środku nocy, gdy ten śpi.

REŻYSER ROKU:

Toshio Matsumoto („Demony”)
Stanley Kubrick („Mechaniczna pomarańcza”)
Ted Kotcheff („Na krańcu świata”)
Dalton Trumbo („Johnny poszedł na wojnę”)
George Lucas („THX 1138”)

SCENARZYSTA ROKU:

Norman Lear & Don Nicholl („All in the Family”)
Luis Buñuel & Dalton Trumbo („Johnny poszedł na wojnę”)
Andy Lewis & David E. Lewis („Klute”)
Stanley Kubrick („Mechaniczna pomarańcza”)
George Lucas & Walter Murch („THX 1138”)

ZDJĘCIA ROKU:

Tatsuo Suzuki („Demony”)
John Alcott („Mechaniczna pomarańcza”)
Albert Kihn & David Myers („THX 1138”)
Robert Surtees („Ostatni seans filmowy”)
Witold Sobociński („Trzecia część nocy”)

MONTAŻ ROKU:

Toshie Iwasa („Demony”)
Richard Marden („Ta przeklęta niedziela”)
Bill Butler („Mechaniczna pomarańcza”)
Anthony Buckley („Na krańcu świata”)
Frank Morriss („Pojedynek na szosie”)

AKTOR ROKU:

Carroll O’Connor („All in the Family”)
Malcolm McDowell („Mechaniczna pomarańcza”)
Gary Bond („Na krańcu świata”)
Robert Duvall („THX 1138”)
Gene Wilder („Willy Wonka i fabryka czekolady”)

AKTORKA ROKU:

Ewa Krzyżewska („Jak daleko stąd, jak blisko”)
Glenda Jackson („Ta przeklęta niedziela”)
Julie Christie („McCabe i pani Miller”)
Cloris Leachman („Ostatni seans filmowy”)
Annie Girardot („Umrzeć z miłości”)

MUZYKA ROKU:

John Scott („Na krańcu świata”)
Isaac Hayes („Shaft”)
John Williams & Jerry Bock („Skrzypek na dachu”)
Lalo Schifrin („THX 1138”)
Leslie Bricusse („Willy Wonka i fabryka czekolady”)