The Partridge Family (1970-1974)

The Partridge Family (1970-1974)

19/03/2023 Opinie o serialach 0

Sitcom o zespole muzycznym bubblegum rock. Całość z ogromnym sercem, chciało się oglądać.

4/5

Pod koniec lat 60 powstał gatunek w muzyce rockowej o nazwie bubblegum rock – nazwa ponoć wzięła się z tego, że to nie była prawdziwa muzyka, tak jak guma do żucia nie jest jedzeniem. To tylko wypełniacz, tak samo jak piosenki z gatunku bubblegum: proste melodie, harmonie, teksty o miłości, które nie mają za grosz sensu. To najczęściej były grupy mające jeden hit, ot – moment przejściowy między rockiem i erą disco. The Patridge Family grają właśnie taką muzykę – i szczerze to nie wiem, co było pierwsze. Faktem jednak jest, że naprawdę wydali kilka albumów – co prawda nie wiem, czy grali na nich bohaterowie serialu, ale wewnątrz serialu są zespołem. Matka ma pod sobą gromadę dzieci i każde na czymś gra, najstarszy syn na gitarze, pisze teksty, reszta obejmuje bas, trójkąt, klawisze, pianino i perkusję. Ojca brak. Odnoszą jakieś sukcesy i są rozpoznawalni, ale mają też normalne życie – w tym chociażby chodzą po prostu do szkoły. Poszczególne odcinki podejmują tematy szeroko pojętego dorastania, związków i okazjonalnych przygód w postaci np. występowania w więzieniu, albo po starciu ze skunksem, który zasmrodził ich kostiumy oraz autobus, więc jak mają wystąpić za parę godzin?

Tematy miłosne ukazane zostały z ciepłem. Pierwsza miłość, wygłupy ludzi pierwszy raz wystawionych na takie uczucia, wszystko zarówno ze strony młodych jak i ich rodziców. Ten serial ma wiele do powiedzenia nawet w 2023 roku. Udało się też wykreować kilka świetnych postaci, przede wszystkim Danny: dziesięciolatek wyraźnie zbyt inteligentny i pomysłowy, jak na swój wiek. To jedna z tych postaci, która po prostu wystarczy – można oglądać całość tylko dla niego. Doceniam też obecność długowłosych na ekranie, a także cały styl dzieci kwiatów widoczny w ubraniach. Co jak co, ale sitcomy umieją utrwalać takie rzeczy poprzez przesadę i wyolbrzymienie, jednocześnie oddając wrażenie, że tak właśnie było przez jakiś czas.

Piosenki w każdym odcinku nie są jedyną niespodzianką – otóż serial nie był realizowany tylko w studio, ale dosłownie wszędzie: na ulicy, w różnych lokacjach, w różnych miastach. Bohaterowie podróżowali między miastami i rzadko tak naprawdę byli w swojej „bazie”, czyli domu. Całość nie wygląda jednak drogo, kostiumy czy scenografia jest tylko wystarczająca, ale i tak byłem zaskoczony widząc takie rzeczy już w 1970 roku. Przełomowe seriale dwie i trzy dekady później z tego samego gatunku nie będą mogły powiedzieć o sobie, że były robione w równie swobodny sposób, co The Patridge Family.

Całość wytrzymała cztery sezony i w kolejnych czuć brak pomysłu na postaci, relacje między nimi, zmierzanie z tym do czegoś. Fabuły są standardowe i polegają na jakimś nieporozumieniu, które trzeba wyjaśnić, ktoś się czegoś uczy i o tym zapomina do następnego odcinka. Urządzają przyjęcie Reubenowi, ale ten myśli, że umiera. Na koniec dowiaduje się, że jednak nie umiera. Danny nie wie, jak zagadać do dziewczyny, więc wkręca jej, że też jest Żydem. I potem to odkręca bez problemu, tylko ze wstydem. Jakiś typ mówi mamie Shirley, że jej sztuka jest warta wystawy, tylko jej obrazy są słabe i nikt nie wie, jak jej to powiedzieć. Jak na standardy telewizji są to wystarczające fabuły, ale oglądając dziś czuć w tym brak entuzjazmu. Piosenki są i oczywiście szanuję, że są, ale nie usłyszałem nic na miarę „Brand New Me”. Fajnie się ogląda tych bohaterów, nawet jeśli tylko troje-czworo maksymalnie mają jakąś osobowość. Danny wymyśla, Keith czasami jest głupkiem, a czasem potrafi być przyjemnie wredny jako starszy brat… I tyle, ewentualnie Shirley i Reuben coś od siebie dodadzą. Widać ewidentnie, że nikt z twórców nie miał pomysłu na ten serial, nie ewoluował on nigdzie. Nadal byli tymi samymi ludźmi w tej samej sytuacji.

PS. Niemal zawsze przy takich okazjach patrzę, jak potoczyły się losy ludzi grających w takich serialach. David Cassidy miał własną karierę i zmarł w 2017 roku na demencję (miesiąc po śmierci został oskarżony o molestowanie kogoś śpiewającego „Touch Me” cztery dekady wcześniej), jego serialowa matka nadal żyje (dobija do 90), aktor grający Danny’ego opowiadał o ciężkim dzieciństwie i jest obecnie prezenterem, Susan Dey (Laurie) ma 70 lat…