Książki

tapeta library ksiazki

Temat książkowy na blogu - moi ulubieni autorzy, tytuły, co myślę o ostatnich tytułach, z jakimi się zapoznałem oraz lista najlepszych tytułów w danym roku

ULUBIONE KSIĄŻKI

1. Atlas zbuntowany (Ayn Rand, 1958)
2. Źródło (Ayn Rand, 1943)
3. Zabić drozda (Harper Lee, 1962)
4. Kwiaty dla Algernona (Daniel Keyes, 1966)
5. Opętani (Chuck Palahniuk, 2005)
6. Ostatnia noc w Twisted River (John Irving, 2009)
7. Zielona Mila (Stephen King, 1996)
8. Norwegian Wood (Haruki Murakami, 1987)
9. Portret Doriana Graya (Oscar Wilde, 1891)
10.Serca Atlantydów (Stephen King, 1999)

11.Śniadanie mistrzów (Kurt Vonnegut, 1973)
12.Gwizd (James Jones, 1978)
13.Niepowinność (Paweł Radziszewski, 2022)
14.Blizna (Anthony Kiedis, 2004)
15.Podziemny krąg (Chuck Palahniuk, 1996)
16.Maratończyk (William Goldman, 1976)
17.Shogun: Powieść o Japonii (James Clavell, 1975)
18.Ostatni brzeg (Nevil Shute, 1958)
19.Ojciec chrzestny (Mario Puzo, 1969)
20.Cienka czerwona linia (James Jones, 1962)

ULUBIONE KOMIKSY / MANGA

1. Strażnicy (Alan Moore, 1987)
2. Harleen (Stjepan Šejić, 2020)
3. Azyl Arkham (Grant Morrison, 1989)
4. Mister Miracle (Tom King, 2019)
5. Mroczny książę z bajki (Enrico Marini, 2018)
6. V jak Vendetta (Alan Moore, 1989)
7. Death Note (Tsugumi Ohba, 2003-06)
8. Maus (Art Spiegelman, 1986)
9. Druga szansa (Nick Spencer, 2015)
10.Sandman (Neil Gaiman, 1989-93)

ULUBIENI AUTORZY

(min. 5 przeczytanych pozycji)

ayn rand

1. AYN RAND

Uwielbiam śledzić tok rozumowania jej bohaterów, jaką oni mają głębię i romantyzm!

1. Atlas zbuntowany 2. Źródło 3. Hymn 4. Powrót człowieka pierwotnego 5. Cnota egoizmu

james jones

2. JAMES JONES

Mężczyźni w pigułce: myślą tylko o lizaniu waginy, a potem popełniają samobójstwo

1. Gwizd 2. Cienka czerwona linia 3. Długi tydzień w Parkman 4. Stąd do wieczności 5. Wesoły miesiąc maj

3. AGATHA CHRISTIE

To jeszcze czasy szkolne, wtedy przeczytałem bodaj 49 jej powieści, w teatrze na "Pułapce..." też byłem. "Noc w bibliotece" w ogóle była pierwszą książką, jaką przeczytałem sam z siebie. Poniższy Top jest w zasadzie losowy.

1. Morderstwo na polu golfowym 2. Dziesięciu Murzynków 3. Morderstwo w Orient Expresie 4. Zabójstwo Rogera Ackroyda 5. Dom zbrodni

stephen king

4. STEPHEN KING

Tyle dobrego za mną, a jeszcze więcej dobrego przede mną.

1. Zielona Mila 2. Serca Atlantydów 3. Misery 4. Uciekinier 5. Skazani na Shawshank

CHUCK PALAHNIUK

5. CHUCK PALAHNIUK

Nihilizm tego pana polega na tym, że dostrzega on beznadzieję. Oraz łączy ją z wiarą w to, że można potem zacząć od nowa.

1. Opętani 2. Podziemny krąg 3. Udław się 4. Dziennik 5. Rozbitek

6. DAN BROWN

Sprecyzuję: liczę tutaj wszystkich autorów, których czytałem co najmniej pięć książek. Dobrze, że cykl "Zmierzch" przestałem czytać na trzeciej części... Na Browna była moda i się na nią załapałem. Potem już nie złapałem się na żadną kolejną...

1. Anioły i demony 2. Kod Leonarda da Vinci 3. Cyfrowa twierdza 4. Zwodniczy punkt 5. Zaginiony symbol

W dalszej kolejności planuję brać się za Irvinga, Kinga, Vonneguta, Wilde’a, Lema, Capote’a, Szczypiorskiego…

Przeczytane w 2025 roku

1. Córka czasu – Tey Josephine Tey, 1951
2. Zdobycie władzy – Czesław Miłosz, 1953
3. Rorschach – Tom King, 2021
4. Berserk – tom I (Kentaro Miura, 1990)
5. Strażnicy galaktyki – tom I (Paul Pelletier, Brad Walker, Wes Craig, 2018)
6. Zły – Leopold Tyrmand, 1955
7. Życie wśród dzikusów – Shirley Jackson, 1953
8. Z milczącej planety – C.S. Lewis, 1938
9. 100 rzeczy do zrobienia, zanim zostanę zombie, tom 10 – Haro Aso, 2022
10. Problem trzech ciał – Cixin Liu, 2008

Plany na 2025 rok

7. Stulecie chirurgów – Thorwald, 1956
8. Pasażer – Cormac McCarthy, 2022
9. 49 idzie pod młotek – Thomas Pynchon, 1966
10. Czarnoksiężnik i kryształ – Stephem King, 1997
11. Żar – Sándor Márai

Plany na 2026 rok

1. Serce to samotny myśliwy – Carson McCullers, 1940
2. Hotel New Hampshire – John Irving, 1981
3. Obcy – Albert Camus, 1942
4. Matka Boska Kwietna – Jean Genet, 1944
5. Dzikowy skarb – Karol Bunsch, 1945
6. Czarny potok – Leopold Buczkowski, 1946
7. Nadzy i martwi – Norman Mailer, 1948
8. Rzeźnia numer pięć – Vonnegut, 1969
9. Matka noc – Vonnegut, 1961
10.Syreny z Tytana – Vonnegut, 1959
11.Modlitwa za Owena – John Irving, 1989
12.Hermann Hesse – Wilk stepowy, 1927

Moje ulubione tytuły z danego roku (książka/komiks)

1831 – Katedra Marii Panny w Paryżu
1891 – Portret Doriana Graya
1908 – Wyspa pingwinów
1913 – W stronę Swanna
1922 – Ulisses
1923 – Morderstwo na polu golfowym
1924 – Mężczyzna w brązowym garniturze
1925 – Proces
1926 – Zabójstwo Rogera Ackroyda
1927 – Liberalizm w tradycji klasycznej
1928 – Zagadka błękitnego ekspresu
1929 – Śledztwo na cztery ręce
1930 – Morderstwo na plebanii
1931 – Tajemnica wirującego stolika
1932 – Nowy wspaniały świat
1933 – Śmierć lorda Edgware’a
1934 – Morderstwo w Orient Expressie
1935 – Śmierć w chmurach
1936 – Karty na stół
1937 – Śmierć na Nilu
1938 – Hymn
1939 – Dziesięciu murzynków
1940 – Pierwsze, drugie… zapnij mi obuwie
1941 – Zło czai się wszędzie
1942 – Noc w bibliotece
1943 – Źródło
1944 – Godzina zero
1945 – Folwark zwierzęcy
1946 – Niedziela na wsi
1947 – Planowany chaos
1948 – 1984
1949 – Trudno o dobrego człowieka
1950 – Teatrzyk Zielona Gęś
1951 – Stąd do wieczności
1952 – Hitler. Studium Tyranii
1953 – Kieszeń pełna żyta
1954 – Drużyna pierścienia
1955 – Koniec Wieczności
1956 – Zbrodnia na festynie
1957 – Atlas zbuntowany
1958 – Długi tydzień w Parkman
1959 – Nawiedzony
1960 – Zabić drozda
1961 – Paragraf 22
1962 – Cienka czerwona linia
1963 – Kocia kołysanka
1964 – Dzienniki gwiazdowe
1965 – Cyberiada
1966 – Kwiaty dla Algernona
1967 – Sto lat samotności
1968 – Głos Pana
1969 – Ojciec chrzestny
1970
1971 – Kongres futorologiczny
1972 – Piknik na skraju drogi
1973 – Śniadanie mistrzów
1974
1975 – Shogun: Powieść o Japonii
1976 – Maratończyk
1977
1978 – Gwizd
1979
1980 – Imię róży
1981
1982 – Limes inferior
1983
1984
1985 – Gra Endera
1986 – Początek | Powrót Mrocznego Rycerza
1987 – Norwegian Wood | Strażnicy
1988 – | Zabójczy żart
1989 – | Azyl Arkham
1990 – | Berserk, T1
1991 – Sylvester Stallone: Szalona kariera Kopciuszka z Hollywood | Maus
1992 – Miecz przeznaczenia | Pora mgieł
1993 – Placówka Basilisk | A Game of You
1994
1995
1996 – Fight Club/Zielona mila
1997 – Kamień filozoficzny | JLA
1998 – Starcie królów
1999 – Serca Atlantydów
2000 – Czara ognia
2001 – Udław się
2002 – Eragon
2003 – Zakon Feniksa
2004 – Blizna | Death Note
2005 – Opętani
2006 – Droga
2007 – Pan Lodowego Ogrodu: Tom 2
2008 – Schizmą rozdarci | Strażnicy galaktyki T1
2009 – Ostatnia noc w Twisted River | Flash: Odrodzenie
2010 – Potężna forteca
2011
2012 – Trafny wybór
2013
2014
2015 – Druga szansa
2016
2017
2018 – | Mroczny książę z bajki
2019 – Ford. Reżyser | Mister Miracle
2020 – | Harleen
2021 – | Rorschach
2022 – Niepowinność | Bucket List of the Dead, T10
2023
2024

Przeczytane ostatnio (1.01.25-) 6 książki/4 komiksy

Problem trzech ciał – Cixin Liu, 2008 (3/5)

Hard sci-fi od człowieka, który nie ma mózgu naukowca

Od samego początku miałem problemy z wczuciem się w tę książkę, uwierzeniem w nią i jej bohaterów. Miałem jednak świadomość, że to nie są duże rzeczy, więc zapamiętałem tylko jeden przykład: tytułowa gra w trzy ciała. Jest to gra VR, gdzie zakłada się kostium, dzięki któremu odczuwasz też ból. I nie ma tam za bardzo elementów czyniących z tego doświadczenia grę. Bo się w nią nie gra. W niej się jest i ona się przewija. Ktoś, kto to wymyślił, nie ma pojęcia o grach. Żaden czytelnik nawet 10 sekund nie wytrzyma w przekonaniu, że są ludzie, którzy by chcieli w to grać. I z czasem cała rzecz ma jeszcze mniej sensu, gdy dowiecie się, jaki jest szerszy cel owej rozgrywki. No chyba, że to nie jest wasza pierwsza książka z tego gatunku i chociaż słyszeliście o „Grze Endera”, wtedy się domyślicie dużo. Ogólnie całość sprawia wrażenie, jakby nie była świadoma, ile czytelnik już może mieć własnego doświadczenia.

Zapewne jest to wina tłumaczenia, ale nigdy podczas lektury nie czułem, że czytam coś z Chin, z innej kultury myślenia. „Shogun” mi to dostarczył, bohaterów myślących zupełnie inaczej, inaczej konstruujących zdania, mających inne wartości. Tutaj czytałem standardowe czytadło, które nie wyróżniało się językiem w żadnym stopniu – jedynie pasma „hard sci-fi” i tłumaczenie działania czegoś wskazywały, że autor coś wie od siebie, umie opowiadać jak coś działa, ale do tego jeszcze wrócę. Narracyjnie jedyną wskazówką, że to dzieło z takiego kraju, jak Chiny, jest fakt wyobrażenia sobie obcej cywilizacji, w której naturalnym jest mordowanie ludzi zbyt starych, aby mogli zapierdalać dla dobra ogółu.

Największy mój problem to jednak brak humanitaryzmu oraz głębokie przeświadczenie autora, że jego celem oraz realnym osiągnięciem może być apel o poprawę ludzkości. Widzicie, jest tutaj skrajna nienawiść do ludzkości – i nie jest ona jakoś zgłębiona. Ot, po prostu: ludzie toczą wojny, nienawidzą się, gdzieś tam panuje głód i nędza… To jest dosłownie cytat z książki, to nie jest częścią narracji. Bohaterowie nie doświadczają tego, nie analizują, nie uczą się tego – ot, po prostu to czują i od początku wychodzą z założenia, że ludzkość jest stracona, więc trzeba pomocy od kosmitów, żeby oni tutaj przyszli, zabili wszystkich i będzie na pewno lepiej. Bo zakładają, że chociaż nic o kosmitach nie wiedzą, to przecież wiedzą wszystko o ludziach i gorzej nie będzie, nie? xD Nie ma innych słów: to jest po prostu debilne. I autor nie jest tego świadomy, ponieważ nie ma umysłu naukowca. Widzi problem wojny i innych, ale gdy stoi przed wyborem: douczyć się, znaleźć przyczynę, zrozumieć całe zjawisko albo po prostu zadowolić się sloganem jako wytłumaczeniem, on rezygnuje z umysłu naukowca a wybiera umysł lenia. On czuje się komfortowo z tym, że ma proste wytłumaczenie: to wina rodzaju ludzkiego, on nie jest zdolny do niczego innego.

Poza tym cała fabuła tej pierwszej części mogłaby w obecnej formie zawrzeć się w 10 stronach prologu następnej części, a jednak rozdmuchano to do ponad 400 stron. W jaki sposób? Cóż… Skacząc z jednego wątku do drugiego, potem następuje rozmowa w stylu: „Dobra, teraz odpowiem na twoje pytania” (aka: leniwa ekspozycja), potem następuje monolog bez żadnego wstępu (aka: leniwa ekspozycja), potem jest tłumaczenie jak coś działa, protony i inne kosmosy, potem od początku. Strasznie to amatorskie.

Najwięcej dla mnie znaczyły te pojedyncze słowa o tym, że bohaterowie robią coś, czego nie dożyją, bo skutek nastąpi za wiele, wiele lat. I jedna z postaci może marzyć o zmianie, nikt jej tego nie zabierze. To mnie poruszało.

PS. Okładka to dramat. Gadanie o tym, że prezydent USA lubi tę książkę, sadząc przy tym solidne spoilery – co dla każdego myślącego nie ma nic wspólnego z samą książką, po prostu to jest książka z innego kraju i dyplomatycznie jesteśmy mili. Od kiedy którykolwiek prezydent jest czymkolwiek w temacie jakiejkolwiek literatury? Wymienianie nagród i innych zaszczytów, że to pierwszy tekst będący przekładem, który dostał to i tamto wyróżnienie… Jasny sygnał, że książka nie ma żadnej wartości, bo marketingowcy nie mają o czym pisać.

PS2. Aha, jeszcze ta wiadomość do obcej cywilizacji, na zasadzie: „Elo mordo, co tam”. Przecież widzowie „Arrival” to wyśmieją (bo nie wiemy, czy oni nawet rozumieją ideę zadawania pytań albo komunikacji na zasadzie pytanie – odpowiedź), a ja jeszcze czytałem „Głos Pana”, więc pozostaje mi się tylko z tego śmiać. Najbardziej amatorskie „hard sci-fi” jakie w życiu widziałem.

Z milczącej planety – C.S. Lewis, 1938 (3/5)

O chłopie porwanym z Ziemi na obcą planetę. Statkiem kosmicznym. Tam wyswobadza się i próbuje być wolny, jednocześnie poznając nowy świat i ucząc się o nim. To jest literatura dwóch cech: pierwszą, że pisze naukowiec, dający swojemu bohaterowi naukowe podejście, więc i ten z fascynacją uczy się nowego świata, opisuje go bardzo naukowo i temu poświęca większość treści książki. Trochę jak „Władca pierścieni”, tylko jak idą, to opisują drzewa.

Druga cecha: motyw odkrycia nowego świata jest tutaj wykorzystany po prostu do mówienia źle o ludzkości. Wiecie, te wszystkie pobieżne banały o autodestrukcji i tak dalej. Czemu ze sobą walczycie, czemu są wojny? Nie jest to najmądrzejsze, ale jednak muszę docenić: autor pisząc te wszystkie pouczenia nie ma na myśli nakazywania czegokolwiek. Raczej proponuje nowe podejście do pewnych rzeczy – wszystko to mocno osadzone w religijności, oddaniu się czemuś wyższemu itd. Jako książka – da się przebrnąć, ale szybko miałem pewność, że nic z tego nie będzie. Ciągu dalszego, którego ta część nie wymaga, nie mam ochoty czytać.

Życie wśród dzikusów – Shirley Jackson, 1953 (3/5)

Wiedziałem, że to nie będzie horror do końca, ale spodziewałem się chociaż jakichś elementów nadnaturalnych w lekkim tonie. A tymczasem otrzymujemy tutaj anegdoty z życia rodzinnego matki mającej męża, czwórkę dzieci i jakieś zwierzątka. Zaczyna się od tego, że ich eksmitują, więc muszą się przeprowadzić i znajdują w ten sposób stary, duży dom, w którym nikt od dawna nie mieszka… No i tyle, a co się spodziewaliście? Ton jest nakreślony od początku bardzo dobrze: miałem pewność, że otrzymam ciepłą, ludzką książkę o prostych przyjemnościach. Dopiero później dowiedziałem się, że to wszystko ma elementy autobiograficzne i początkowo było publikowane w damskich (żeby nie napisać: babskich) czasopismach. I taka forma pewnie byłaby lepsza od książki, nawet tak krótkiej. Żeby kilka stron przeczytać raz w tygodniu? Świetna rzecz i przyjemna, pewnie nawet bym jej wyczekiwał i od niej zaczynał lekturę nowego numeru. Jako książka? Zabrakło mi głębi w opisywaniu życia i ludzi. To naprawdę coś, co bym mógł czytać jako dziecko, ale jako dorosły chcę więcej niż tylko kury domowej, dla której czas leci tak szybko, że po Dniu Niepodległości zaraz przychodzi Boże Narodzenie. I na odwrót.

Przyjemna i łatwa w poleceniu książka, ale bardziej do wracania do niej niż przeczytania od deski do deski.

Zły – Leopold Tyrmand, 1955 (5/5)

Piękno języka polskiego oraz wehikuł czasu do odległej planety, gdzie trwa świat nam zupełnie obcy, nieznany i egzotyczny: do Warszawy lat 50. XX wieku. I piszę to całkowicie poważnie. Tyrmand okazał tak niezwykłą umiejętność do opisywania jemu współczesnej teraźniejszości, że ta lektura nie ma prawa się zestarzeć i z każdą kolejną dekadą robi się coraz to atrakcyjniejsza, bo ze szczegółami opisuje świat coraz bardziej i bardziej nam odległy. Całość ma intrygę – kryminalną nawet! I to dwie! – oraz licznych bohaterów, bogatych i przejmujących, ale jednak małe to miało dla mnie znaczenie. Do tego stopnia, że ostatnie 100 stron, kiedy autor w końcu wziął się za dokończenie intrygi, były mi najbardziej obojętne. Wtedy niby te wszystkie liczne wątki łączą się w całość, poszczególne kawałki układanki wpadają na swoje miejsce, wtedy dostajemy wszystkie odpowiedzi podane tak nijako (długie monologi ciągnące się i ciągnące), że zacząłem dochodzić do wniosku, iż nie jest to książka warta kończenia. A raczej taka, której nie kończy się czytać – bo z całą pewnością będę ją miał pewnego dnia na półce, będę ją otwierać w losowych momentach i czytać, co akurat trafię. I będę miał z tego dziką przyjemność: ten świat, ten język, ten stopień dostrzegania i obserwacji świata wokół!
 
Gdy będę wspominał tę książkę, to wspomnę przede wszystkim spacery we dwoje ulicami Warszawy. Długą kolejkę do kina i przekrój przeróżnych grup społecznych, różnych zachowań oraz systemów działających pod powierzchnią. Zawsze czuć, że autor faktycznie zna te wszystkie światy: od dziennikarzy po podziemie, wszystko tutaj jest mięsiste, wiarygodne, żywe. Ilekroć jednak – może poza pierwszymi kilkoma setkami stron, wtedy miałem jeszcze jakieś oczekiwania – wchodził wątek tytułowego Złego, kim jest i dlaczego robi co robi? Albo co knują przestępcy, na czym polega ich plan? Kim jest mały człowiek w meloniku? Tak, to było obiecujące, naprawdę. Spodziewałem się po tym czegoś, tylko to stało w miejscu zbyt długo, bym nie mógł nabrać oczekiwań, iż sam autor nie wie jeszcze, co z tym zrobić. Nie zaskoczyło mnie, że wrócił do tego tak późno, tak niechętnie, tak z konieczności dokończył byle dokończyć. To po prostu nie ma znaczenia w tym utworze, on jest arcydziełem bez tego.

Strażnicy galaktyki, tom I – Paul Pelletier & Brad Walker & Wes Craig, 2018 (2/5)

Z zalet… Cóż: to pierwszy raz, kiedy tytułowi Strażnicy faktycznie są powołani, żeby strzec całą galaktykę. W grze są awanturnikami robiącymi jakieś poboczne misje typu: znajdź to i tamto, w filmach Marvela są kretynami sprzątającymi bałagan, który sami wywołali. W komiksie jest faktyczne zagrożenie dla całego kosmosu i trzeba było powołać taką grupę, nie było czasu na zastanowienie się, świat jest ważniejszy.

Koniec zalet, początek wad. Cały tom składa się chyba z trzech historii, gdzie żadna nie jest rowiązana w satysfakcjonujący sposób. Bardziej urwana i teraz robimy coś nowego. Styl całości to jeszcze poprzedni wiek: wszyscy przyjmują pozy, panele zawalone są ruchem i nic na nich nie widać, do tego każdy gada przy użyciu pięciu dymków często nieczytelnie rozłożonych, cały czas ktoś wpada na jakiegoś znajomego, którego kiedyś zabił ale ten jednak żyje… Nic się z tego nie da wyczytać. Historia nie jest opowiedziana w zajmujący sposób, nie znasz bohaterów. Po paru stronach żałowałem, że kupiłem i czytałem do końca wyłącznie z obowiązku. Fabuła ugina się od absurdalnych momentów, jak np. Drax zabijający wszystkich – łącznie ze sobą – na półtorej minuty. Najwyraźniej tak się da.

Ładnie to narysowane, ale to najniższa półka tego, co myślę, gdy wyobrażam sobie typowy komiks ze sklepu wychodzący co tydzień.

Berserk, tom I – Kentaro Miura, 1990 (5/5)

Trzy historie, które świetnie chwytają czytelnika – aż chce się poznawać dalej, co autor ma do zaoferowania. Sam Gus wystarczy – świat czy inne elementy ledwo są wspomniane, jednak protagonista już teraz prezentuje się fantastycznie. To prawdziwy antybohater, który nie zważa na cokolwiek i jest autentyczny we wszystkim. Nie ma dla niego różnicy, czy zabija dobrych albo złych, jakie efekt wywiera na świat i ludzi wokół siebie. Liczy się jego misja i koniec.

Dodali tylko tego chochlika czy tam elfa, który cały czas komentuje: „Oszalałeś? Tak nie wolno!”. Wątpię, aby to była część wizji autora.

Rorschach – Tom King, 2021 (5/5)

Nie czytam, o czym jest komiks, zanim go kupię. Ogólnie przestałem zaznajamiać się z opisami filmów czy książek – warto to warto, a tutaj jeszcze autor jest mi znany i ceniony. Spodziewałem się więc origin story o Rorschachu z „Watchman”, a tymczasem dostałem komiks rozgrywający się współcześnie o próbie zamachu na człowieka, który kandyduje na stołek prezydenta Stanów Zjednoczonych. Historia rozgrywa się w świecie z komiksu Alana Moore’a (nie z filmu), ale jest opowiedziana w taki sposób, że niekoniecznie musi być kanoniczna. Ów zamachowiec – powstrzymany i zastrzelony w twarz – nosił maskę Rorschacha, taką zwykłą, produkowaną w Chinach i kupioną w sklepie za dolara. Teraz zaczyna się wewnętrzne śledztwo: kim byli zamachowcy, jak to zrobili, dlaczego chcieli to zrobić… I czy kontrkandydat ma z tym coś wspólnego. Jest więc to bardziej thriller dziennikarsko-polityczny i kryminał osadzony w tym uniwersum, a nie kontynuacja arcydzieła Moore’a – chociaż i na tym polu Tom King próbuje coś zdziałać, zadając pytanie: czemu superbohaterowie zniknęli po 1986 roku? Co chcieli w ten sposób powiedzieć?

Intryga jest fenomenalna – nie da się oderwać od komiksu, pierwotnie publikowanego w formie 12 zeszytów, teraz liczącego ponad 300 stron. Dwie pierwsze strony zachwycają wizualnym wykorzystaniem medium komiksowego, po czym fabuła przejmuje pałeczkę, wzbudzając ciekawość każdym detalem, a droga jest coraz to bardziej i bardziej pobudzająca wyobraźnię: jak wiele jest tutaj elementów, ile się dzieje i co musiało się stać, aby do zamachu doszło. Wszystko to interpretowane przez naprawdę inteligentnego śledczego, który nie wierzy w nic i jest przekonany, że każdy go okłamuje… Co często oznacza prawdę. A gdy ktoś sprawia wrażenie fanatyka, to jest jednak szansa, że tylko manipuluje odbiorcą. Jak wielu tutaj ma potrzebę manipulowania…

Całość jest spełnieniem obietnicy, jaką daje nazwisko autora – bo gdy wszystkie zaskoczenia i zwroty akcji wybrzmią, gdy odpowiedzi padną, to czytelnik dalej będzie się czuć zagubiony i przytłoczony tym, co przeczytał. Poznaje prawdę i teraz postawione mu jest wyzwanie: co z tą prawdą uczyni? Nie jest to kontynuacja, ale z całą pewnością godny następca złożoności „Strażników”.

PS. Że Frank Miller jest jedną z postaci (ten Miller) to wyłapałem, chociaż nie rozumiem. Ale że Steve Ditko jest tutaj jako starszy autor komiksów, to nie. I też nie wiem, co z tym zrobić. Takich detali, które wynajduję po lekturze, że trochę.

Córka czasu – Josephine Tey, 1951 (3/5)

Jak na tytuł będący na czele najlepszych kryminałów w historii… To jestem zaskoczony, że otrzymuję coś w stylu Dana Browna. Poważnie. Chłop policjant leży w szpitalu i gapi się w sufit, więc z nudów zaczyna rozmyślać o tym, jak Król wieki temu zabił dwóch chłopców… I coś mu się w tym nie klei. Więc czyta dużo książek historycznych, znajduje nieścisłości i zaczyna „dochodzenie” prawdy. I to wszystko bardzo fajnie, duża wartość edukacyjna i historyczna, tylko… No, Dan Brown to jest. Napisane pod względem literackim wystarczająco, bez tworzenia żadnych interesujących postaci czy świata, nie ma też szczególnej intrygi. Czytają książki i mówią, co tam przeczytali.

Najbardziej mnie szokuje, że ta książka mogła być wielka na wiele sposobów. I gdyby ją adaptował jakiś artysta na dowolne medium, to jest na drodze do stworzenia dzieła sztuki. To przede wszystkim mogłaby być historia o tym, jak tworzą się różne wersje rzeczywistości poprzez ślepe powtarzanie za innymi, zamiast poznać prawdę osobiście. Albo jak chce się silnie wierzyć, to prawda przestaje mieć znaczenie, bo dla tej osoby wiara jest ważniejsza i wygodniejsza. To mogłaby być historia o dziedzictwie i o tym, co zostawiamy po sobie i jakby to było żyć ze świadomością, że wszystko o naszym życiu może być przeinaczone. To mogła być książka o tym -czy to w ogóle ma znaczenie? Przecież Ryszard III nie żyje. Oni wszyscy nie żyją. Czy to w ogóle istotne, czy on zabił? Czy był niewinny? Czy osoby, których zabił, w ogóle istniały? Kierunków, w stronę których mogła iść ta książka, jest multum. I nie idzie w dosłownie żadnym. To książka, która mogła mieć tysiąc stron oraz liczne wątki drugoplanowe odnoszące się do teraźniejszości, z licznymi motywami łączącymi wszystko ze śledztwem – ale zamiast tego jest cienką książeczką liczącą 250 stron o czymś, co wraca co sto lat do debaty publicznej. A główny bohater – pojawiający się w kilku innych powieściach tej samej autorki, jak podejrzewałem podczas lektury – jest zadowolony, że rozruszał trochę szare komórki… I tyle.

Uderza mnie jednak – i zastanawia, czy to jest prawda? – poziom powszechnej edukacji w UK o ich własnej historii. Bohater pyta przypadkowe osoby, co wiedzą o tej lub tamtej osobie sprzed setek lat, a oni mają jakąś odpowiedź. Chociażby powierzchowną. Czy w Polsce tak dałoby radę zaczepić ludzi o Łokietka, Sobieskiego, Chrobrego? Czy by ich rozpoznali z portretu, czy coś o nich wiedzą? Czy umieją wyliczyć, kto zastępował kogo? Wiem, że to dwa różne kraje – z czego jeden po 1800 roku do dzisiaj miał niewiele okazji, aby powszechnie utrwalać własną historię – ale i tak trudno mi uwierzyć, że w UK tak to wygląda. A przynajmniej wyglądało 70 lat temu. I jednak lektura zawstydza czytelnika – mnie – który po skończeniu powieści ma pragnienie uzupełnić edukację.

Niemniej, wyżej bym postawił chociażby „Anioły i demony”. I liczę, że powstanie faktycznie adaptacja „Córki…”, która rozwinie ten tytuł do rozmiariów, na które zasługuje.