Stanisław Różewicz

Stanisław Różewicz

22/08/2021 Opinie o filmach 0

W kraju, który często lubił rozpalać się temperamentem swoich twórców, [jego] twórczość zawsze była ostentacyjnie chłodna, świadomie skupiona i kontemplacyjna. Niektórzy pisali o niej, że jest 'nierozgrzana’. Ale łatwo można było zrozumieć, ze jej chłód wypływa ze swoistego strachu przed łatwością wielkich emocji w sztuce. Stąd tak częste u Różewicza 'trzymanie się konkretów’, 'rzeczy’, 'opisów prostych’, aby nie wyglądało, że fabuła chce się narzucić, zmusić odbiorcę do własnych interpretacji.” – Maria Malatyńska (1995)

Wolne miasto (1958)

5/5

Takie Westerplatte, tylko z fabułą.

Opowieść dalece mniej to patetyczna, silna i wzniosła, natchniona czy co tam chcecie – bo bronimy budynku. Symbolicznego, bo to budynek Poczty Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsk, symbol kraju, ale także symbol polskości w lokacji coraz bardziej dominowanej przez Niemców – a to są osoby straszne, patrzące z wyższością na inne narody, żeby tylko patrzące! Nawet małe dzieci napadają i okładają piąstkami młodzież innych narodowości. W takich okolicznościach wyjście na miasto w mundurze listonosza jest czynem głupim, lekkomyślnym, nieprzemyślanym, niewskazanym, a przy tym też pompatycznym, niemal szlachetnym.

Scenarzysta solidnie buduje fundamenty tej historii. Przedstawia bohaterów i czas akcji, atmosferę, napięcie między wszystkimi, rosnącą agresję. Polską dumę oraz Niemiecką wyniosłość. Przy tym to naprawdę jest podobne do Westerplatte (oba filmy oglądałem jeden po drugim), w końcu wszystko tutaj jest niemal identyczne: czas, w sumie miejsce akcji też, temat. Słuchamy o tych samych wydarzeniach w tle – teraz jednak to bardziej ludzkie doświadczenie. Widzimy, że wojna nie zaczęła się w jakimś konkretnym momencie, że konflikt był już wcześniej w powietrzu, że potrzeba atakowania była już gotowa, podobnie jak potrzeba obrony.

To niesprawiedliwy film. Walczą nie ci, co powinni. Nie są nienawidzeni za to, za co powinni. Nawet finałowa scena egzekucji, zamiast dramatu lub tragedii, jest właśnie niesprawiedliwa. Zostają w końcu ukarani prawomocnym wyrokiem, który został im odczytany. Zakłamywanie rzeczywistości się zaczęło.

Stanislaw Rozewicz

Obecnie Stanisław Różewicz znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #108

Top

1. Świadectwo urodzenia
2. Westerplatte
3. Pasja
4. Wolne miasto
5. Ryś
6. Piekło i niebo
7. Gdzie zabawki tamtych lat
8. Głos z tamtego świata
9. Opadły liście z drzew
10. Diabeł
11. Postkarten
12. Trudna miłość

Ważne daty

1924 – urodziny Stanisława (Polska)

1944 – śmierć brata Janusza (poeta, rozstrzelanie za nielegalną działalność)

1954 – debiut fabularny

2008 – śmierć Stanisława (Warszawa, Powązki)

2014 – śmierć brata Tadeusza (Wrocław), pisarza, autora m.in. Głosów z tamtego świata

Świadectwo urodzenia (1961)

5/5

Piękne kino polskie powojenne, złożone z trzech nowelek. Bohaterem każdego jest osoba małoletnia, a akcja rozgrywa się podczas wojny. W pierwszej oglądamy chłopca, który samotnie podróżuje na wschód, by dogonić matkę i braciszka. W drugiej oglądamy najstarszego brata, który musi opiekować się rodziną i pracować na ulicy pod nieobecność rodziców. W trzeciej mamy sierotę, która musi się ukrywać ze względu na jej żydowskie korzenie. Ta ostatnia nowelka jest najlepsza, to jak ostatnie pół godziny Pianisty. Opowiadanie obrazem i smutek wylewający się z ekranu. Dziecko, w którym nie było nawet odrobiny woli, aby żyć. Chciało umrzeć, ale nikt jej w tym nie pomógł. Ukrywali ją, a jej zostało patrzeć tylko przez okno bez słów na dzieci, które bawiły się w ogródku… Ech. Pozostałe dwie nowelki są dobre, ale to trzecia najbardziej oddziałuje na odbiorcę. Świadectwo urodzenia ma też coś jeszcze, co bardzo lubię, czyli bohaterów wyjętych jakby ze Strefy mroku (1959). Wyglądających jakby nie należeli do tego świata, jakby byli postacią ze snu, fantazji. W pierwszej nowelce widzimy na polu kobietę ściskająca swoje dziecko na rękach. W drugiej mamy Rosjanina który uciekł z obozu niemieckiego i zakradł się do mieszkania bohatera. Stał w drzwiach, bez słowa, pojawiając się w środku nocy… Muszę nadrobić twórczość Różewicza. Wcześniej widziałem tylko Westerplatte (doskonały!), ale teraz wiem już, że ten reżyser zrobił również inne tytuły! GARRET POLECA!

Głos z tamtego świata (1962)

3/5

Stanisław Różewicz o zabobonach. Konował leczy ludzi, stara baba udaje bycie medium. Opowieść złożona ze scenek, które bardzo luźno budują jakąś większą całość. A przez to wkrada się monotonia i chaos, kiedy to zainwestowany czas nie zwraca się, jak powinien.

Westerplatte (1967)

5/5

Obronę Westerplatte – wydaje mi się – kojarzy każdy Polak. Mnie już we wczesnej podstawówce opowiadali o tym, jak wybuchła wojna, a garść ludzi broniła terenu, przez długi czas, będąc przygotowanymi tylko na obronę trwającą 12 godzin. Zamiast tego wytrzymali wiele (sprawdzam) 7 dni. 

Film Różewicza o tych wydarzeniach oferuje napięcie. Wróg jest tylko śladem na horyzoncie. Liczy się każdy nabój. Ludzie skończą się szybciej. Światła w lesie wyglądają jak senny koszmar śniący się tym ludziom po nocach. Nocach, czyli tych minutach, gdy stracili przytomność z braku snu. Zwycięstwo zamienione w porażkę. Koszmar. Tych ludzi nie pokonał wróg. Pokonała ich myśl o bezsensie trwania na barykadzie. Trzeba było bronić Warszawy i Krakowa, morze już i tak było odcięte, stracone. Walczyli, oddawali życie i wymagali od innych równego poświęcenia w imię czegoś, co wydawało się… Niekoniecznie niezbędne. Ważne. Podniosłe. Warte tego wszystkiego. W końcu, o co się tutaj walczy? 

Wojna stała się matematyką. Nie ma nawet grama heroizmu albo słusznej sprawy. Walczymy, dopóki dowódca każe. Jak ocenia sytuację bezna-ekhem negatywnie, to się poddajemy i wycofujemy. Matematyka pozbawiona dobra i zła, są tylko decyzje, a jednak wszystko wydaje się równie niewłaściwe. Jak cała wojna. Nie ważne, czy będzie kazać walczyć dalej albo wywiesi białą flagę, czy będzie na koniec dumnie patrzył wrogowi w oczy. Między nimi nie ma złych emocji. Strzelali, niszczyli, ale na koniec podają sobie ręce. Wszystko chuj, chciałoby się rzec, gdyby to nie był taki elegancki, staromodny film. „W kościele na niedzielę biją, a my tacy nieogoleni”, powiedział jeden do drugiego, po trzech dniach walki o życie i Polskę.

Opadły liście z drzew (1975)

3/5

Bohater jedzie pociągiem i wspomina okres wojny, gdy jako niepełnoletni, niewinny, miły, nijaki człowiek był świadkiem różnych wydarzeń, raczej powszechnych w kinie, które już wielokrotnie widzieliśmy: zatrzymywania, utrata bliskich, ryzyko planowania przyszłości czy bycie na froncie i zobaczenie śmierci na własne oczy. Tytuł odnosi się do obietnicy terminu uzyskania pomocy: miała nadejść zanim liście opadną. A te opadły i nic.

Gdybym nie przeczytał w opisie, że to jest opowieść w formie retrospekcji, to z samego seansu drapałbym się po głowie. Bohater wygląda cały czas tak samo, tylko w jednej scenie je zupę w lesie wraz z żołnierzami, następnie jedzie pociągiem, a w następnej scenie obserwuje w lesie atak na pojazd niemiecki. Nie ma żadnych czynników aktywujących takie wspominanie, nie ma łączności między dwiema płaszczyznami czasowymi, nic z tych rzeczy. Ot, przejście, chyba tylko po to, by przypomnieć o pociągu.

Druga rzecz to sam bohater, idealnie uniwersalny, którego najmocniejszą cechą charakteru jest bycie „miłym”. Wyraźnie uosabia przede wszystkim pokolenie ludzi, którzy w większości zostali straceni. To inteligencja, która w okopach siedziała, zamiast kształcić umysły. To dla nich jest ten film, w ich imieniu potępiona zostaje tragedia wojny – szkoda, że w tak nijakiej formie.

Pasja (1978)

5/5

Powstanie Krakowskie oraz losy Edwarda Dembowskiego – temu jest poświęcony film Pasja z wierzchu, ale pod spodem jest ponadczasowy dialog o buncie, rewolucji, konflikcie siły z myślą (które z nich co tak naprawdę może dokonać realnej zmiany?). Mamy 1846 rok, Polska pod zaborami trzech mocarstw, a Rząd Narodowy ma pomysła: wykorzystać siłę i potencjał drzemiącą w chłopach. Obiecać im wolność oraz ziemię na własność, aby poparli powstanie i rewolucję prowadzącą do Niepodległości. Rząd Austriacki na to odpowiedział, że to on obiecuje chłopom wolność i ziemię, a polska szlachta chce im ją odebrać. W ten sposób polscy rewolucjoniści strzelają się z polskimi chłopami, a Edward Dembowski stoi z boku i patrzy, jak jego marzenie umiera, ale nie pozwala sam sobie do tego przyznać. Chłopi nienawidzą szlachty za wydarzenia z przeszłości, nie umieją czytać czy pisać i jest im obojętne, że teraz robią co chcą i biorą co chcą, bo mają pozwolenie armii Austriackiej. A gdy zagrożenie powstania upadnie, to sytuacja wróci do starego stanu.

To opowieść o symbolu i szaleńcu jednocześnie – osobie z charyzmą, przekonaniami oraz racją po swojej stronie. Nie całkowitą, ale jednak: racją w wielu aspektach. Wierzy w to, co mówi i głosi, jest gotów na śmierć i walkę do końca w imię ideału – do takiego stopnia, że staje się fanatykiem, który idzie niemal samotnie przeciw wojsku, aby tylko zostać symbolem. I film wchodzi w debatę z tym ponadczasowym poglądem, zadając sens takich symboli. Czy jedynym rozwiązaniem jest siła, morderstwo konkretnych person? Czy istnieją inne rozwiązania?

Różewicz tworzy chaotyczne sceny starć, walki wręcz, ale za to w wiarygodny sposób przenosi nas do XIX wieku przy pomocy strojów, języka, śniegu – zachowując przy tym ponadczasowy sposób mówienia o rewolucji i różnych poglądach różnych stron. Co w końcu z mówienia o rządzie, gdy druga strona go nie respektuje? Co z marzeń o Polsce, jak drugiej stronie nie robi to różnicy, skoro w obu przypadkach wychodzi na gorsze? Na ekranie widzimy ludzi – uosabiających dialog trwający od wieków, ale jednak przede wszystkim: ludzi. Nie mówią o ideach i symbolach, ale o życiu, rzeczywistości. Cześć i chwała ludziom walczącym o niepodległość w przeszłości, z apelem do współczesnych wojowników, aby walczyli mądrze.

Postkarten (1979)

3/5

Short. Pocztówki z I wojny światowej przedstawiające pastelowe wyobrażenie o konflikcie kontra rzeczywistość, czyli fotografie rannych i pozostałych zniszczeń. Ładne wykonanie, muzyka wyraża bardzo dużo, tylko w sumie bez reakcji. No propaganda i wojna, dziś mocniejsze rzeczy nie robią żadnego wrażenia. Wiemy, że wojna to piekło, a nie kwiatki i ponadczasowa chluba. Nie w sytuacji, gdy walczą ze sobą miliony i miliony umierają.

Gdzie zabawki tamtych lat (2007)

4/5

Ujmujący czarno-biały dokument o rozgrywkach młodocianych sprzed lat. Rysowanie, przerysowywanie, plastelina, zabawki, las… Ujęła mnie w tym skromność twórcy. On tylko pokazuje z nutką nostalgii swoje dzieciństwo, bez jednoczesnego potępienia dzisiejszej ery elektroniki. Chociaż, kto wie, może to są współczesne dzieci, tylko wolą one bawić się właśnie w taki sposób? A może to eksperyment i wyrwano dzieci z miasta aby pokazać im drewniane klocki? Tak czy inaczej, otrzymaliśmy niemy dokument posiadający głębię. Oglądałem z przyjemn