Boże Narodzenie („Joyeux Noël”, 2005)
Diane Kruger & Daniel Brühl
Historia, którą warto znać. Nie zepsuto jej, a z pewnością zachowano całą magię tamtej nocy.
Podczas I wojny światowej doszło do zawieszenia broni na ziemi niczyjej, pomiędzy oddziałami wojsk Francuskich, Niemieckich i Szkockich. Był to rok 1914, w nocy z 24 na 25 grudnia. Wszyscy wyszli z okopów, w większości bez wrogich zamiarów. Zaczęli się poznawać, śpiewali razem, spędzili razem czas, a nawet uczestniczyli w mszy odprawionej po łacinie.
Ten film to wyłącznie obietnica fabularna tego, co wydarzy się w środkowej części seansu. I zapewniam: nie zepsuli tego. Nie ma tu wielu słów, czuć napięcie i niepewność żołnierzy. Wiadomo co myślą – to zasadzka! – i jest to zrozumiałe. A mimo to do spotkania dochodzi, a wszystko niemal wyłącznie dzięki muzyce. Jeden oddział podejmie śpiewaka operowego, który zaśpiewa a capella kolędę – w oddali na drugim końcu polany, słychać będzie szkota, który dołączył się, grając na dudach. Chwila pełna magii i małych kroczków. Jeden za drugim, „swoi ludzie” wypełniają plan. Tacy, którzy nie chcą walczyć. Nie są źli, za to wyrozumiali i pomocni. Duży ciężar opowieści położony jest na tym, co będzie się dziać w ciągu kolejnych dni. Jak na to zareagują przełożeni? Czy teraz wrócą do bycia nieprzyjaciółmi? Oczywiście, że nie. Mają więcej wspólnego z tymi inaczej umundurowanymi niż z ludźmi, którzy wysłali ich na tę wojnę, a swoją Wigilię spędzając we własnym ciepłym domu. Jak z tego wybrnąć?
Oczywiście, film mógł być lepiej wyreżyserowany i sfotografowany. Nikt znany lub doceniony przy nim nie pracował. W scenie na mrozie nie czułem zimna. Podczas pojednania, nie czułem rozmiaru wydarzenia. Jak wielką odległość musieli przejść, ryzykując w końcu każdym krokiem. Można było wszystko lepiej wykonać. Można się rozmarzyć na myśl o tym, co z tej opowieści zrobiłby Anderson, Scorsese, Polański, Nolan… a gdyby była wykonana w stylu Breaking Bad, intensywna i wyśrubowana, nie prosiłbym o więcej. To byłaby dobra odmiana od Opowieści wigilijnej. Co roku pojawiałaby się kolejny cover Joyeux Noel. Już teraz mogę się założyć, że najlepsze byłyby wersje Tarra i Zwiagincewa.
Najnowsze komentarze