Chce się żyć (2013)
W „Chce się żyć” nie ma fabuły ani bohaterów, jest tylko kalectwo i kobiety mające zapewne fetysz facetów dziwnie wyginających palce. I cycki. Jest tu sporo cycków.
Jest taki film jako „Oaza” Chang-dong Lee z 2002 roku. Tam kalectwo było środkiem do opowiedzenia pełnoprawnej fabuły, co w efekcie pozwoliło zatoczyć koło i opowiedzieć przy okazji o samym kalectwie. Tam głównym bohaterem był idiotą, który zakochał się w kalece – miał ku temu powód, ona w logiczny sposób odwzajemniła uczucie. Relacja była przejrzysta, widać była, na czym ona się opiera. W „Chce się żyć” nie ma fabuły ani bohaterów, jest tylko kalectwo i kobiety mające zapewne fetysz facetów dziwnie wyginających palce. I cycki. Jest tu sporo cycków.
Sam do „Oazy” porównywać więcej nie będę, bo w polskiej produkcji chciano osiągnąć coś innego, porównując większość elementów obu produkcji widać między nimi diametralną równicę. Mnie tamten film kojarzył się wyłącznie w momentach, gdy bohater znajdował – z braku innego słowa – wielbicielkę. I wyglądało to tak, że siedzi sobie bohater, kobieta do niego podchodzi… i to tyle. Już na niego leci. Nic o niej nie wiadomo, jak ma na imię, czemu na niego leci, czy na pewno leci, czy wszystkie tak na niego reagują, czy może napisał (hehe) do Mikołaja i dlatego teraz tak jest. Takiego kina wybitnie nie trawię.
Reżyser jest strasznie skoncentrowany na grającym głównego bohatera Ogrodniku i tym, że jego postać to kaleka. To wszystko, co w sumie zapamiętam z filmu. Nie pamiętam twarzy żadnej innej postaci ani jak miała na imię. Nikt tu nie ma osobowości, wszystko jest przedmiotem bez życia. Nie ma tu historii. Czułem się, jakbym oglądał krótki metraż, raz za razem, i nie mam pojęcia, czemu „Chce się żyć” trwa ponad 100 minut. Tu są same epizody i każdy chciał mną manipulować w jakiś sposób. Za każdym razem słyszałem scenarzystę mówiącego do mnie z ekranu: „skoncentruj się na tym, że chcę teraz, byś się zasmucił lub lekko uśmiechnął, i zapomnij o wszystkim innym… Proszę, ja się nad tym męczyłem całe 2 minuty„.
I tak bohater podjeżdża do schodów na klatce schodowej i próbuje się zabić, lecąc na japę. Zero budowania tej decyzji (jeszcze scenę wcześniej miał postawę: „Trudno – jest, jak jest„), a ja w jej trakcie myślałem tylko o jednym: przecież on się zrzucił z półpiętra. Widzę to wyraźnie. Jak on dojechał tu bez czyjeś pomocy? A może zjechał tam sam, ostrożnie, stopień za stopniem – by po drodze się nie wywalić? Nie, to byłoby nielogiczne. Więc co, pielęgniarz go tu sprowadził, a potem sobie poszedł? Mam w to uwierzyć? Przecież to debilizm, ale liczy się dramat! (i wygodne miejsce do kręcenia sceny) Kaleka ma dosyć takiego życia i chce się zabić. Płacz, widzu, płacz.
To manipulowanie trochę wytrąca mnie z równowagi, ale tak ogólnie to nie chciałbym, by mój tekst miał bardzo agresywną wymowę. Wizja reżysera, jakby nie było, udała się w paru aspektach. Chciał pokazać, że pod spodem upośledzenia jest normalnie myślący człowiek, tylko nieumiejący się komunikować w żaden sposób. I to się udało w pewnym stopniu. Mateusz był prawdziwy, szkoda tylko, że miejscami go „urabiali„. Ktoś mu mówi: „Lubię cię„, a nasz główny bohater jest taki fajny, że w myślach mu odpowie: „A ja ciebie nie.„
Po obejrzeniu „Oazy” napisałem: „Nie tylko oni nie są przystosowani do nas, ale też my do nich„. „Chce się żyć” chyba chciało mi powiedzieć, że cycki są tak potężne, że nawet kalectwo nie będzie człowiekowi przeszkadzać. Ok.
Najnowsze komentarze