Newsroom (2012-14)
To czyste kino rozmawiania, dyskutowania, kłócenia się. Akcja opiera się na tym, co zostanie powiedziane, wykrzyczane i wypracowane poprzez komunikację głosową. Tym, czym narracja jest dla „Lost”, tym jest dialog dla „Newsroom”.
I sezon (2012) ★★★★★
To czyste kino rozmawiania, dyskutowania, kłócenia się. Akcja opiera się na tym, co zostanie powiedziane, wykrzyczane i wypracowane poprzez komunikację głosową. Każda linijka została ujęta w uniwersalny, ciekawy sposób, najmniejsza pierdółka była tak opowiedziana by była fascynująca. Nie ma tu jednego pudła, każda sekunda jest idealna i bezbłędna, cudowna. Tego się słucha wybitnie dobrze. Postaci są ciekawe i wyróżniają się, nawet jeśli jest to akurat stażysta mający 20 linijek w całym sezonie. Nie ma tu zasady bawienia się gniewem choleryków, charaktery są zróżnicowane. Każdy jest inny i toczy z kimś jakąś wojnę co chwila, nawet jeśli jest spokojny, niezręczny, małomówny lub zajęty, ale będzie się kłócił do końca.
Najlepsze jest to, że wszyscy są cholernie błyskotliwi. Zdają się potrafić prowadzić kilka rozmów jednocześnie, nie gubią wątku i pamiętają wiele detali, mają ogromną wiedzę z ekonomii, polityki, kultury. Gadają szybko, inteligentnie, rozumieją się w lot i nie zatrzymują się. I powtórzę: wszystko mówią w bajerancki, przyjemny sposób. Jakby grali w programie „Jeden z dziesięciu„, to trwałby na antenie bez przerwy przez tydzień, i wszyscy nadal mieliby po trzy szanse. Ich mobilność i praca umysłu jest imponująca.
Tym, czym narracja jest dla „Lost„, tym jest dialog dla „Newsroom„.
Serial opowiada o dziennikarzach podejmujących próbę prowadzenia prawdziwych wiadomości.
Postacią centralną jest tu słynny prezenter wiadomości, Will McAvoy, który swoją pozycję zawdzięcza nieopowiadaniu się po żadnej ze stron, jednocześnie będąc przychylny obu. Podczas wywiadu traci nad sobą kontrolę i na pytanie studentki „Czemu Ameryka jest najlepszym krajem na świecie?” odpowiada: „Ameryka nie jest najlepsza„. I nie zatrzymuje się. Wytacza najcięższe działa i demaskuje wszystkich w kilka minut.
Następnie idzie na urlop, a po powrocie zostaje odwiedzony przez pewną kobietę imieniem Mackenzie MacHale, która namawia go, by zabawili się w Don Kichota i zaczęli prowadzić wiadomości ważne, warte wysłuchania. W ogromnym skrócie, bo jest tu sporo zamieszania z zarządem, dotychczasowymi współpracownikami Willa, którzy wolą uciec z tonącego okrętu i przenieść się do innego dziennika, oraz niewyjaśnioną znajomością z Mac. Jaką ona i Will mają przeszłość? Czemu właśnie ją prezes firmy wybrał na producenta wiadomości? Wszystko to na tle prawdziwych wydarzeń – jest również morderstwo Osamy Bin Ladena.
Cała główna fabuła tego sezonu rozwija się przez kilka pierwszych odcinków i dotyczy szeroko pojętej pracy dziennikarskiej w całym jego spektrum. Relacji prezentera z widownią, prezentera z samym sobą podejmującego wybór, o czym i jak mówić, jego rolą w świadomości społecznej, jego przyczyną w rozwijającym się systemie opartym na obywatelach, którzy są niedoinformowani co się tak naprawdę dzieje… Potem oczywiście zależność między materiałem i liczbą widzów, co równa się liczbie reklam (badania są prowadzone właściwie co dzień, kto i w którym momencie dziennika ich ogląda). Na końcu jest oczywiście taka zależność, że dyrektor spółki prowadzi interesy z kongresmenami, i to stąd jest ponad 90% pieniędzy, które zarabia cała firma. Właściwe wiadomości i tabloidy czy programy śniadaniowe to przy tym mały procent.
Nie ma tu wskazywania winy albo mówienia, że wina czyjaś w ogóle jest. „Newsroom” mówi, że jest problem. I niezależnie od tego, w jakim stopniu zależy on od ciebie, to wciąż jest twoja działka. I odpowiedzialność za nią spoczywa na tobie. A bohaterowie nie tylko ruszają na krucjatę, ale robią to również dla siebie. By czuć dumę z wykonanej pracy. Piękne.
Powyższy akapit jest dla tych, co czytają jedynie ostatni akapit, by wyrobić sobie zdanie.
Niniejszy akapit to zbiór różnych uwag, które mam w głowie, ale tekst wyszedł za długi i muszę skończyć.
– Jest to serial całościowy
– Serial jest bardzo Amerykański, ale w ten dobry sposób. Postaci chcą być dumni ze swojego kraju, ale widzą, że nie mają ku temu powodu – więc będą na niego pracować.
– Większość pochwał mówiących o bezbłędności dialogów spoczywa na barkach pilota i paru kolejnych epizodów, bo z czasem w odcinkach pojawiają się nawet cała scena będąca zwykłym dialogiem. Straszne, prawda?
– Dramaturgia i pisanie scenariusza wiadomości w trakcie kręcenia na żywo, z wyliczaniem co do sekundy. Geniusz.
– Sporo przy tym realizmu, całość wydaje się tylko nieco bardziej żwawa niż praca w „Baltimore Sun” (ukazana w „The Wire„).
– Są tu też sztuczki narracyjne, ukazywania treści odcinka w nielinearny sposób, gdy to dopiero w połowie albo i później wyjaśnia się, co jest „teraźniejszością„, a co jedynie retrospekcją.
– za jedyną wadę serialu uważam jego czołówkę, która jest wolna i nudna. Wolałbym 3 minuty reklam zamiast niej.
– w całości brakowało mi pokazania, jak ci ludzie na bieżąco się rozwijają i zdobywają nową wiedzę. Chciałbym to zobaczyć, bo oni już wchodzą do akcji mądrzy i w ogóle.
II sezon (2013) ★★★★
Wątki drugoplanowe zostają kontynuowane, a przed szereg wysuwa się nowy wątek, opowiedziany niczym w „Detektywie” – główni dziennikarze zeznają swojemu adwokatowi, jakie zdarzenia doprowadziły do operacji Genoa. 11 miesięcy wcześniej usłyszeli o działaniach wojskowych z użyciem broni chemicznej na cywilach. Brzmi nieprawdopodobnie, ale z czasem zbierali coraz więcej dowodów. Okazuje się, że USA ma wciąż takie toksyczne zabawki, chociaż powinna je zniszczyć. Kolejni świadkowie są gotowi zeznawać przed kamerą, ale Charlie wciąż nie zezwalał na emisję historii. Wiadomo już jednak, że w końcu się na to zgodził. Co się takiego stało? Jakie efekty dało ujawnienie tej historii?
Wstęp bardzo mnie zaintrygował. Chciałem wiedzieć, co się stało i co tak naprawdę oglądam w futurospekcjach. Sporo tu budowania napięcia razem z ujawnianiem kolejnych fragmentów opowieści, co wiąże się z prowadzeniem większości wątków równocześnie przez cały sezon. Skutek tego jest taki, że początkowe epizody mogą nużyć, by finałowe urwały łeb. I nawet im się to udaje, ryzyko się opłaciło. Czułem ciężar operacji Genoa.
Jest lepiej pod względem dramaturgicznym, mnóstwo tu dopinania spraw na ostatnią setną sekundy, wiele rzeczy dzieje się poza kamerą a Will McAvoy musi po nich wrócić przed obiektyw i z kamienną twarzą oraz spokojnym głosem relacjonować wiadomości. Jest stres, napięcie i gra na nerwach.
Reszta jest bliższa zwyczajności. Bohaterowie częściej rozmawiają jak normalni ludzie, mówią wolniej i z rzadka przebłyskują swoją inteligencją lub szybkością. Przez cały seans – jakkolwiek bardzo przyjemny – czułem spore niespełnienie samej produkcji. Całe to mówienie o robieniu lepszych, właściwych wiadomości… jakoś się rozpłynęło. Nie ma tu porównania z innymi stacjami, same wystąpienia Willa McAvoya nie robiły na mnie specjalnego wrażenia, brak też jakichś konsekwencji takiego zachowania. W tym sezonie pani z 44 piętra nie robi żadnych kłopotów i nic z tego nie wynika.
Najlepsze w tej serii, poza ostatnimi epizodami, jest wątek Jima, który pojechał relacjonować kampanię Rooneya, i jako jedyny zadawał właściwe pytania. Reprezentanci mu nie odpowiadali, pozostali dziennikarze byli na Jima wkurzeni, bo cały czas gada w kółko chociaż wie, jaką dostanie odpowiedź. Cała gadka polityczna była tak ogólna, że nie mieli co relacjonować, ale i tak to robili… W końcu Jim przestał się na to zgadzać. Takie rzeczy chciałem oglądać w całym serialu, ale widać jego ambicje były/są mniejsze, niż bym chciał jako widz, jednak w tamtej chwili nie mogłem być bardziej usatysfakcjonowany.
Zaskoczony jestem, że tak długo wstrzymywali się z nakręceniem 3 sezonu, i nie wiem, kogo miał finał zadowolić w obecnej formie. Nie ma zamknięcia, kolejna część jest oczywista.
III sezon (2014) ★★★★
Seans tych 6 odcinków podzielić można na trzy etapy.
Pierwszy to negacja. Jeśli ktoś, tak jak ja, spodziewał się w końcu zakończenia wątku z 2 sezonu, czyli podjęcie walki w sądzie o odszkodowanie, udowodnienie swoich racji, starcie z systemem prawniczym pozwalającym na takie cyrki… To tego nie ma. Całe budowanie dramaturgii rozmyło się i popadło w zapomnienie. Absolutnie nic nie ma, jedynie w kilku chwilach postaci mówią rzeczy pozwalające mieć pewność, że cały 2 sezon w ogóle się wydarzył.
W zamian są oczywiście nowe historie oraz telenowelowe schematy nałożone na ciekawe postaci.
I to jest drugi etap: zachwyt.
Trzecia seria dosyć szybko zaczęła mnie przekonywać, że jest połączeniem najlepszych stron dotychczasowych. Dramaturgia drugiej połączona z interesującym pismem pierwszej. Tym razem widz dostaje tu wybuch bomby podczas maratonu w Bostonie (2012) i historię trochę przypominającą Snowdena. Mianowicie ktoś kontaktuje się z Neilem i przekazuje mu kilkanaście tysięcy dokumentów rządowych, na których jest dowód, że propaganda amerykańska w kraju Arabskim doprowadziła do śmierci prawie 40 obywateli USA. Do zabawy przyłącza się oczywiście FBI, rząd cały czas powtarza, że publikacja tych danych zagraża dobru społecznemu, Neil zwiewa do Ameryki Południowej… Cudowne, absolutnie wspaniałe. Zobaczyć tych bohaterów, szczególnie Willa McAvoya z wypiętą piersią stawiający czoła setce agentów rządowych wpadających do jego redakcji, by zabezpieczyć dowody – to się ogląda. Ta fabuła zaskakuje, trzyma w napięciu i z każdym kolejnym epizodem spełnia tę olbrzymią obietnicę.
4 odcinek jest zdecydowanie najlepszy. Szczególnie ośmiominutowe zakończenie tegoż, które w tak przegadanej produkcji udało się napisać bez większego dialogu. Obietnice zostały spełnione, postaci przeżywają ważne chwile w swoim życiu, wiele się zmienia…
A wtedy wszystko trafia szlag wraz z finałem.
Znowu udawano, że to, co było wcześniej, nie ma żadnego znaczenia. Podejmuje się nowe wątki w ostatniej chwili, twórcy stosują każdą sztuczkę, jaką tylko wymyślono przed nimi, byle tylko przekonać widza o jednym: to wielki, podniosły epilog, zamykający wszystko w całość. Problem w tym, że robi to tak, jakby pomiędzy pilotem i nim nic nie było. Przejście jest idealne. Oglądacie pierwszy i ostatni odcinek po kolei, dokładacie sobie pomiędzy nimi napis „Trzy lata później” i nie czujecie, że coś was ominęło. A że było w cholerę wydarzeń, to tylko pokazuje cały fałsz tego wszystkiego.
I co teraz?
Pilot oczywiście polecam. To kawałek wspaniałego kina. Problem jest tylko jeden: składa obietnicę większą, niż miał zamiar unieść. Miał być Don Kichot, a wyszło… bezproblemowe robienie wiadomości, zadowolenie z pracy, niepatrzenie na wyniki oglądalności… Wspaniała lekcja. Jakikolwiek rewolucjonizm, zmiany, walka o lepsze jutro? Nie tutaj. Ten serial chciał być mniejszy, prostszy i pragnął się wycofywać, gdy presja była za duża. Olano walkę z systemem w drugim i trzecim sezonie, a walkę o lepsze wiadomości rozmyto po całości i nawet nie wiadomo, co twórcy chcieli osiągnąć. Nie robili złej roboty, ale to wszystko.
Obejrzyjcie pilot, a potem możecie w sumie doczytać o losach bohaterów w necie. Kto umarł, kto jest z kim i kto ma dziecko. Tak, to wszystko, co się zmieniło i rozwinęło przez te sezony. A miała to być historia o lepszych wiadomościach, bez których Ameryka osunęła się do poziomu, który obecnie prezentuje.
Najnowsze komentarze