Archiwum: Podsumowanie życia w mijającym roku

Archiwum: Podsumowanie życia w mijającym roku

01/01/2015 Blog 0

W ubiegłym roku niewiele się zmieniło

Ludzkość dalej dąży do samozagłady. Nie umieją prawidłowo skorzystać z chodnika, a sztuka komunikacji zanika. Cały czas mówią co innego, niż mają na myśli, temat poszanowania ortografii można wykreślić. A że nie ma nic banalniejszego w obsłudze niż chodnik, i ważniejszego niż prawidłowa komunikacja, nie ma co się spodziewać, że los ludzkości będzie inny. Kiedyś ktoś w końcu mnie przekonał, że ludzie są głupcami – bo większość nie rozwija się już po skończeniu szkoły. Nie zdobywają nowej wiedzy, gdy już stuknie im 30-tka lub 40-tka. Historia, fizyka, chemia – nic z tego. Dziś już nawet takich dowodów nie trzeba przytaczać. Smutno.

W życiu osobistym nadal wszystko udane. Wykonałem szereg czynności, dzięki którym jestem lepszy od innych, czyniąc mnie również bardzo oryginalnym. Nie ściągnąłem ani jednego filmu, odcinka serialu, gry ani płyty. Nie zalogowałem się w tym czasie na facebooka ani na żaden inny portal społecznościowy. Nie przeczytałem ani jednego komentarza pod filmikiem na YouTube, ani też nie stworzyłem własnego. Nie napisałem niczego ani nie przeczytałem niczego na forum filmwebu lub pod artykułami tam napisanymi. Nie zajrzałem nawet na takie strony jak wp, onet, interia i inne. Nie zrobiłem sobie selfie, nie mam nawet odpowiedniego telefonu do wykonywania takiej czynności ani konta na stronach, gdzie jej efekty się publikuje. Nie słucham radia, nie oglądam wiadomości ani reklam, nie kupuję niczego w Media Expert. Nie usłyszałem ani jednej piosenki w wykonaniu popularnych wykonawców muzycznych, których się nienawidzi i nagradza. Nie kojarzę ani jednej osoby będącej „artystą roku”, ani też tegorocznych „hitów”. Nie wiem, czemu ludziom przeszkadza nowy kształt miecza świetlnego. Nie oglądałem żadnego z najpopularniejszych nagrań na YT ani też nie spotkałem się z coverem „Let it Go”, a nawet nie oglądałem Frozen. Nie brałem narkotyków, nie upiłem się, nie popadłem w żaden nałóg i nadal mam niedowagę, więc wygrywam ze smutnymi tłustymi. Wciąż nawet nie kliknąłem żadnego „Let’s Playa” ani stream na twichu. Nie ożeniłem się, nie brałem udziału w żadnej wojnie, szczególnie tej konsolowej, między markami gier i smartfonów, nie klikałem „Lubię to”.

Chwila

To wszystko wartości negatywne. Oczywiście, dla wielu z was to dobra wiadomość, szczególnie tych martwych. Dzięki takiemu porównaniu „nicnierobiąc” stajecie się lepsi od większości ludzi. To wciąż jedynie niepełna wartość.

O większości moich „dokonań” w mijającym roku, które nadają się do publikacji, już pisałem w felietonach. Oczywiście, mógłbym napisać, że dałem radę przez cały rok wstawać o 5:45 i przez myśl mi nie przeszło, by się zabić, co też stawia mnie ponad masą ludzi… ale już nie chce mi się żartować.

Prawda jest taka, że największym moim dokonaniem tego roku było zwyczajne przetrwanie. Dałem sobie radę, z czym miałem dać, podołałem tym kilku małym wyzwaniom, które sobie postawiłem, a te nieukończone wcale nie uciekły. Mam czas.

O 23:56 włączyłem sobie „After the Ending”, ostatni utwór z mojej ulubionej płyty „The Empyrean”, po którym o północy wszedł pierwszy, czyli „Before The Beginning”. Jeśli nie znasz tej płyty – to bardzo duchowy album, nagrany przez kogoś, „kto umarł, ale wrócił do żywych”, bo wciąż ma tu coś do zrobienia. Dlatego właśnie słuchałem tego w tym momencie, tak jak zaplanowałem. I poczułem, że to nowy początek. Poczułem obecność tych kilku drobiazgów, które były poza moim zasięgiem rok temu, ale teraz je mam i mogę przejść dalej. Stać mnie, by płacić ten miesięczny abonament w Spotify, i mogę je sobie włączać w pracy bez poczucia zażenowania, że co kilka utworów włącza się reklama. Co jest dziwne, bo wszyscy inni słuchają radia i nikomu nie przeszkadzają tamtejsze anonsy. Jak widać, niby wyżej śmieję się z ludzi, którzy schudli 2 kilo w 2014 roku i są z tego dumni, a sam mam swoje żałosne osiągnięcia.

Na blogu

2014 na początku lutego. Na obecną chwilę do obejrzenia mam jeszcze 23 filmy, ale są tam takie kwiatki jak Clerks III, które raczej jeszcze nie powstało, oraz The Cobbler Thomasa McCarthy’ego, które w zeszłym roku miało chyba tylko premierę festiwalową. A póki co, może kliknąć tu i zobaczyć moje ulubione filmy 2014 w kolejności alfabetycznej. „Rozczarowań” nie będzie. Wprawdzie mam trochę agresywne poczucie humoru, ale chujem nie jestem, i nie mam potrzeby pisać niczego na poziomie: „O, spodobał ci się ten film? Żryj gówno, bo mi nie, bo jest do dupy! I będziemy pisać w trzeciej osobie, że MNIE się nie spodobał!!!”. „Najgorszych” nie będzie, bo… nie mam czasu, by oglądać złe filmy.

Większych zmian nie przewiduję. Utrzymam limit 4-5 notek tygodniowo, i będę pisał domyślnie o filmach, które polubiłem (od 6/10 w górę). Chciałbym oczywiście, by była tu jakaś strona startowa, ale tego na Blogerze się nie da zrobić. Dlatego dokończę tylko to, co jest zaczęte… i popracuję nad promocją, chociaż nie mam ku temu pomysłów. Tworzenie fanpage’y na facebooku odpada.

W temacie filmowych postanowień na nowy rok:

– więcej niż 2 filmy tygodniowo.
– przynajmniej jeden sezon serialu na tydzień, począwszy od lutego
– obejrzeć wszystkie seriale, które mam w planach i wciąż żyją, tzn. wychodzą kolejne serie
– zaliczyć cały Top 250 na RYM. Hehe, Mama i dziwka pewnie mnie rozłoży.
– obejrzeć Heimat z 1984 roku
– dokończyć retrospekcję Lost
– być przynajmniej na Nowych Horyzontach… a może odwiedzę jeszcze jeden festiwal?

Największe filmowe dokonania mijającego roku:

– obejrzałem Yi Yi, Love Exposure i wiele innych filmów trwających te 3-4 godziny;
– mam za sobą Berlin Aleksanderplatz, All in the Family, Firefly, Six Feet Under, Prisonera oraz The Wire;
– wykonałem wiele powtórek, dzięki czemu lista moich ulubionych filmów dobiła do 80;
– powtórzyłem cały 1 sezon Lost w całkiem zadowalającym stylu;

Postanowienie noworoczne... tak, mam jedno

Zamiast mówić sobie: „Jestem słaby”, będę mówił: „Muszę więcej ćwiczyć”.