Bob Fosse

Bob Fosse

28/06/2023 Opinie o filmach 0

If you think you can do better, then do better. Don’t compete with anyone, just yourself. When you are in trouble or have a dilemma, ask yourself, „What’s the important thing?”. And when you wake up in the morning, ask yourself how you can be a better person, not just a better performer.” – Bob Fosse

Obecnie Bob Fosse jeszcze nie znajduje się w moim rankingu reżyserów (za mało filmów widziałem)

Top

1. Lenny
2. Cały ten zgiełk
3. Kabaret
4. Słodka Charity

Ważne daty

1927 – urodziny Roberta (Chicago)

1955 – pierwsze zwycięstwo TONY

1960 – trzecie małżeństwo (do jego śmierci, pomijając separację w 1971)

1963 – urodziny córki

1969 – debiut pełnometrażowy

1983 – ostatni film

1987 – śmierć (atak serca, Washington) w tym samym roku, co jego idol: Fred Astaire

Lenny (1974)

5/5
Obraz epoki, obraz zmian, obraz człowieka. Film o narodzinach stand-up’u i wolności słowa.
 
Lenny Bruce dzisiaj jest pamiętany jako jeden z trzech najważniejszych komików wykonujących stand-up (za Georgem Carlinem i Richardem Pryorem), a film Lenny Boba Fosse’a (Kabaret, Ten cały zgiełk) przedstawia życie tego człowieka – nie jest jednak biografią lub hołdem. Jest obrazem tego człowieka i jego czasów – przenosi nas w czasy, gdy faktycznie nie można było powiedzieć konkretnych słów publicznie, gdy policja interweniowała za ich użycie, gdy dostawało się groźby za to. „Gdybyś to powiedział w obecności mojej żony, to bym nie ręczył za siebie”, słyszy pan Bruce jadąc radiowozem do aresztu. Film powstał zaledwie parę lat później, w innych czasach, kiedy to samo zachowanie już nie było karalne – przez to dając komentarz sam w sobie, ale film idzie zdecydowanie dalej.
 
Opowieść jest nielinearna, skacząc cały czas między występami pana Bruce’a będącego u szczytu popularności oraz opowieścią o jego życiu w porządku chronologicznym, kiedy zaczynał jako człowiek nudzący swoją widownię wyświechtanymi żartami. Jego historia jest historią jego czasów, prawdy o nich. Słyszymy wywiady prowadzone jakby „dzisiaj” z osobami, które znały pana Bruce’a – które wyraźnie często są zakłamane albo nieprawdziwe, rzucając dodatkowy wymiar nie tyle na Lenny’ego, ile właśnie na ówczesnych ludzi. Lenny w pewnym sensie kontynuuje misję Lenny’ego: mówienie prawdy prosto w twarz o świecie wokół. Zakłamani ludzie, fałsz wszędzie, ale udajemy, że jest całkowicie inaczej, że brudne słowa nie istnieją, a inne mają inne znaczenia, niż w rzeczywistości. W końcu co jest bardziej „nieczyste”: zdjęcie stosunku seksualnego czy zdjęcie martwego ciała? Co jest bardziej niemoralne: homoseksualizm czy wojna w Wietnamie? I to wszystko w filmie, który używa wszystkich tych słów, pokazuje nagość, pokazuje nawet autentyczne, martwe ciało, ale większy szok wywoła pewnie scena, w której Lenny kilkukrotnie używa angielskiego odpowiednika słowa: „czarnuch”.
 
Twórcy nie unikają sami mówienia prawdy: Lenny w ich filmie rzadko jest komikiem, częściej jest po prostu wulgarny – a widowni to wystarczy, tak po prostu. Na scenie widzą człowieka, który mówi: „kurwa” i następuje minuta śmiechu. Nie widzimy kreacji mędrca, który głosi prawdę i zmienia umysły słuchaczy swoimi monologami. Na ekranie nie zobaczymy głosu pokolenia, ulicy czy filozofa, tak samo jak nie zobaczymy szarych ludzi szukających prawdy. Jeśli już, to szukają taniej rozrywki. Wprost jest zasugerowane, że wielu przychodziło na występy tylko po to, aby zobaczyć aresztowanie osobiście. Tytuł wydaje się interesujący: Lenny jest jedyną prawdziwą częścią Lenny’ego Bruce’a, jego drugie imię i nazwisko zmienił na potrzeby sceny. Tak jakby Bob Fosse chciał powiedzieć w ten sposób: w tym filmie powiem tylko prawdę. A to naprawdę odważne stanowisko.
 
Film wypatrzony dawno temu przez przypadek na TCM. Przez wiele następnych lat miałem nawet nie wiedzieć, że zobaczyłem biografię – i to jednego z najważniejszych stand-up’erów w historii branży rozrywkowej. Wręcz dowiedziałem się tego zaledwie parę lat temu, gdy czytałem o dorobku Woody’ego Allena i dowiedziałem się, że był też właśnie stand-up’owcem. Już pewnie na zawsze zostanie ze mną wizja takiego klubu jako miejsca czarno-białego, wypełnionego dymem papierosowym, w którym występujący stoi przy stojaku na mikrofon (sam mikrofon trzyma w ręku), pochylony, namyślony, widownia przy stolikach wpatrzona i łapiąca każde słowo.