Krzysztof Zanussi

Krzysztof Zanussi

19/06/2023 Opinie o filmach 0

Artystą jest się dopiero wtedy, gdy umie się coś zrobić dobrze na pięć sposobów i umie się wybrać ten, który jest najlepszy.” – Krzysztof Zanussi

Krzysztof Zanussi

Obecnie Krzysztof Zanussi znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #139

Top

1. Barwy ochronne
2. Iluminacja
3. Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową
4. Rok spokojnego słońca
5. Struktura kryształu
6. Persona non grata
7. Niedostępna
8. Liczba doskonała
9. Recepta dla Johna
10. Zaliczenie
11. Słaba wiara
12. Cement i słowa
+ Napoleon, odc 3

Ważne daty

1939 – urodziny Krzysztofa (Warszawa)

1959 – początek studiów filozoficznych

1962 – rzuca filozofię i idzie do Łodzi

1966 – ukończenie reżyserii

1969 – debiut pełnometrażowy

1970 – początek współpracy z Mają Komorowską

1981 – wyjazd z kraju, twórczość głównie za granicą

1989 – powrót na stałe do Polski

1992- Krzysztof zdobywa tytuł profesora sztuk filmowych

Shorty

0/5

Recepta dla Johna (1959) *** Lekkoatleci oraz wysiłek fizyczny, który inspiruje.


To sprawdza się zapewne jako propaganda (na początku mężczyzna przegląda gazety wyraźnie w stylu amerykańskim: kup to i tamto, ale na koniec odrzuca ją i biegnie za sportowcami, ćwiczyć tak jak oni), ale to też uczciwie interesujący dokument dla ludzi siedzących w temacie fizjoterapii, jak wtedy ćwiczyli. Pamiętajmy, że czas Arnolda przypada ponad dekadę później. Niektóre ćwiczenia i ruchy budzą moją wątpliwość, ale to już niech jakiś fizjoterapeuta oceni.

 


Cement i słowa (1960) * Ale jak on zrobił niemy krótki metraż? Przecież oni tylko tu gadają.


Albo Iluzjon (gdzie to widziałem) nie znalazł kopii z dźwiękiem, albo dźwięk zaginął, albo sam Zanussi nawalił i teraz wciska kit, że mu chodziło o „uchwycenie atmosfery”, jak później twierdził. Tak czy siak, Iks De. Dobrze, że Kazimierz Kutz robiąc „Nikt nie woła” nie wydziwiał i włączył dźwięk.

Struktura kryształu (1969)

4/5

Debiut pełnometrażowy Zanussiego. Starzy znajomi spotykają się po latach, gdy jeden przyjeżdża w odwiedziny do drugiego. Mieszka on na wsi, niedaleko stacji meteorologicznej i wiedzie spokojny żywot. Pierwszy się go pyta: „No dobra, ale co tu robisz? Do czego zmierzasz?”. Drugi wzrusza ramionami: „Dobrze mi tu”. I to by było na tyle. „Struktura kryształu” nie ma wiele do powiedzenia, zadowala się zadaniem pytań i zwróceniem uwagi widza na pewne kwestie. Jak na debiut trwający nieco ponad godzinę – wystarczy. Film jest pełen życia i przestrzeni, muzyka Kilara robi swoje.

Iluminacja (1972)

5/5

Franciszek Retman chciał wiele. Poszedł na fizykę, bo sądził, że to ona da mu odpowiedzi i pozwoli czegoś istotnego dokonać. Widz obserwuje, jak wyglądało jego życie na studiach, w akademiku, gdy musiał porzucić naukę – i wiele więcej. Aż do momentu osiągnięcia tytułowej iluminacji – przynajmniej według Zanussiego – w której godzi się ze swoim życiem oraz zwykłością.

Całkiem przyjemny seans – opowieść zrealizowano w niecodziennej formie. Całość jest złożona z krótkich scenek, przebijanych informacjami, faktami. Przykład: bohater rozmawia z kimś i słyszy, że zazwyczaj wszystkie dokonania fizyków mają miejsce przed 30-tką. I tutaj wyskakują tablice zaprzeczające tej tezie, podające informacje o słynnych fizykach i w jakim wieku dokonali swoich odkryć, kiedy dostali nagrody.

Bije z tego filmu prawdziwość. Zarówno w pokazaniu życia studenta, jak i przekazania na ekran poczucia spoglądania wstecz. Cała ta fragmentaryczność i pośpiech, jakimi cechuje się ten obraz, ma sporo wspólnego z takim nagraniem z wakacji. Tylko w tym wypadku jest to zapis o wiele dłuższego okresu, dotyczącego rozważań na temat studiów i życia. Przede wszystkim w Polsce w tamtym okresie. Gdy bohater ma określić swoją specjalizację, odpowiada wtedy: „Nauczyliście mnie tego, co było wiadomo 20 lat temu, ale nie wiem, co teraz się dzieje na świecie. Jak mam wybrać, w czym się najbardziej przydam?”. Jest też parę ogólnych myśli dotyczących studiowania i nauki. Kilka ciekawych scen dyskusji na takie tematy jak: która dziedzina jest dziś najważniejsza? Znajdzie się też chwila, by poszukać swoje miejsca na tym świecie.

Iluminacja chyba najwięcej traci na tym, że dotyczy szarego człowieka, wziętego niemal z ulicy.

Barwy ochronne (1977)

5/5
Twarde realia ukazane w twardy sposób.
 
Obóz letni, gdzie dochodzi do wizyty ważnej osobistości w związku z konkursem na pracę z językoznawstwa. Ambitny młodzieniec wdaje się w debatę z kimś bardziej doświadczonym i cynicznym na temat tego, co w aktualnym momencie jest prawidłowe pod względem moralnym. W ten sposób zaczyna się pojedynek filozoficzny, konfrontujący wierzenia, przekonania i rzeczywistość, podczas gdy cały przebieg tej historii staje się powoli spektrum zachowań ludzkich w obliczu systemu, to analiza kręgosłupa moralnego w świecie odwróconych wartości.
 
Bohaterowie Zanussiego zawsze byli mądrzy – tutaj jednak brzmią nie jak ludzie czytający filozofów, ale ktoś, kto po prostu żyje, ma własne wierzenia poparte doświadczeniem. Ich dialog faktycznie jest rozmową oraz pojedynkiem, bez konkretnego zwycięzcy czy jednej, jedynej racji po którejś stronie. Nie jest też tak, że każdy ma w dupie co mówi drugi i zostaje z butą przy swoim zdaniu, nie. Wszystko koniec końców rozbija się o efekty, o skutki rewolucji i pytanie: co one tak naprawdę dają, co te pojedyncze sprzeciwy są warte, kto o nich pamięta?
 
Świetnie to jest zagrane a nawet opowiedziane. Bogactwo tła do debaty urzeka, a finał zaskakuje. Zapasiewicz najpierw śmieje się z gówienka, a jako ostatnie słowa filmu pada gorzkie: „Może tak by było lepiej”. Można mieć rację w tym prawdziwym świecie, tylko co to za życie? Tutaj niestety nie ma wygranych i film świetnie punktuje tę bolesną prawdę: nikt tu nie jest szczęśliwy.

Niedostępna (1982)

3/5

Znowu u Zanussiego dwoje ludzi rozmawia o wszystkim. I mówią tak długo, że finalnie mówią o niczym.


Marek biegnie przez bogatą dzielnicę, krwawiąc na twarzy, mając uraz ręki, ciągnąc bagaż za sobą. Dobija się do domofonu rezydencji, skąd go odsyłają, ale mówi: „Co jest z wami nie tak? To już trzeci dom, gdzie mnie odsyłają” i to wystarczy. W środku będzie tylko kobieta podająca się za służbę, ale tak naprawdę okaże się właścicielką: bogatą kobietą, która od dawna się ukrywa. Więcej nie będę zdradzał, chociaż to wszystko śmierdzi znanymi sztuczkami na kilometr. Widzieliśmy już lepsze filmy o tym samym, które mają lepszą tematykę oraz są bardziej spójne. Bohaterowie zdają się inteligentni i doświadczeni życiowo, debatują na tyle różnych aspektów życiowych, ale gdyby byli faktycznie tacy zajebiści, to – biorąc pod uwagę późniejsze informacje, których się dowiadujemy – wymyśliliby lepszą szaradę.


Zanussi z Żebrowskim poprzez swoich bohaterów pokazują starą, silną kobietę, która nie nabiera się z powodu braku nadziei, oraz młodego mężczyznę, narwanego i romantycznego, śmiesznego w swojej naiwności. Nie wiadomo, gdzie kończy się i zaczyna wciskanie kitu, bo chyba sami scenarzyści nie wiedzą, jakie są prawdziwe motywacje bohaterów. Wydaje się, jakby to miał być krótki metraż, ale on trwa i trwa dalej, dokładają kolejne „Zwroty” akcji, które odmieniają narrację, przez co całość staje się obojętna. Gdy zbliżałem się do końca tego seansu trwającego zaledwie 85 minut, to zadałem sobie pytanie: co im to dało? Już mnie pal licho, ale co to dało samym bohaterom? A no… Nic. Spróbowali, nic nie wyszło z tego, więc… No, tyle.


Tak, całość jest świetnie zrealizowana i zagrana, ma gorzką wymowę… Tylko co z tego? Morał jest taki: gdy kobieta mówi 56 razy „nie”, to odejdź z myślą, że powinieneś jeszcze raz nalegać i wtedy by ci się udało. Może.

Napoleon, odcinek 3 (1990)

0/5

Serio, pokazali w Iluzjonie tylko trzeci odcinek z całego serialu, bo go Zanussi wyreżyserował. Zaznaczyli, że to słaba kopia, dźwięk też był przesunięty o dobre dwie sekundy.


Tak czy siak, to serial fabularyzowany o losach Napoleona. Trzeci skupia się nad jego zagwozdką, jak wykorzystać Polskę, co im dać i co jego kampania dla tego kraju znaczyła. Realizacja jest po prostu dziwna – celowo jest tu kamera w kadrze czy narrator, reszta ekipy też wielokrotnie mignie. Czwarta ściana łamana jest celowo, a nieuwzględniony w napisach końcowych Artur Barciś jako żołnierz prowadzony na chłostę zrywa się po pierwszych dwóch uderzeniach i bije kata, bo ten miał przecież udawać bicie, a nie na serio. To wszystko było zaplanowane jako zabawa formę i pewnie działa, jak się człowiek przyzwyczai. Efekt już teraz jest interesujący i „artystyczny”.


Jako tytuł edukacyjny zarzuca widza skrótami informacji, ciekawostkami, niespójnym obrazem czegokolwiek. I jeszcze to zatrzymanie akcji, aby pochylić się nad kwestią imienia, jakie pan Chopin powinien dać swemu synowi… MOŻE FRYDERYK?