Sherlock (2010-)

Sherlock (2010-)

23/03/2019 Opinie o serialach 0
sherlock
Mark Gatiss & Steven Moffat
Benedict Cumberbatch & Martin Freeman

Przeciętny jako kryminał, za to rewelacyjnie radzi sobie z opowiadaniem o swoich bohaterach. Do tego narracyjne szaleństwo – dlatego Sherlock zachwyca!

5/5

Widziałem tak naprawdę całość (z wyjątkiem odcinków specjalnych), ale na razie napiszę tu tylko o czwartym sezonie.

Sezon IV (2017)

Czwarty sezon idzie sprawdzoną formułą – pierwszy odcinek to typowa sprawa kryminalna w stylu Sherlocka (o tym później), drugi bawi się formułą i skupia się na relacjach między postaciami, a trzeci odcinek podejmuje różne motywy rozsiane tu i tam w dwóch pierwszych odcinkach, żeby na nich zbudować dużą intrygę, która będzie definiować cały sezon.

To nadal nie jest tytuł dla twórców dedukcji albo zagadek kryminalnych, bo to nadal Sherlock – ćwok, który zawsze ma szczęście w zgadywaniu. Każda poszlaka zawsze mogłaby oznaczać co innego, ale scenarzyści idą mu na rękę. Intryga zresztą nigdy nie była jakoś szczególnie interesująca, bo w ogóle nie aktywuje ona widzów. To jest na dalszym planie, na pierwszym zawsze są bohaterowie i relacje między nimi. Fabuła może stać w miejscu nawet, ale interesujemy się nią, bo bohaterowie są w nią zaangażowani emocjonalnie, a kolejne zwroty akcji są z nimi związane. Niemniej, lubię manierę Sherlocka, bo jeśli nie traktuję jej poważnie i nie analizuję jej, to mogę nawet dostrzec kogoś inteligentnego, biegłego i szybkiego. Kogoś, kto może mnie zaskoczyć, na kim ja mogę polegać i oczekiwać czegoś od niej – a taką osobę mogę nawet podziwiać. Lubię podziwiać ludzi, więc i lubię ten serial.

W tym sezonie główna linia fabularna wydała mi się dosyć przekombinowana – bez porównania bardziej niż trzecia. Do pewnego momentu kolejne zwroty akcji były atrakcyjne, aż w końcu ja i twórcy wyraźnie się rozminęliśmy. Ich szaleństwo jednak poskutkowało też najlepszym odcinkiem, czyli w tym przypadku drugim: tym, który zazwyczaj można by wyciąć i nic by się nie zmieniło. W tym sezonie jest nieco istotniejszy, ale i tak jego największą zaletą w mojej opinii jest zabawa twórców z narracją. To ten poziom, kiedy scenarzysta ma pewną historię, a następnie zaczyna ją ukrywać kawałek po kawałku za kolejnymi poziomami – a poznawanie każdego to niespodzianka za niespodzianką i historia sama w sobie. Podczas seansu cały czas wybiegamy nieco do przodu, aby zaraz potem zrobić wstecz kilka kroków i poznać kilka odpowiedzi – i tak przez blisko półtorej godziny, aż na samym końcu poznajemy właściwy początek i wtedy dopiero widzimy, o co chodziło w tym odcinku. Wszystko idealnie zgrano – odpowiednia ilość fabuły, wizji narkotycznych, retrospekcji, bohaterów będących sobą oraz rzetelnych zagadek, Dzięki temu bawiłem się zapewne równie dobrze co sami twórcy, przy jego konstruowaniu.

I jestem przyjemnie zaskoczony, że najprawdopodobniej zobaczę sezon V. Jak tylko twórcy będą mogli go nakręcić. Został mi jeszcze trzy odcinki – i na razie zostawię je sobie na później.

I jeszcze jedno: Martin Freeman jeszcze nigdy nie był tak wspaniały jako doktor Watson. Gdy pochylił głowę i krzyczał w pierwszym odcinku, to był chyba u szczytu swoich możliwości. Doskonały aktor, który dostał doskonały materiał i zrobił z niego coś własnego, coś nowego.