Podsumowanie seriali z 2018 roku
W tym roku biję rekord - za mną ponad 20 nowych sezonów obejrzanych, a przecież będę też oglądać kolejne. Zabrakło tylko czasu. Poniżej możecie zobaczyć moje zestawienie najlepszych.
Do tematu podszedłem jednak trochę inaczej niż w latach ubiegłych, bo trochę w stylu kanału na YouTube Cinefix. Oni do każdej pozycji przyporządkowali jakąś kategorię i potem wybierali film w niej najlepszy (dramat, komedia, dokument). Ja jednak zrobiłem to na odwrót – najpierw przygotowałem listę, a dopiero potem przygotowałem kategorie. Nie ma w końcu słabych tytułów, w każdym można coś znaleźć i docenić.
Miejsce 12: Najlepsza czołówka
Sztuka ta wydaje się zapomniana, a raczej w tym roku kilka razy złapałem się na tym, że oglądanie intra niektórych seriali wywoływało we mnie niesmak. Były krótkie, pozbawione pomysłu, takie sobie. W zasadzie tylko tytuł + jakoś go animowali. Aż przyszedł Ślepnąć od świateł, które aż mnie zamurowało. To wygląda jak intro ze złotych czasów HBO. Kilka minut, które wprowadzają w atmosferę produkcji, są wizualnie interesujące (Warszawa zatopiona) i stanowią sygnał, że twórcy autentycznie wierzą w cały tytuł. Dlatego też chcieli zainwestować w czołówkę. Cóż mogę dodać, jeśli nie: dziękuję!
https://garretreza.pl/slepnac-od-swiatel/
Miejsce 11: Najlepszy mastershot
Oczywiście Ucieczka z Dannemory. Teoretycznie powinienem wyróżnić ten bardziej szalony z dwóch zapadających w pamięci mastershotów, ale… On nie trwa tak naprawdę 10 minut. Tam kamera wykonuje tak niewiarygodne rzeczy, że oglądałem z otwartymi ustami, ale to wciąż tylko kilka krótkich ujęć połączonych sztuczkami. Wyróżniam więc ten drugi mastershot, sześciominutowy, uczciwy, pozbawiony fajerwerków, ale przedstawiony wtedy spokojny spacer jest tak cichy i różnorodny, że staje się najlepszym momentem całego miniserialu. Zobaczcie koniecznie!
https://garretreza.pl/ucieczka-dannemory/
Miejsce 10: Nowa produkcja, która została anulowana
Everything Sucks! wyszło, zostało anulowane, ale wciąż warto rzucić okiem na pierwszy sezon. Pamiętajcie tylko, że pod koniec będziemy czuć smutek, bo to już koniec. Wątki zostały zamknięte, ale obiecano kolejne – i chciałbym zobaczyć ich dalszy rozwój. Chciałbym więcej czasu pobyć z tymi postaciami. Pozostaje chyba tylko mieć nadzieję, że projektem zainteresuje się Linklater. Wtedy premiera sezonu drugiego już w 2034 roku.
https://garretreza.pl/everything-sucks/
Miejsce 9: Najlepsza postać
Gdybym miał się skupić tylko na antagonistach, wtedy wybór byłby banalny – Villanelle z Killing Eve. Niby kolejny fascynująca psychopatka mordująca ludzi, ale… ona jest naprawdę fascynująca. Nie ma smutku w oczach lub skomplikowanego powodu do zabijania – zabija, bo lubi patrzeć w oczy osoby umierającej. Rozkoszuje się tym. Jest w tym krótkim pierwszym sezonie scena w łazience, kiedy Villanelle właściwie staje się Śmiercią we własnej osobie – i autentycznie przeraża. O jakich innych postaciach mogę wspomnieć? Uwielbiam głos Kate z Everything Sucks!, ale ją samą niekoniecznie. Bardziej już wolę pretensjonalnych starszaków z tego samego serialu. Jeffa z Kidding też lubię, ale chyba dlatego, że lubię grającego go Jima Carreya. Wszyscy pewnie lubimy Kathleen Zellner, ale to raczej prawdziwa osoba jest. Oczywiście połowa obsady z Better Call Saul oraz iZombie mam mocno w swoim sercu, ale nie jestem pewny, w jakim stopniu nowe odsłony tych seriali przysłużyły się temu. Pozostaje mi więc wyróżnić z czystym sumieniem Castle Rock i postać Bezimiennego Więźnia, którego smukła sylwetka ledwo mieści się w większości drzwi. Tak o nim pisałem zaraz po seansie: „Grany jest przez Billa Skarsgarda, który rok temu wcielił się w rolę Pennywise’a w filmie To, więc jeśli mamy w pamięci tamtą rolę, to tym bardziej będziemy pod wrażeniem wyciszonego występu Billa w Castle Rock. Jego Bezimienny jest smutny, enigmatyczny i milczący. Sprawia wrażenie istoty nie tylko skrzywdzonej, ale przede wszystkim uszkodzonej. Spowija go atmosfera zła i w jego towarzystwie dochodzi do tragedii (współwięzień umiera na chorobę, której wcześniej nie miał), ale ja miałem wrażenie, że sam Bezimienny tego nie chciał. Nie wiadomo, czy to jego sprawka; czy w ogóle ma te sprawy pod kontrolą. Smucą go wszystkie przypadki przemocy i zdaje się, że to on najbardziej tutaj cierpi. Jest więc najbliższy do bycia naszym klasycznym antagonistą, ale jednocześnie jest też bliski zostania bohaterem tej opowieści.„
https://garretreza.pl/castle-rock/
Miejsce 8: Najlepszy powrót
Archer kolejny rok opowiada sezon, który tak naprawdę wcale się nie wydarzył (kto ogląda, ten wie, o co chodzi) i dostarcza wiele zabawy. South Park namieszał w tym roku z formułą, skłaniając się ku raczej solowym odcinkom, które nie tworzą czegoś spójnego. Efekt? Trzy doskonałe epizody, resztę można traktować jako wypełnienie. Tak naprawdę to każdy serial, który oglądałem w tym roku, zaliczył udany powrót, ale wyróżnić chciałbym czwarty sezon Better Call Saul, które na tym etapie wydaje się już produkcją spełnioną artystycznie. Opowiedziano bardzo dużo o swoim bohaterze, podano mu rękę, przytulono go, widz mógł mu towarzyszyć. Teraz trzeba jeszcze dokończyć fabułę i uderzyć w kilka ostatnich nut. Osobiście liczę na co najmniej dwa kolejne sezony z mocnym segmentem rozgrywającym się w przyszłości.
https://garretreza.pl/better-call-saul/
Miejsce 7: Produkcja, której dalszego ciągu nie mogę się doczekać
Final Space, Kidding, Better Call Saul, Making a Murderer… wymieniać mogę długo tytuły, które będę oglądać w dniu premiery. Pierwszeństwo muszę jednak oddać Killing Eve. Pierwszy sezon skończył się chamskim cliffhangerem, po którym nie mam pojęcia, czego się spodziewać. Napisałem wtedy tylko, że gdy już druga seria się ukaże, to „Europa padnie na kolana, już to czuję.” Z tego, co widzę – zostało nam tylko 69 dni. Czekam!
https://garretreza.pl/killing-eve/
Miejsce 6: Najlepszy zwrot akcji
Bez zastanowienia muszę wyróżnić tutaj dwa tytuły, które zaskakują mocno, ale w zupełnie innym stylu. Westworld wraz z finałem drugiego sezonu bije po głowie olśnieniem, co tak naprawdę oglądaliśmy przez te 10 odcinków (i w jakiej kolejności). Głęboko szanuję wszystko, co sobą wtedy ten tytuł zaprezentował, ale jednocześnie jest w tym sporo budowania skomplikowanej intrygi tylko po to, by potem zszokować widza. I tak szczerze, to już niewiele pamiętam, będę musiał sobie całość przypomnieć. Po drugiej stronie mamy z kolei Final Space, które szokuje w trochę inny sposób. Otóż mniej więcej w połowie opowieści stało się dużo poważniejszą, ciekawszą, intrygującą produkcją. Mogłem się spodziewać wszystkiego, ale nie tego, co otrzymałem. Dwa różne zwroty akcji więc tutaj mamy – i nie mam zamiaru wybierać, który jest lepszy. Miejsce 6 należy ex aequo do Westworld, jak i Final Space.
https://garretreza.pl/final-space/
https://garretreza.pl/westworld/
Miejsce 5: Najlepszy odcinek
South Park zaserwował trzy doskonałe odcinki w tym roku – odnosząc się do współczesnych relacji między pracownikami i pracodawcami, pochylił się nad renomą współczesnych księży oraz zmierzył się z tematem globalnego odcinka. Każdy z tych epizodów zasługuje na oklaski, ale jeśli o jakimś epizodzie będzie się za rok wspominać – będzie to odcinek, w którym koń stoi w pokoju i gada przez 20 minut. Nosi on tytuł Free Churro i pochodzi oczywiście z piątego sezonu BoJacka. Jeden wielki monolog pojawiający się znikąd, stający się odpowiednikiem audio dla mastershotów. Czy tak będzie wyglądać całość? Czy uda im się utrzymać poziom? I oczywiście się udało. Ktoś miał wątpliwości? Banalne pomysły są zazwyczaj niesłychanie wymagające, a tutaj każdy stanął na wysokości zadania. Szczególnie Will Arnett, który odgrywał główną (jedyną) rolę. Oglądam ten serial dla tych dramatycznych epizodów – i po raz kolejny mogę napisać, że nie byłem zawiedziony.
https://garretreza.pl/bojack/
Miejsce 4: Najlepszy dokument
Nie żeby była jakaś poważna konkurencja z dokumentami w tym roku, ale niespodziewany (że w ogóle będzie, dowiedziałem się tydzień przed premierą!) drugi sezon Making a Murderer i tak pewnie by wygrał. Prawie trzy lata czekania na kontynuację wstrząsającej historii dało zaskakujący efekt – stawiając na wczucie się w sytuację wszystkich zaangażowanych, poczuć ich frustrację i nerwowość. Oglądanie naprawdę grozi nabawieniem się kilku różnych chorób, a my i tak tylko siedzimy w tym przez dziesięć godzin. Oni żyją tak od wielu lat. Potworne doświadczenie — nieważne, po której stronie się znajdujemy.
https://garretreza.pl/making-a-murderer/
Miejsce 3: Najbardziej wyluzowany sezon roku
iZombie – sezon IV. Na tym etapie mówimy już o czystej zabawie. Widać jak na dłoni, że każda osoba na planie bawi się coraz lepiej – czy to znajdując się w tym świecie, wcielając się w postać albo wchodzić w interakcje z innymi aktorami. Kolejne wcielenia Liz to kupa frajdy, oglądanie całości to wciąż kapitalna rozrywka, a do tego – jakby nie było – otrzymujemy chyba najlepsze omówienie zjawiska emigracji, uchodźców i całej reszty w kontekście współczesnych zagrożeń oraz dylematów moralnych. Tak, iZombie zrobiło to najlepiej. Go figure.
https://garretreza.pl/izombie/
Miejsce 2: Najlepsza animacja
„Violet Evergarden” przypomina w tym roku, że anime zawsze będzie wyglądać najlepiej. „BoJack” kolejny raz dostarczył sezon pełen atrakcji dla wszystkich, przez co mam wrażenie, że twórcy nie planują jakoś zamknąć swoją opowieść w najbliższym czasie. Wydaje mi się, że znaleźli swoją niszową formułę i będą ją teraz eksplorować, póki będzie pobyt. Oczywiście czekam na sezon szósty, ale już bez entuzjazmu, z którym brałem się za drugi czy trzeci sezon. Dlatego decyduję się wyróżnić tytuł, który mógł się skończyć już dawno, ale jeszcze powstaje, a do tego cały czas idzie do przodu. Nie w kontekście fabuły czy zmiany u bohaterów (nie o to w końcu chodzi w tej produkcji), ale w kontekście skali, stawiając przed bohaterami coraz większe wyzwania – i mówię oczywiście o Nie ma jak w rodzinie, którego trzeci sezon nadal trzyma poziom dojrzałej animacji, w której bohaterowie faktycznie sprawiają sobie wzajemnie ból słowami, ale nie mają wyjścia. Tak wygląda ich życie. Rodzice umierają każdego dnia, nie mogąc pożegnać się ze swoimi marzeniami, dzieci cierpią i nikt nie udziela im pomocy w poznaniu świata albo zrozumienia go. Jednocześnie wciąż jesteśmy w stanie podejść do tych postaci jak do ludzi i ich zrozumieć. A zakończenie tego sezonu zwiastuje coś naprawdę mocnego w sezonie czwartym. Poprzeczka będzie zawieszona jeszcze wyżej, tak właśnie przeczuwam.
https://garretreza.pl/nie-ma-jak-w-rodzinie/
Miejsce 1: Najlepsza nowa produkcja
Jak określić tytuł, który powinien się znaleźć w tej kategorii? Cóż, w tym roku mam ułatwione zadanie, ponieważ „najlepszy serial roku” oznacza prawdziwego zwycięzcę w niemal wszystkich wymienionych wyżej kategoriach. Zgadza się, większość wyżej wymienionych tytułów to tak naprawdę drugie miejsca, ustępujące prowadzeniu Nawiedzonemu domu na wzgórzu. Najlepszy mastershot? „Ucieczka z Dannemory” nie ma nawet startu do tych tutaj, które potrafiły trwać nawet i 15 minut, i to były naprawdę skomplikowane rzeczy, z udziałem wielu aktorów. Najlepsza postać? Na każdą poświęcono tutaj samodzielny odcinek trwający godzinę, więc można wybierać. Osobiście wyróżniam tragiczną Theo, która nie mogła nigdzie się ruszyć bez rękawiczek, ale i tak używała swojego daru, żeby nie odwracać się od osób tego potrzebujących. Zwrot akcji? Nic nie może się dla mnie równać z dowiedzenie się, kim tak naprawdę jest Bent-Neck Lady, jaka tragedia dotknęła matkę albo czym jest Red Room. Najlepszy odcinek? Drugi, w którym zaczęliśmy się wgłębiać w tę opowieść? Piąty, kiedy przytuliliśmy Nell? Szósty, kiedy wszyscy w końcu się spotkali? Dziewiąty, którego finał rozerwał mnie ze smutku na kawałki? Dziesiąty, którego narracja spowodowała u mnie opad szczęki? Nawiedzony dom na wzgórzu wygrywa we wszystkich tych kategoriach – oraz wielu innych. Uwielbiam kino Mike’a Flanagana, a tym razem podarował on światu miniserial, w którym zrobił to samo, co w filmach pełnometrażowych, tylko na większą skalę. Jego horrory to przede wszystkim opowieści o ludzkim sumieniu i mrocznych siłach, które na nim żerują. Nawiedzony dom na wzgórzu to opowieść o błędach, które ciągną się za ludźmi od dzieciństwa po dorosłość, przed czym nie ma żadnego ratunku. Trzeba tylko podnieść głowę i stawić im czoła. Doskonała produkcja. Chapeau bas!
https://garretreza.pl/mike-flanagan/
Pozostały jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze: miejsce zero, czyli nowa produkcja, na której premierę czekam w 2019 roku. Jest to oczywiście nowy tytuł Damona Lindelofa: Watchmen. A po drugie: kolejne wyróżnienia i nagrody, te jednak będą za dwa tygodnie, przy okazji tegorocznej edycji Garretów i Rez… Chociaż jak tak sobie planuję, to w tym roku Rez raczej dużo nie będzie. Będzie raczej klasycznie: najlepszy reżyser, scenariusz, aktor, aktorka, operator, montaż – i do tego jakieś zabawne kategorie.
Najnowsze komentarze