Ucieczka z Dannemory („Escape at Dannemora”, 2018)
Ben Stiller & Jessica Lee Gagné
Paul Dano & Benicio Del Toro & Patricia Arquette & David Morse
Piękna strona realizacyjna oraz bohaterowie, których determinacja może imponować. Z całą pewnością warto sprawdzić.
★★★★
Opowieść oparta na faktach, portretująca ucieczkę z więzienia.
Największym minusem są postaci. Mamy tutaj czworo uznanych aktorów – dwoje wcielających się w rolę uciekinierów (Benicio Del Toro i Paul Dano jako Matt i Sweat), jedno to coś w stylu patologicznej famme fatale (Patricia Arquette jako Tilly), David Morse z kolei gra strażnika w więzieniu. Relacja między tymi osobami wygląda mniej więcej tak: Matt i Sweat starają się wydostać na zewnątrz, jednocześnie urabiając Tilly, żeby pomogła im w zwianiu nie tylko wewnątrz, ale też na zewnątrz. Podrywają ją i mamią wizją wspólnej przyszłości, we troje, po ucieczce przez granicę. Strażnik z kolei jest kimś na kształt moralnego kompasu mówiącego Tilly, że może powinna się opamiętać. Jest też przyjacielem Matta, ceniącym sobie jego sztukę. Morse gra najbardziej zmarnowaną postać – gdyby nie znany aktor będący jego twarzą, w ogóle nie pamiętałbym o jego istnieniu. Z kolei jego talent aktorski znajduje zastosowanie tylko w jednej, jedynej scenie, pod koniec opowieści. Dzięki niemu czułem emocje towarzyszące pozornie nieistotnej scenie – dzięki niemu zrozumiałem, że oglądałem wtedy pożegnanie, ale o tym za moment.
Tilly to najbardziej frustrująca postać. Kobieta, która wini innych za swoje błędy, rani innych, wykorzystuje ich. Ten typ, który po odebraniu ojcu prawa do opieki nad synem, mówi swojemu dziecku, że tata już go nie kocha i nie chce go widzieć. Nie jest to jednak żaden antagonista w tej historii. Tilly na ogół nie ma wpływu na cokolwiek poza jednym momentem. Jest tylko na scenie i jest żałosna. Nie możemy jej zrozumieć lub poznać – jej retrospekcje mówią wyłącznie to, co już wiedzieliśmy wcześniej: że jest okropną osobą. Nie czułem wobec niej w zasadzie żadnych uczuć i nie wiem, czy w ogóle powinienem coś o niej sądzić. Było mi tylko przykro oglądać, jak rani męża i innych.
Uciekinierzy są najciekawsi, ale w trochę inny sposób, niż można się było spodziewać. Są wyraziści, charyzmatyczni i w ogóle, ale ich największa zaleta polega na byciu aktywnymi bohaterami we własnej opowieści. Każdy odcinek wypełniony jest możliwościami, przed którymi stają. Cały czas mają różne opcje i mogą wybierać, a spośród tego wszystkiego wybija ich determinacja. Trudno było mi im kibicować, szczególnie kiedy poznałem powód ich dożywocia, ale chciałem poznać finał ich historii. Ostatni odcinek włączyłem późno w nocy, ale musiałem go dokończyć. Wszystko dzięki tym wyborom i determinacji. Jeśli już czegoś chciałem, to żeby spróbowali. Szczególnie Paul Dano, który miał realne szanse wygrać – zasłużył, żeby zaryzykować. Ważny motyw tej produkcji to dostrzeżenie w tych więźniach ludzi. Zrobili okropne rzeczy i chociaż niekoniecznie musimy im kibicować w ucieczce, to wciąż możemy czuć żal, ilekroć coś im się nie udaje, gdy wiatr im wieje w oczy. Motyw ten nie do końca został spełniony na poziomie scenariusza, ale aktorzy dają radę całkiem sporo z niego wycisnąć (wspomniana scena pożegnania).
Najbardziej podobał mi się ten serial wtedy, kiedy twórcy decydowali się zatrzymać nad danym momentem. Czy to patrzenie na horyzont, zastanowienie się albo pozwolenie nam spędzić czasu z nowo poznaną postacią drugoplanową. W innych tytułach nie widziałem takiego skupienia na napięciu towarzyszącym dniu zero – wszystko gotowe, wieczorem uciekamy, ale jeszcze przed nami cały dzień, kiedy nie możemy popełnić błędu. Musimy się zachować, żeby nikt niczego nie wyczuł. Albo moment tuż po ucieczce i pierwsze chwile na wolności. To pewnie najlepsza scena całego serialu – wolny spacer na jednym ujęciu, w którym jest wszystko: niepewność, chęć powrotu, paranoja, papieros, wolność, uśmiech do wewnątrz siebie i do drugiej osoby. Gadanie na tematy istotne i gadanie głupot. Piękny moment ponownych narodzin, odzyskania wolności, świat stanął wtedy otworem przed parą kumpli gdzieś na zadupiu w środku nocy.
A nie jest to jedyne długie ujęcie warte uwagi. Strona techniczna jako całość tej produkcji jest jej mocną stroną, a Jessica Lee Gagné jest pierwszą kobietą operatorem, którą jestem poważnie zainteresowany – i to jest jej pierwszy tak duży projekt w życiu. Podobnie Ben Stiller, który wyreżyserował całość. Tak, ten Ben Stiller, a jednak udało mu się nakręcić spójny miniserial, w którym liczyły się plany ogólne, ciemne barwy, poważna atmosfera i trzymanie widza w napięciu.
Najnowsze komentarze