Westworld (2016-)

Westworld (2016-)

28/08/2018 Opinie o filmach 1
westworld
Jonathan Nolan
Evan Rachel Wood, Jeffrey Wright, Ed Harris

Lubię tytuły, które biorą mnie pod rękę i szepczą mi sekrety. Ten jest jednym z nich.

4/5

Sezon I (2016) & II (2018)

Westworld to park rozrywki, do którego można przyjechać i wcielić się w dowolną rolę. Organizatorzy zbudowali scenariusze, scenografię i przede wszystkim mnóstwo robotów wyglądających do złudzenia jak ludzie, którzy będą odgrywać rolę w naszej historii: jako pomocnicy, tło, wrogowie, prostytutki, nasze ofiary albo cokolwiek tylko będziemy chcieli zrobić. Westworld jest jedynie dekoracją, a jak wykorzysta się tam czas, jest już wyborem gości.

Znakomite w tym serialu jest to, że operuje warstwami. Jedne potrafimy rozpoznać i łatwo nam to przychodzi – to może być na przykład motyw tworzenia sztucznej rzeczywistości tylko po to, by goście mogli zabijać i kopulować z kim tylko chcą. Proste, prawda? Inne warstwy są znajome, ale coś z nimi zrobiono – tak można napisać choćby o relacji Teddy’ego i Dolores, dwóch maszyn w wiecznej pętli kochających się… A czasem nie. Czasami są razem, czasami nie. Wszystko zależy od pętli, w której jesteśmy. Nie możemy więc powiedzieć, żeby to nie był serial o tym – o miłości istot sztucznych i pytań o granicę człowieczeństwa w związku z tym – bo jest, ale jednak inaczej, niż się spodziewaliśmy. Trzecia warstwa to zagadki i pytania – stawiani jesteśmy razem z bohaterami w sytuacjach niezrozumiałych. Akcja serialu zaczyna się wraz z pierwszym błędem w działaniu androidów i nikt nie wie, skąd taka sytuacja wynika, albo dokąd zmierza. O innych rzeczach wiedzą bohaterowie, ale my nie – Człowiek w Czerni robi straszny bałagan, ale organizatorzy nic z tym nie robię. Mówią tylko, że ten człowiek może robić, co chce. Oba te podejścia do tajemnic mają potencjał, żeby wzbudzić naszą ciekawość.

Jest jednak jeszcze czwarta warstwa. Tutaj nikt nam nie mówi o niczym, ale tak naprawdę na tym poziomie operuje cały serial. Tutaj dzieją się rzeczy bez wyraźnego porządku lub formacji. To jest warstwa prezentowana nam niejako w sekrecie, jakbyśmy nie powinni o tym wiedzieć. Tylko my o tym wiemy, bohaterowie nawet o tym nie wiedzą. Przynajmniej nie wszyscy.

Najważniejsze, że Westworld to serial, który trzeba oglądać i zwracać uwagę na szczegóły. Tutaj jest właściwy seans, tutaj poznajemy bohaterów i świat: pomiędzy słowami. Twórcy chcą ukryć w sekrecie przed nami, że akcja cały czas idzie do przodu. Wolą byśmy myśleli, że nic się nie stało, wszystko jest pod kontrolą, jest tak jak być powinno. Pod tym wszystkim jednak serce serialu mocno pracuje.

Szanuję i fascynuje mnie ten serial, ale czy mnie wciągnął? Tutaj już są dwa problemy. Nie jestem fanem tego, jak niektóre wątki się zaczynają – nie jako przez przypadek. Ktoś idzie przez pustynię i trafia na kogoś. Teraz razem mają przygody. I ten przypadek za każdym razem jest niezbędny. Niby oglądamy bohaterów osiągających jakieś rzeczy, szukających czegoś, ale za każdym razem trudno nawet powiedzieć, gdzie oni są, jak tam się znaleźli i co zrobili, by tam się znaleźć. Poważnie: co Dolores zrobiła, by znaleźć Maze? Niech mi ktoś wymieni ciąg zdarzeń i decyzji prowadzących do tego faktu. Jeśli o mnie chodzi, ona go po prostu znajduje.

Zagadki Westworld są świetne, naprawdę. Ich rozwiązania autentycznie szokują i zmieniają zasady gry. Tutaj zarzutu nie mam. Problem mam z podaniem tego rozwiązania. Najczęściej akcja zatrzymuje się, stoi w miejscu, żeby wyjawić widzowi tajemnicę. Kim jest Arnold? Kim jest Człowiek w Czerni? Ktoś, najczęściej Host, siada na zydelku i w naszym imieniu słucha ujawnienia tajemnicy, chociaż z reguły mało go to interesuje. Zaraz zresztą ów host będzie zabity albo usuną mu pamięć czy coś. Większe znaczenie ma tu osoba wyjawiająca sekrety, która po prostu chce się wygadać. Mniej istotne jest, czy my chcemy usłyszeć odpowiedzi.

Te dwa czynniki mocno szkodzą budowaniu napięcia. Oglądam więc z ochotą, ale bez pośpiechu. Wszystko w swoim tempie. Jeden lub dwa odcinki dziennie wystarczą.

Bo problemu ze zrozumieniem większego nie mam. Trzeba czekać i wykazać się cierpliwością, ale to wszystko. Podoba mi się historia o człowieczeństwie i tym, że nie jest ono dane ludziom na starcie. Za mną dwa sezony, oba są na podobnym poziomie, będę czekać na kolejny. Drugi co prawda zaczyna już męczyć robieniem w kółko podobnych rzeczy, ale w finale wynagradza to wybornym zwrotem akcji. Aż sam się zgubiłem na chwilę.

Sezon III (2020)

Westworld stał się naprawdę prostym serialem. Po dwóch seriach, które wymagają własnej mapy, aby spamiętać co się tam działo, kto jest kim i w jakiej kolejności, otrzymujemy trzeci sezon, który nawet nie wymaga znajomości dwóch poprzednich. Mimo to opowiedziany jest tak, jakby nadal był to tytuł wielowątkowy, rozbudowany i trudny.

Znamienne jest, że Westworld na początku odcinków nie ma przypomnienia kluczowych wydarzeń, ponieważ wtedy twórcy nie mieliby wyjścia i musieliby przyznać: król jest nagi. Nie ma tutaj co streszczać, ponieważ nic się nie dzieje. Typowy odcinek Califonication ma więcej zwrotów akcji niż cały Westworld w sezonie trzecim. Nawet, jakby scenarzyści chcieli, to i tak nie da rady pokazać: co się stało, jak bohaterowie zmieniają się i na jakiej podstawie. Tego po prostu nie ma.

Czy naprawdę te dwa sezony były potrzebne? Czy te wszystkie wątki poboczne były potrzebne? Przecież oglądamy w zasadzie coś naprawdę prostego: roboty były krzywdzone i teraz mszczą się na tych, którzy ich skrzywdzili. A ich plan jest naprawdę prosty, wszelkie zwroty akcji polegają albo na zabiciu kogoś i podmienieniu tej osoby robotem (co nie jest problemem) albo na hakowaniu wszystkiego jak leci (co też nie jest problemem i trwa sekundy). To naprawdę krótki sezon, ale i tak mam wątpliwości, czy było w nim materiału na chociaż jeden odcinek. Tyle by wyszło, gdyby twórcy byli szczerzy sami ze sobą.

Wracamy ponownie do oglądania przemyśleń scenarzystów nad kondycją ludzkości, ale tym razem naprawdę trudno jest tego słuchać, ponieważ… Scenarzyści raczej ludzi na oczy nie widzieli. A przynajmniej nie umieją przedstawić człowieka na ekranie. Nikt na ekranie nie zachowuje się ani nie reaguje jak ludzie. Zadają pytania, a potem stoją, tempo patrząc w przestrzeń, słuchając monologu, który nawet nie jest odpowiedzią na ich pytanie. Uczestniczą w przyjęciu, a gdy dwie osoby zaczynają się nawalać, to nawet nie patrzą w tamtą stronę. Historia jest tak skonstruowana, byle tylko wspomóc odbieranie człowieczeństwa ważnym postaciom. Jedna mówi, że „Świat potrzebuje Boga, żeby uratować go przed samozagładą, więc stworzyliśmy Boga”, ale wokół tych słów brakuje analizy samozagłady albo sprecyzowania jej. Nie ma pokazania procesu myślowego prowadzącego do tego, że kreacja Boga jest jedynym rozwiązaniem, albo dlaczego w ogóle jest uważana za rozwiązanie. Już nawet nie warto za bardzo pochylać się nad tym, jak sieroty, których dom eksplodował, są w stanie dojść do czegoś takiego. Ludzie to tylko figurki w rękach scenarzystów, człowieczeństwo nie jest im potrzebne. Przemyślenia nie są efektem tego, co przeżywamy, to raczej komendy wklepane z klawiatury, które następnie trzeba wygłosić.

Czułem frustrację, oglądając ten sezon i widząc, jak wykorzystano tutaj medium filmowe – wszystkiemu brakuje po prostu celu. Nic tu nie jest przemyślane, a twórcy zdają się nie wiedzieć, po co w filmach są dialogi, sceny akcji, ekspozycja, cięcia montażowe, retrospekcje albo w zasadzie cokolwiek. Z każdej strony widać tytuł, który cierpi na nieograniczony budżet. Wszystkiego jest po prostu za dużo, a twórcy co chcieli, to mieli. W efekcie stworzyli tytuł, który dezorientuje nadmiarem wydarzeń, po czym zawodzi, gdy tylko sobie uświadomimy, jak niewiele tak naprawdę było potrzebne, by opowiedzieć dokładnie tę samą historię.

Plus alergia reżyserów do pokazywania równocześnie więcej niż jednej rzeczy naraz. Nawet zwykłe wyjęcie karabinu z torby i podanie go komuś wymaga czterech oddzielnych ujęć (pochylenie się na torbą – cięcie – pokazanie karabinu – cięcie – przekazanie go – cięcie – druga osoba pochyla się, aby wziąć karabin). Może to tylko bezcelowe mnożenie ujęć albo też celowe udawanie, że dużo się dzieje, żeby widz czuł się oszukany i nawet nie zauważył, że całą scenę można by wyciąć, skoro niczemu ona nie służy.

Wszystko prowadzi do zakończenia, które kompletnie nie było zasłużone. Ktoś mówi monolog o czymś, co w ogóle nie pasuje do czegokolwiek – ktoś zmienia zdanie w ostatniej chwili. Wszystko kończy się, ale jednocześnie otrzymujemy sceny po napisach zapowiadające coś poważnego. Byle tylko odbiorca chciał do tego wrócić – nawet jeśli jest rozczarowany całym sezonem, który właśnie skończył oglądać.

A niestety nie ma tutaj zwrotów akcji i inteligentnie skonstruowanej fabuły. Są tylko ładne efekty specjalne i ładnie zaprojektowany świat przyszłości.