Zakazane imperium („Boardwalk Empire”, 2010-14)

Zakazane imperium („Boardwalk Empire”, 2010-14)

03/02/2019 Opinie o serialach 0
zakazne imperium
Steve Buscemi, Kelly Macdonald, Michael Shannon & Stephen Graham & Michael Kenneth Williams & Michael Pitt
12 odcinków po 55 minut (I seria)

Serial o kobietach sterujących mężczyznami. Pierwszy sezon to tylko rozmieszczenie pionków, w ruch pójdą dopiero w następnym.

3/5

Sezon I (2010) ★★★

To serial o kobietach. Na powierzchni co prawda opowiada o gangsterach w czasach prohibicji, Shell Shocku i walce o wpływy na szczytach politycznych, ale tak naprawdę w centrum są kobiety. Kobiety, które sterują mężczyznami, używają ich do swoich celów, są motywacją dla polityków z penisami i przejmują władzę nad światem w świetle pozwolenia kobietom na głosowanie w USA. Oto Stany Zjednoczone w 1920 roku. Miejsce akcji Atlantic City. Początek zakazu alkoholu i zmian, które wtedy nadeszły. Mężczyźni wracają z Wielkiej Wojny, ukształtowani przez nią – żony ich oglądają i obiecują sobie, że ich dzieci takie nie będą. Ktoś inny jest niewinny i nie chce brać udziału w gierkach politycznych do czasu, aż zorientuje się, ile może wtedy ugrać – wszystko dlatego, że jest kobietą i mężczyźni zrobią dla niej wszystko. A przynajmniej jeden – ten, który się liczy.

Dave Chappelle w jednym ze swoich występów opowiedział dowcip o różnicach między kobietami i mężczyznami. Kobiety postrzegają życie przez pryzmat rzeczy – domu, samochodu, majątku. Mężczyźni postrzegają życie przez pryzmat kobiet – robią rzeczy, żeby je zdobyć. Kupują domy, bo tego chcą kobiety. Zakazane imperium wydaje się na obecną chwilę wpasowywać w ten sposób myślenia. Kobiety tutaj są motorem napędowym stojącym za każdą akcją – czy są one tego świadome albo nie. Każdy męski bohater ma określone relacje z jakąś kobietą, jest pod jej wpływem w ten lub inny sposób. Ona motywuje, wymaga, domaga się albo naciska, żeby coś zrobić.

Jest to o tyle ciekawe, że Zakazane imperium potrafi opowiadać o postaciach, a przynajmniej niektórych. Niewiele jest tutaj tłumaczenia tego, co bohaterowie robią i dlaczego. Kamera najczęściej tylko patrzy na aktora lub aktorkę, a z ich spojrzeń i mimiki możemy już wszystko wysnuć. Im bardziej się przyglądałem, tym bardziej byłem w szoku, jak duża część opowieści ma miejsce właśnie na czyjejś twarzy. Ten serial faktycznie trzeba oglądać, nie wszystko jest w nim powiedziane na głos!

Dodam tylko, że wspomnianej historii nie ma tu jakoś dużo. Pierwszy sezon jest po prostu nieciekawy. Niewiele się dzieje, fabuła jest skąpa. Tak naprawdę przez te 12 godzin jedynie poznajemy bohaterów i relacje między nimi. Innymi słowy – pionki zostają rozstawione na planszy, ale w ruch pójdą dopiero w drugim sezonie – a przynajmniej tak to zostaje zasugerowane w ostatnim odcinku pierwszej serii.

O największym minusie (zły stosunek do czasów minionych) poświęcę raczej oddzielny tekst – tutaj tylko wyjaśnię wstępnie, że Zakazane imperium nie powinno się traktować jako serial historyczny. To współcześni ludzie wsadzeni w kostium, bez szacunku dla rzeczywistości i podjęcia się zrozumienia takich tematów jak powrót z wojny czy prohibicja. Kobiety wygolone, telefony są w każdym pomieszczeniu rezydencji, żyje się tak samo, jak dzisiaj. Przez połowę odcinków w ogóle nie mogłem zrozumieć, po cholerę twórcy sięgnęli po kostiumy i umieścili akcję w latach 20. XX wieku – co naprowadziło mnie, jakby nie było na trop tego, że to serial w istocie o kobietach opowiadający, w kluczowym momencie historycznym dla nich. Stosunek to portretowania tych czasów zasługuje już wyłącznie na poganę.

Napiszę więc, że montaż mi przeszkadzał. Brakuje mianowicie sensownych przejść między scenami. W pierwszym odcinku montażysta fajnie wykorzystywał czas, jaki miał, ale w kolejnych panuje już pośpiech. Przez to większość dramatycznych momentów w ogóle nie może urosnąć. Scena kończy się na czymś pozornie ważnym, ale jeszcze nie minęła sekunda, a już słyszymy następną scenę. One nachodzą na siebie dźwiękowo. Nowa sekwencja jest często należycie zbudowana – możemy poczuć, że to nowe pomieszczenie, nowy wątek. Środek też jest w porządku, a na koniec znowu tylko pośpiech. Jakby montażysta chciał wyłącznie upchnąć te sceny w jednym odcinku obok siebie i tylko to go interesowało. Marnie się to ogląda.

Nastawiałem się na seans pięciu sezonów z rzędu, otrzymałem średniaka. Na pewno zobaczę jeszcze następny sezon, trzeci raczej też – już bez różnicy, czy Zakazane imperium jako takie się poprawi. Te trzy sezony to pewnik. Jestem ciekaw, w co się rozwiną wątki wspomniane w finale. Liczę na więcej człowieka bez połowy twarzy.

A tymczasem idę oglądać coś innego.

Sezon II (2011) ★★★

Zacznę od krytyki scenariusza. Odcinki są skonstruowane w schematyczny sposób co do tego, co może się wydarzyć w ciągu tych 55 minut. Większe historie podzielone są na etapy i tym etapom poświęcone są poszczególne odcinki. Zaczynają się od przedstawienia problemu i jego rozwiązaniem się kończą, co zabija jakiekolwiek napięcie w tej historii. Ktoś chce się zabić – ale nie ma jeszcze połowy odcinka, kiedy wkłada sobie broń do ust, więc wiem instynktownie, że to dopiero przystanek, a historia będzie zmierzać dalej. Nie ważne, w jaki sposób – schemat mówi, że w takiej opowieści pierwszy punkt zwrotny musi nastąpić w momencie przyłożenia sobie spluwy do głowy, więc scenarzyści tak robią. Gdyby to była historia o samobójstwie – oglądalibyśmy ciąg wydarzeń prowadzących do tej decyzji, by na koniec odcinka dostać „mocne” zakończenie ze zgonem. Próba następuje w pierwszej połowie odcinka, więc będzie to tylko próba, a cała historia opowiada tak naprawdę o tym, jak bohater od tej decyzji odstępuje. Reszta to detal, najważniejsze jest wypełnienie schematu punkt po punkcie. W innym odcinku przyszła matka wątpi w sens doniesienia ciąży do końca – w końcu nawet idzie na schody, żeby się rzucić i poronić. Gdyby to było na dwie minuty przed końcem odcinka – mógłbym w to uwierzyć, ale było jeszcze 15 minut. To nie o tym jest ta historia – coś się stanie, co ją zmieni. I tak właśnie się dzieje. Taka konstrukcja scenariusza odbiera napięcie do tego stopnia, że w wielu momentach nawet zapominam, że dana scena powinna mieć napięcie. Jak choćby morderstwo, po którym ktoś chowa zwłoki. Ostatnia scena – wiem, że już nic więcej się nie stanie. A powinienem chyba właśnie myśleć o tym, co się MOŻE stać, prawda? Nakryć go przy tym, chociażby? Nie w tym serialu jednak. Tutaj wypełniamy schemat.

Widzę, do czego jest zdolny ten serial. Problem w tym, że jest zdolny do niewielu rzeczy.

Innym dziwnym szczegółem jest fałsz w zwieńczaniu sporej ilości scen. Kończą się tak, jakby coś zostało osiągnięte czy ustalone, kiedy tak naprawdę nic takiego nie miało miejsca. „- Mamy problem i żeby go rozwiązać musimy go rozwiązać; – A niby jak?; – Nie mój problem” mówi ta osoba i wychodzi, nie przydając się zupełnie na nic w tej scenie. Koniec. Innym razem ktoś atakuje naszego protagonistę, przypiera go do muru: „- Mamy problem i co zamierzasz z nim zrobić?”. Brzmi jak ciężki moment, który będzie wymagał ostrożnego pióra w pisaniu mocnego dialogu, który obroni naszego bohatera… Albo możemy też skończyć scenę w tym momencie, bo w sumie czemu nie. Jakby twórcom wydawało się, że wystarczy udawać, i w ten sposób uda się uzyskać dramatyczny moment, chociaż tak naprawdę od tego dramatyzmu odcinają się grubą kreską. Innym razem niewłaściwa osoba opuszcza scenę, zaznaczając jej koniec. Jak choćby kobieta udająca się do kościoła po pomoc – ksiądz rzuca mglistą wypowiedź i odchodzi, a nie powinno być tak, że on zostaje i oferuje wsparcie do końca, a osoba szukająca pomocy sama decyduje, kiedy jej potrzeba wskazówek została zaspokojona? Zamiast tego mamy dramatyczne wyjście, bo wiecie: schemat tak mówi. Już nie mówiąc o tym, że finał wiele wątków nie jest szczery. Ktoś chce popełnić samobójstwo, ale posiedzi w lesie i stwierdzi – „No w sumie jednak nie”, a potem ten wątek już nigdy nie wróci. Ktoś gada na pogrzebie, jak to nienawidzi zmarłej osoby, ale nad trumną i tak się rozklei, ponieważ… Nie wiem, jak wy, ale wtedy czułem tylko schemat, nie autentyczność scenarzysty. Nie uwierzyłem, że ten samobójca już nie chce się zabić. Nie uwierzyłem w rozklejenie się nad trumną.

Tak się rozpisuję nad szczegółami, bo patrząc z większej perspektywy, to nie ma o czym pisać. Scenarzyści za nic sobie mają realia czasowe i zmyślają, jak leci, w ogóle nie korzystając z ograniczeń epoki. Dziwki ruchają się jak w 2000 roku, biznesmeni rozmawiają jak w 2000 roku. Okres prohibicji w ogóle nie zostaje zgłębiony, poznany i wyeksploatowany. Zamiast tego mamy banalną historię o pacanach ze spluwami, którzy każdy problem rozwiązują w ten sam sposób: zabijając kogoś. I aż do końca tak właśnie jest. To jest możliwe i nie ma za to żadnych konsekwencji. Można nawet wparować z bronią palną do biura ważnego gościa, pokazać wszystkim swoją twarz, zamknąć się z gościem na 5 minut, zainscenizować jego samobójstwo… I na tym kończymy ten wątek! Pierwszy sezon mogłem przynajmniej podsumować słowami, że jest to produkcja o kobietach sterujących mężczyznami. Nie wiem, czy drugi mogę podsumować w jakikolwiek sposób. Może poza tym, że „strzelają się i nic z tego nie wynika”. Nie ma tu żadnej dramaturgii czy wyzwania, nie ma ciekawej postaci. Nikt nie kręci tutaj jakiejś intrygi. Każdy tylko strzela albo zleca strzelanie. A gdy ktoś ginie, nie pociąga to za sobą innych konsekwencji poza tym, że będą więcej strzelać. Nuda.

Rozumiem, że druga dekada XXI wieku jest okresem, w którym ludzie chcą oglądać historię o tym, jak to kobiety są lekceważone, ale okazują siłę. Lubią oglądać jak czarni byli dyskryminowani, ale umieli się postawić. Lubią oglądać mężczyzn z podwiniętymi rękawami w garniturze. Lubią oglądać seriale, w których wartością najwyższą są dzieci. To wszystko tutaj jest. Słowo-klucz: „jest”. Umieszczone, położone i pozostawione.

Sezon III (2012) ★★★

W pierwszej scenie III sezonu poznajemy nową postać. Stoi na drodze i nic nie robi. Podchodzi obcy człowiek, rzuca jedno zdanie, więc nasz nowy bohater ją zabija. I koniec, twórcy nie mają już nam więcej do powiedzenia o tym człowieku. Jeszcze nie oglądałem reszty sezonu, tylko ten jeden odcinek, ale już mniej więcej czuję, co o nim napiszę. Bo wiecie, tego właśnie brakuje w tym serialu: kolejnego łobuza, który wszelkie problemy rozwiązuje poprzez zabijanie kogoś. To będzie go wyróżniać na tle wszystkich innych postaci w Zakazanym imperium, które robią dokładnie to samo.

W tym sezonie schematy trochę mniej rzucają się w oczy, za to pojawiają się interesujące wątki: jak choćby edukacja kobiet o sprawach seksualnych, higienie intymnej i innych. Wszystko pod okiem zakonnic i kościoła rzucającego kłody pod nogi. Niby więc jest lepiej, ale w ten sposób widać wyraźniej, jak niewiele twórcy umieją zrobić z czymkolwiek. To najciekawszy wątek sezonu, ale prawie w ogóle jest obecny. Ze dwa razy można pomyśleć, że o nim zapomniano. Nie ma sensownego zamknięcia czy rozwoju, a wszystko, na co stać twórców, to jakieś marne żarty w stylu siostry obawiającej się słowa „poród” albo „wagina”. Nagle wszystkie kobiety nic o seksie nie wiedzą, ale w scenach seksu o tym zapominają i ruchają się w nowoczesny sposób.

Gdyby kogoś interesowało, dlaczego dwa ostatnie odcinki są tak wysoko ocenianie w Internecie: bo są pełne akcji. Jak na standardy tego serialu. Kupa złego na jednego i mamy strzelanin po kolana. Jak na standardy tego serialu. I są beznadziejnie zrealizowane w większości – czysty schemat z kina klasy B. Zakradanie się tak głośne, że w ogóle niewiarygodne – strzelanie do wybiegających wrogów, jakby to było kino z Arnoldem – zasłanianie się dzieckiem i „rzuć broń, albo go zastrzelę, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, BO ZASTRZELĘ!, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, no rzuć, BO ZASTRZELĘ!”, po czym strzela przy odkładaniu broni – przed zabiciem głównego złego trzeba się zawahać, a bez tego zabicie go byłoby banalne… Niemniej, jak na standardy tego serialu, oglądało się super. 10/10 w skali Zakazanego imperium.

I na koniec napiszę tak: gdyby serial zaczynał się od tego sezonu, to bym oglądał dalej. Mamy tutaj interesujące zestawienie dwóch wątków – w jednym Nucky jest coraz słabszym gangsterem, traci na sile. Z drugiej strony mamy George’a, który na tym etapie nie radzi sobie zupełnie i w niczym nie jest dobry… Ale wchodzi w interes alkoholowy. A zaczynał jako gorliwy agent sprawiedliwości egzekujący prawo prohibicji. Dla tego jednego wątku oglądałbym dalej, gdybym był ciekaw, co twórcy z tym zrobią – ale mam za sobą już trzy sezony i wiem, co by zrobili. Nic ciekawego. Kończę z Zakazanym imperium. I tęsknię za The Knick. Oglądaliście The Knick? Obejrzyjcie. Doskonały serial. Też na początku XX wieku ma miejsce, tylko bardziej od strony medycznej do tego podchodzi.