Ostatnio obejrzane i polecane – czerwiec 2023

Ostatnio obejrzane i polecane – czerwiec 2023

08/07/2023 Blog 0

Co widziałem w czerwcu i co z tego polecam w dwóch słowach, na co chcę zwrócić waszą szczególniejszą uwagę. Więcej pisałem gdzie indziej na blogu o każdym z tych tytułów. Bez powtórek, same tytuły oglądane pierwszy raz.

Edvard Munch (1974) Jestem zachwycony stylem tego dokumentu, który robi wszystko, by sprawiać wrażenie dokumentu kręconego w czasach Edvarda Muncha, jakby śledził go z kamerą w czasie rzeczywistym, jakby reżyser prowadził wywiady z ludźmi wokół niego. A przy tym potrafi iść w szalony montaż dający koszmary, tak jak życie pana Muncha musiało być, gdy był niezrozumiały, a jego sztuka, dzięki której porozumiewał się ze światem na swój sposób, była odrzucana. Peter Watkins to twórca, którego muszę nadrobić – chociaż trochę czasu mi to zajmie, biorąc pod uwagę, że EM trwając cztery godziny plasuje się gdzieś pośrodku jego typowego metrażu.
 
 
Wielka wyprawa na koniec świata („Long Way Round”, 2004) Reality-tv o dwóch przyjaciołach, którzy zdecydowali się wsiąść na motor i przejechać cały świat w poziomie w 115 dni. Wszystko przed rewolucją technologiczną, a raczej u jej progu, gdy nikt nie śledził ich wyczynów „na żywo” w mediach społecznościowych, nie mieli kontaktu z rodziną, nikt nie mógłby im pomóc. Dwa odcinki poświęcone na przygotowania, a reszta to jazda, przygody i przyjaźń, czyli radość z doświadczenia czegoś, co można zrobić tylko raz w życiu. I robi się to u boku najlepszego kumpla. Piękne.
 
 
Wierne serce („Cœur fidèle / The Faithful Heart”, 1923) Petarda kina niemego i potęga języka wizualnego, który mógł w tej formie działać tylko wtedy. Prosta historia, ale ekspresja wizualna zachwyca niepomiernie. Wielkie dzieło i teraz mam zagwozdkę, czy to nawet nie lepsze od Koła udręki, które trwa sześć razy dłużej… Z drugiej strony na tym monumentalnym metrażu opiera się największa zaleta tamtego dzieła. Wierne serce trwa niecałe półtorej godziny i robi podobną robotę. Ciężka sprawa.
 
 
Czerwona linia („Fail-Safe”, 1964) Jeden z najlepszych filmów mojego życia – myślałem, że temat Zimnej Wojny mi się już przejadł po lekturze Ostatniego brzegu, ale ten tytuł jest aż tak dobry, że to nie miało znaczenia. Ludzie w obliczu wojny o dobro całej ludzkości, gdzie czułem faktycznie każdą śmierć, każdą decyzję, każdą konsekwencję, każdą odpowiedzialność. Przed moimi oczami naprawdę toczył się kryzys – i to z udziałem osób, które są gotowe na wszystko, na każde poświęcenie, byle tylko ludzkość przetrwała. A twórcy idą na całość byle tylko pokazać, jakie zimna wojna oferuje możliwości, wybory oraz czym się kończy w swej optymistycznej wersji.
 
 
Lombardzista („Pawnbroker”, 1964) Film o Żydach i ofiarach Holokaustu, który pokazuje im, że zło wcale się nie skończyło. Bohater uważa się za lepszego od innych, bo przetrwał tragedię za tragedią i nadal żyje, ale życie pokazuje mu, że wcale nie jest lepszy lub ponad innymi, którzy są słabsi. Nie ma monopolu na nic, ponieważ życie toczy się dalej, a zła i bólu nie da się porównywać z tym, przez co przechodzą inni ludzie. Popis reżyserski, aktorski i muzyczny, ten niepozorny film jest naprawdę skonstruowany jak pojedynek. W klatce. Nawet jeśli ta klatka oddziela pracownika lombardu od interesantów.
 
 
Nieustannie: historia Michaela J. Foksa („Still: A Michael J. Fox Movie”, 2023) Tak, nie ma uwzględnienia scen z odcinków Scrubs, w których grał MJF, ale i bez tego jest to naprawdę wystarczający dokument obrazujący drogę człowieka od biedy do popularności, od szczytu zdrowia do choroby Parkinsona, od dowiedzenia się poprzez lata akceptacji aż do oznajmienia tego światu. Naprawdę mamy przed sobą tę chorobę, nawet jeśli w wersji dla bogatych, ale jednak – poznajemy ją, jej ból. Rozumiemy ją i ludzi, którzy muszą sobie z nią radzić. Ten człowiek był naprawdę wspaniałym środkiem do opowiedzenia o tym. Oraz po prostu o człowieku, który nosi swój ciężar jak najlepiej umie.
 
 
Kawalerowie z Uniwersytetu Pimenckiego („The Dover Boys at Pimento University or The Rivals of Roquefort Hall”, 1942) Krótki metraż Chucka Jonesa o gościach idących na ratunek porwanej niewieście. Przede wszystkim pierwszorzędny humor animowany i wizualny, absurdy znaleziono wszędzie. No zobaczcie tylko: