W lutym ’24 widziałem dobre filmy

W lutym ’24 widziałem dobre filmy

01/03/2024 Blog 0
bledny ognik malle 1963

Filmy, które widziałem w lutym 2024 i polecam. Tytuł i powód, ewentualnie za co wspominam nadal, po takim czasie.

Błędny ognik (1963) Scena w knajpie była tak piękna, że oglądałem ją kilka razy, raz za razem. Jakby już się skończyła, ale kręcili dalej, bo mieli dobre przeczucie. Jakby zespół muzyczny zaczął jam po skończeniu kawałka, bo basista nie skończył grać i zaczął improwizować, bo miał takie natchnienie. Scena w Błędnym… oczywiście była zaplanowana i widać to wyraźnie po montażu danych urywków. Ta cisza, ta muzyka wchodząca powoli, te przypadkowe ujęcia celowo mówiące masę o życiu, o cieszeniu się życiem, o doświadczaniu go… Jakie to było piękne. Koleś siedzi w knajpie i patrzy przed siebie, a takie to było piękne!
 
Palacz zwłok (1969) Bo za sam wygląd jestem gotów w każdej chwili bronić pozycji tego filmu w kanonie światowej kinematografii. Praktycznie jeden, długi monolog, a każde ujęcie oddzielnie jest świadectwem potęgi języka filmowego i jego unikatowych możliwości. Widzimy świat tak, jak bohater go widzi – i w niego wierzymy, jakby był prawdziwy. Człowiek nie może uwierzyć, że kino może tak wyglądać i był przy tym jednocześnie spójne oraz logiczne. To trzeba zobaczyć, a ja przy kolejnym seansie (pierwszy był w w 2010 roku bodaj, kino Kultura w Warszawie, przy okazji wznowionej polskiej premiery) nadal jestem pod ogromnym wrażeniem. Aż książkę przeczytam. A zaraz potem włączyłem Skowronki na uwięzi i tam ten sam aktor, tylko w drastycznie innej roli.
 
Dom na przeklętym wzgórzu (1959) Jak na lekkie kino grozy klasy B, to tutaj ma miejsce naprawdę sporo krzyczenia. Takiego prawdziwego, ze strachu. Nawet jeśli szkielet wyskakuje z szafki jest plastikowy, to reakcja aktorów jest tutaj bardziej znacząca niż to, co my widzimy. I każdy dostanie swoją dawkę strachu, a film ledwo przekracza godzinny czas trwania. Dzisiaj po prostu nie mają czasu na krzyczenie, zamarcie ze strachu, nie, muszą uciekać i zachowywać się głupio, bardziej zdziwieni niż przestraszeni. A potem i tak giną.
 
Joe (1970) A to jest po prostu jeden z najlepszych scenariuszy, jakie widziałem, jeśli chodzi o stawianie przed postaciami trudności oraz wyborów, aby w ten sposób przebili się swoim wysiłkiem do miejsca, które zajmą w finale. Sam finał zresztą to również geniusz, a widząc przedostatnie ujęcie dosłownie zacząłem klaskać. Szapo ba.
 
Ucho (1970) Nie wiedziałem, że w Czechach (czy tam Czechosłowacji) też był prowadzony podsłuch, ale tak na logikę to raczej mieli tam mniej więcej to samo, co reszta radzieckich kolonii. A ten film szanuję nie tylko za poszerzenie horyzontów, ale właśnie za pokazanie osoby paranoicznej z szacunkiem. To nie jest standardowy miłośnik teorii spiskowych, tylko zwykły człowiek, który widzi ślady i szuka odpowiedzi, innych możliwości… Tylko w sumie jedna tak naprawdę ma sens. I to przeraża.
 
Animal Farm (1954) Nie jestem pewien, czy czytałem w szkole oryginał Orwella – pewnie tak – ale mniej więcej wiem, jak ta historia wygląda. I byłem zaskoczony, jak twórcy przenieśli ten materiał, jak wiele momentów tutaj działa wyłącznie za sprawą języka wizualnego oraz ekspresji, jaką umożliwia animacja. Już na samym początku, jak zwierzęta zaczynają śpiewać na cześć starej świni, ja to już poczułem. Obejrzyjcie sami, to krótki film.
 
Córka Ryana (1970) Chciałbym zobaczyć zapis tego dwugodzinnego spotkania krytyków z Davidem Leanem, gdzie ponoć rozbili jego film na drobny mak, nazwali najgorszym gównem, a reżyser potem lizał rany przez 14 lat. Nie powiem, żeby był kupiony od początku, ale hej, z czasem przekonywałem się do tego filmu. A na pewno w życiu bym nie pomyślał, że to jakaś chałtura. Po prostu za dużo tutaj było pięknych momentów, abym nie dał tego na listę najlepszych filmów 1970 roku.
 
Doktor Żywago (1965) Fajnie, jak reżyser robi tylko długie filmy i jeden za drugim chce się je oglądać. Tutaj doceniam nie tylko danie głosu autorowi, który we własnym kraju był zimno traktowany, ale i ładną historię o ludziach będących światkiem ważnych wydarzeń wokół siebie, gdy oni sami tylko dbają o to, aby zapewnić bezpieczeństwo swoim bliskim. Piękne kino.
 
Oliver Twist (1948) Niby już oglądałem wersję Polańskiego, tę od Disneya pewnie też zobaczyłem, ale nic nie pamiętam, więc tę adaptację oglądałem tylko z samym założeniem, że autor przeciąga swojego bohatera przez piekło tylko po to, aby dać nam szczęśliwe zakończenie. Miałem pewność, że tak będzie, a i tak oglądałem zaangażowany. Wizualnie był to niezwykły obraz, pewnie w dużym stopniu definiował to, jak potem wyobrażaliśmy sobie zawartość książki. Tylko nadal nie wiem, na ile podejście Dickensa do opowiadania o społeczeństwie ma jakąkolwiek wartość. Czy był to zbiór stereotypów, a może coś było na rzeczy. Tutaj trzeba pochwalić fakt, że sieroty są źle traktowane przez instytucje państwowe oraz religijne, którym dzieci były oddawane.
 
American Fiction (2023) Najśmieszniejszy żart z samobójstwa, jaki zobaczyłem.
 
Za Króla i ojczyznę (1964) Okazuje się, że Ścieżki chwały Kubricka mogą być jeszcze lepsze. Ciekawe, czy Linsay zrobił też swoje Lśnienie? Albo 2001?