Od listopada do stycznia widziałem dobre filmy

Od listopada do stycznia widziałem dobre filmy

02/02/2024 Blog 0
holdovers candy cane

W grudniu i styczniu brakowało mi miejsca na blogu, aby robić takie wspominanie, więc teraz wracam z trzymiesięczną porcją. Co oglądałem, polecam i za co je pamiętam - w dwóch słowach, od listopada '23 do stycznia '24.

Spójrz na mnie (2022) Wiecie, że oglądacie dobry krótki metraż, gdy na koniec chcecie ciągu dalszego – więcej wiedzieć o tych postaciach. Konflikt między kochankami wyrażony poprzez sztukę i perkusję zostawia jednak zawieszenie dramaturgii. Nie spodziewałem się usłyszeć jednych z najlepszych dialogów roku (obok „Skrytki”) w krótkim metrażu. Tak samo jak źle włączonej cyfrowej stabilizacji ekranu, przez co wszystko pływa na ekranie, ilekroć bohaterowie wyjdą na zewnątrz.
 
Scale (2022) Wyjątkowo zostawiam angielski temat, bo jego wieloznaczność faktycznie jest tutaj wykorzystana. Często podczas animowanych jazd bez trzymanki zaczynam się nudzić, bo trwają za długo – pojawiają się i nie dokładają nic interesującego z czasem, więc w sumie mogłyby się skończyć. „Scale” trwa tyle, ile powinna, wykorzystując swój krótki potencjał. W ten sposób skupiam się tylko na tym, jak spektakularna to była animacja.
 
Syberiada (1979) Chciałbym zobaczyć dłuższą wersję tego trzygodzinnego filmu – lepszego komplementu nie mógłbym pewnie napisać. Może wtedy to jest poważniejszy film, ale wersja, którą oglądałem, przede wszystkim mnie śmieszyła. Jeszcze nigdy wrzucanie typa do ogniska nie było tak zabawne, co u Konczałowskiego…
 
Wojna jednorożców (2022) Animowana wersja wojny, gdzie pluszowe misie biją się do krwi i śmierci z jednorożcami. Alegorie są oczywiste, komentarz też, ale jak zacznie się spektakl, to nie mogłem przestać patrzeć. Hiszpańska wersja językowa tylko dokładała surrealizmu…
 
Nie ocali cię nikt (2023) Nie wiedziałem, jaką niespodziankę szykuje dla mnie ten film… I gdy to do mnie dotarło, to aż zacząłem oglądać od początku. Ambitne osiągnięcie, nawet jeśli nie jest bezbłędne i nie wszyscy je kupią. Ja kupiłem i chcę więcej od tego reżysera.
 
Byliśmy tacy zakochani (1974) Przez ten film zacząłem żałować, że nie wziąłem się jeszcze za Ettore Scolę. Ten jeden raz nastawiłem się na komedię romantyczną i dostałem coś, co wykracza poza wszelkie znane mi do tej pory granice/możliwości kina. Potencjalny kandydat na listę najlepszych filmów, jakie w życiu widziałem – jak tylko przysiądę i go porządnie obejrzę…
 
Osadnicy + Emigranci (1971-72) Dzisiaj pewnie by wypuścili te dwa tytuły jako jeden, sześciogodzinny. I byłby legendą festiwalu, na którym by się pojawił. Tak czy siak nawet w formie po dwa trzygodzinne filmy nie jest zbyt łatwym kąskiem – szczególnie ze względu na to, że twórca postawił sobie za cel ukazanie życia. Poprzez epizodyczną fabułę. Efekt działa, ale mógłbym angażować bardziej – najważniejsze jednak, że faktycznie przenosi odbiorcę do tamtej epoki. A Liv Ullmann jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknej, co tutaj.
 
Życie (2022) Nie wiedziałem, że Bill Nighy tak przejmująco może zaśpiewać.
Przesilenie zimowe (2023) Wychodzi na to, że przekonuję się do kina drogi. Wcześniej nie lubiłem go, bo w nich liczył się tylko początek i koniec, a środek był zbiorem przypadków, który mógł się pojawić nawet w odwrotnej kolejności. Tutaj wszystko ma zastosowanie i zmierza do tego, by bohaterowie pozwolili/pomogli innym zrobić to, co jest dla nich ważne. A ja się w to powoli angażowałem…
 
Leila i jej bracia (2022) Te długie ujęcia w ciszy, wypełnione spojrzeniami… Dystrybutor naprawdę stwierdził, że to najlepiej wypuścić tylko na VOD?
 
Oppenheimer (2023) Mam nadzieję, że Godzilla i inne tytuły z 2023 roku okażą się jeszcze lepsze. Fenomenalny obraz, ale mam nadzieję, że ten rocznik ma więcej do zaoferowania.
 
Nieokiełznani (1952) Pierwszy kompetentny film o zawodach rodeo, jaki kojarzę. Dopiero tutaj poczułem, że faktycznie widzę ten sport na ekranie, że autorzy traktują go jak sport. I jeszcze nigdy nie byłem tak blisko polubienia Roberta Mitchuma jako aktora.
 
Życie na szali (1956) Coś czuję, że dzisiaj już się tego nie da oglądać przez szeregowego widza, ale do mnie ta przesadzona dramaturgia trafiła. Portret świata, który ma odwagę stawiać się autorytetom, ale jeszcze nie ma odwagi robić tego poza kinem.
 
Nieludzka (1924) Kupuję takie kino, które idzie wyłącznie w wizualność. I akceptuję możliwość, że kino mogło iść w takim właśnie kierunku, gdyby wcześniej nie wymyślili dźwięku. „Caligari, „Metropolis” i „Nieludzka”, czyli ludzie zaczynający się całkiem dobrze czuć komunikując wyłącznie poprzez obraz, wizję świata.
Gorzkie zwycięstwo (1957) Żołnierza na polu walki zaczynają gadać o moralności zabijania, a ja w to wierzę. Teatralne, ale jednak czułem, że oglądać żołnierzy pośrodku misji, którzy naturalnie tak zaczęli myśleć. To trzeba zobaczyć, żeby uwierzyć.
 
Spadek (1962) Czyli Kobayashi robił dobre filmy poza tymi najsłynniejszymi. „Spadek” tego najlepiej dowodzi…
 
Trylogia Człowiecza (1959-61) Pierwsze nowe arcydzieło, które zobaczyłem 2024 roku. Za dwanaście miesięcy widzimy się przy aktualizacji bloga. Najlepsza scena samobójstwa, jaką teraz mogę sobie przypomnieć. Kubrick się nią inspirował chyba, robiąc „Full Metal Jacket”.
 
Słodkie zmartwienie (1995) Jestem teraz jeszcze bardziej zaskoczony, jak lubię ten film. Serio to kupię na DVD/BR. „Emmę” Jane Austin już wypożyczyłem…
 
Gospoda złoczyńców (1971) Koniecznie zobaczcie finałową sekwencję. Samurajskie kino z odrobiną awangardy, niewiarygodny widok.