Orville (2017-)

Orville (2017-)

13/10/2022 Opinie o serialach 0

Jakby Star Trek TOS był zrobiony przez mądrzejszych i zabawniejszych ludzi.

5/5

Sezon I (2017)

5/5

Pierwsze wrażenie jest właśnie takie: to nowy Star Trek, tylko tak jakby… Jego parodia? Dosłownie krok w krok oglądamy to, co już kojarzymy: space operę, podróż statkiem po kosmosie w celu wypełniania misji, zróżnicowana załoga wśród których jest śmieszek, wojownik, cyborg i kobieta. Wszystkie zależności, w stylu rang i przełożonych, komunikacji przez naszywkę, brzmią znajomo. Wygląd statku, muzyka, kostiumy… To jest Star Trek, tylko tak się nie nazywa. Na każdym kroku jest jakieś nawiązanie, które fani gatunku rozpoznają – prezentacja statku to dosłownie scena z filmu ST TMP, podczas rozmowy z kapitanem statku poprawiony jest rozmówca, by ten stanął na środku ekranu, te dramatyczne przejścia do reklam… Szybko jednak się okazuje, że to nie jest parodia. To normalny serial sci-fi, tylko przy okazji cholernie zabawny. Ale też… Poważny. Trochę to trudno raczej wytłumaczyć komuś, kto nie umie sobie wyobrazić połączenia komedii z dramatem. I nie, nie chodzi też o komediodramat. To po prostu zabawny serial umiejący opowiedzieć dobre, momentami wręcz ambitne tematy. W trzecim odcinku jednej z postaci rodzi się dziewczynka, więc zmieniają jej płeć, bo na ich planecie bycie kobietą to wstyd i hańba, wygnanie. A rozmnażają się poprzez znoszenie jajek. I ten odcinek serio dał radę udźwignąć taki temat, jak podejmowanie decyzji za swojego potomka oraz czy można ingerować w decyzję innego rodzica, co on uważa za najlepsze dla swojego dziecka.

Znamiennym jest, że twórcy świadomie rezygnują z tworzenia jakieś dramatycznej fabuły łączącej wszystkie odcinki. Już w pilocie okazuje się, że główny bohater został kapitanem, ponieważ coś się wydarzyło w tajemnicy. Sekretny plan? Nie, po prostu jego dobry przyjaciel o to poprosił i nie chce, by kapitan wiedział, że to od niego. Później podróżnik w czasie ratuje ich przed tragedią, w której mieli zginąć. Mają więc jakiś cel, misję do spełnienia, odmienią losy świata? Nie, po prostu w przyszłości będą kolekcjonerzy statków, które nie istnieją, bo zginęły. I uratowano ich, by ich sprzedać. Orville odchodzi od współczesnych trendów, by skupić się na robieniu swoich rzeczy, to wszystko. Co najwyżej niektóre wątki będą później kontynuowane (wspomniane dziecko że zmianą płci), ale o tym później.

Nadal wolę świat Star Treka z TNG i DSN, bo tamte seriale jako całość mają większą skalę. Orville to dosłownie jeden statek na misji, której założenia nie są nawet zbyt jasne. Coś o eksploracji i robią ważne rzeczy, ale pewnie trudno takie założenia wyrazić wprost bez jednoznacznego naśladowania Star Treka.

Niemniej, przednia zabawa. Nie myślałem, że MacFarlane jest takim zabawnym i dobrym twórcą. Jestem zadowolony, że odkryłem ten tytuł.

Sezon II (2018-19)

5/5

Niby jest więcej odcinków romansowych – w jednym kobieta zakocha się w robocie, na litość boską – ale to nadal pełni rolę w szerszym planie na cały serial. Ogólnie dobrze, że obok przygód są też inne gatunki (często sam romans jest mieszany np. z podróżami w czasie), tylko niektórym może przeszkadzać, że z jednego odcinka, gdzie jedna z postaci jest w kimś zakocha, przechodzimy do kolejnego, gdzie inna postać też ma problemy miłosne. Niemniej, już przed końcem sezonu widać jasno, że te wątki były po coś więcej, niż tylko być atrakcją tygodnia. Tutaj już mówimy o pełnym i świadomym rozwijaniu Orville w całości, jego uniwersum i bohaterów jako pełnoprawnych postaci. Te romanse nie istnieją – ekhem – w próżni, one są kontynuacją i rozwinięciem pewnych wątków z pierwszej serii. Mówimy nawet o serialu, gdzie kolejność odcinków ma znaczenie, chociaż każdy jest samodzielną przygodą i dopiero dziesiąty zaczyna się bezpośrednim nawiązaniem do tego, co było wcześniej.

Nadal jest to serial, który potrafi być głupkowaty, śmieszny i dojrzały. Populacja planety dowodzona przez astrologię, oświadczyny w deszczu, uzależnienie od pornografii, coroczne oddawanie moczu, robot starający się zerwać z kobietą… Jako całość to nadal świetny sezon, który dał mi mnóstwo okazji do śmiechu, ale równocześnie jeszcze bardziej cenię ten tytuł za jego dojrzałość oraz wykorzystanie gatunku space opery do opowiedzenia o ludzkości. Chociażby o tym, jak ważne w związku jest wspólne dojrzewanie. A w odcinku, gdzie odkryli drugą planetę Moclan, to zaczęła się autentyczna i wiarygodna debata polityczna, która zagrażała pokojowi w galaktyce. Serial trzyma się ostro prezentowaniu wydarzeń, bez ich osądzania – pokazując tym samym, że na tym poziomie nie liczą się emocje czy impulsywność, ale zrobienie tego, co najważniejsze. Co może po drodze oznaczać zrobienie kilku poważnych, złych rzeczy. I nikt, nigdy na stałe nie ustali bohaterom, kiedy ta granica zostanie przekroczona, w którym momencie poświęcenie stanie się zdradą, kiedy walka o pokój stanie się czymś haniebnym.

Tym samym pada ostatni filar „pierwszego złego wrażenia”, jakie robi ten tytuł. Tzn. skoro to jest aż tak podobne do Star Treka, to czemu nie nazwali tego Star Trek? W końcu mam odpowiedź: bo to zupełnie inny świat, inna polityka wewnętrzna i międzyplanetarna. I co najważniejsze, bez tej głupiej Federacji, wyżej stawiającej regulamin od człowieka. Nie ma po prostu potrzeby użerać się z kanonem Star Treka, dostosowywać do niego (czy też go ignorować, jak robi to Star Trek w XXI wieku). Orville w końcówce 2 sezonu buduje napięcie polityczne w takim stopniu, że jeszcze trochę i będę to porównywać do Babylon 5. Tak, jest aż tak dobrze!

Sezon III (2022)

5/5

Pierwszy sezon w tym roku, który w mojej opinii zasłużył na odcinki trwające ponad godzinę.

Tendencja zwyżkowa utrzymana – jeśli za taką uznać poważniejsze tematy, więcej trudnych dylematów moralnych oraz szczytową eksploatację motywów fantastycznych do opowiedzenia o ludzkich rzeczach. Teraz twórcy tak komfortowo czują się w obszarze dorosłej space-opery, że zaczynają sezon od odcinka, w którym jedna z postaci dokonuje samobójstwa. W większości odcinków bohaterowie stają przed takimi decyzjami, że prawdopodobnie większość widzów będzie szczęśliwa, iż ogląda wszystko z boku i sama nie musi udzielać odpowiedzi – a mówimy zarówno o sytuacjach osobistych, jak i na scenie politycznej, międzyplanetarnej. Mnóstwo tu osób, które robią złe rzeczy w imię szczytnej idei, czasem nawet z pełną tego świadomością. W zasadzie jest to sezon całościowy, gdzie kolejność odcinków ma gigantyczne znaczenie – wskazana jest też znajomość tych z poprzednich lat. Więcej tu też rozmachu, a jeden z odcinków dostarcza najlepszej bitwy kosmicznej od ponad dekady. Z poziomu kosmosu, do walki w chmurach, poprzez naziemną i na wnętrzach bazy kończąc.

Ten sezon jest nie do ruszenia, naprawdę. Zadowala na każdym kroku i by cokolwiek mu zarzucić, musiałbym się czepiać w niewiarygodny sposób – że w dwóch odcinkach pod rząd część akcji rozgrywa się w podobnej bazie. Chociaż jest to logiczne i uzasadnione fabularnie bardziej, niż bym potrzebował, to nadal pomyślałem podczas seansu „przecież tu byli godzinę temu”. A przecież przez 10 lat oglądaliśmy, jak ekipa Stargate biega po tym samym lesie i nikomu to nie przeszkadzało…

To pewnie jest serial, którego kontynuacji najbardziej nie mogę się doczekać. Kompletne zaskoczenie, ale takiej właśnie space-opery potrzebuję. Z każdym sezonem jest coraz większa i lepsza, a zastęp bohaterów to na tym etapie samograj. Chcę do nich wrócić, oglądać ich dalej. Może nawet na poziomie piątej-szóstej serii otrzymamy solidne 20+ odcinków w roku, pełne spektrum wszystkiego? Może nawet trafi się jakiś słaby odcinek, który jednak będzie słaby tylko dlatego, że podjął szalone ryzyko i się to nie opłaciło? Wiem tylko, że przyszłość tego serialu jest lepsza, niż dam radę to sobie wyobrazić. Już kończę porównywać do innych tytułów: Orville zasługuje na samodzielność. Ma własne uniwersum, świat, wszystko. I prezentuje w tym wysoki poziom. Brawo!