Jean-Pierre Jeunet

Jean-Pierre Jeunet

18/09/2021 Opinie o filmach 0

When you are in love with a story, you have to take your time to follow it and to fall in love again one time. You need some time. And I need to be in love with a story because I am going to spend four years of my life inside without pleasure, without seeing anybody, you work 16 hours per day and at the weekend and I need to be in love with each detail.” – Jean-Pierre Jeunet

Delicatessen (1991)

5/5
Świat tego filmu jest pustawy, zadymiony, opuszczony, bez życia. Trzymamy się jednej kamienicy, do którego przybywa jeden młody człowiek, były cyrkowiec, który szuka pracy kierując się ogłoszeniem w gazecie. I zaczyna być okoliczną złotą rączką, poznając czarujących mieszkańców oraz odkrywając mroczną tajemnicę – zarówno tego budynku jak i całej okolicy, mając swoje podziemne życie.
 
To film stworzony dzięki wizualnej wyobraźni. Scenografia odkrywa pewną rolę, ale bardziej efekt przynosi niestandardowa pozycja kamery oraz gęsty montaż fantastycznych ujęć, które często nawet zawierają humor sytuacyjny, slapstickowy, niespodziewany, czarny, abstrakcyjny. To jest dziwny film, niecodzienny, który nie trafi do regularnego widza, którego nie będą bawić coraz bardziej rozbudowane próby samobójcze jednej z postaci. To jeden z nielicznych tytułów, które działają pomimo bycia bardziej zbiorem momentów i scen niż koherentną fabułą. Bardziej tutaj w pamięci zapada coś małego niż punkt kulminacyjny – co jest zaletą, bo można oglądać jeszcze raz i nadal dobrze się bawić. Jest po prostu coś atrakcyjnego w tym pozornie niekończącym się ciągu niemożliwych w naszym świecie scen, które są możliwe w tym filmie i w głowie tych postaci. Lubię tam przebywać, pomimo bardziej krwawych momentów.
 
Twórcy zapraszają nas do cudownego świata niczym z brutalnej baśni dla dorosłych – ma miejsce w czymś na kształt post-apokalipsy, może po jakiejś katastrofie naturalnej lub ekonomicznej, może miała miejsce wojna. Teraz widzimy zdecydowanie ostatnie chwile życia tych ludzi – może jeszcze żyją na oparach, może żyją złudzeniem, może żyją marzeniami. Może czymś innym, kto ich wie – ale żyją w tej kamienicy, naprawiają, grają na instrumentach, piją, jedzą. Baśniowość polega na tym, że w tej tragedii dostrzegamy urok i piękno chwili. Pewnie mieli być symbolem różnych grup w całym społeczeństwie – to by tłumaczyło, czemu w jednym mieszkaniu jest niemal arystokracja. I akurat tam kobieta chce się zabić. Metafory są tutaj różne i autorzy unikają jednej wersji czegokolwiek, mimo to tworzą coś spójnego. Coś własnego. Coś pięknego. To świat nam bliski, w którym nie ważne jak może być źle, tak nigdy nie będzie aż tak źle, żeby dzieci nie cieszyły się na widok baniek mydlanych.
 
To zresztą moja ulubiona scena z filmu. I ta muzyka!…
Jean-Pierre Jeunet

Obecnie Jean-Pierre Jeunet znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #89

Top

1. Delicatessen
2. Miasto zaginionych dzieci
3. Głupstwa
4. Bazyl. Człowiek z kulą w głowie
5. Amelia
6. Bigbug
7. Bardzo długie zaręczyny
8. Obcy: Przebudzenie

Ważne daty

1953 – urodziny (Francja)

1978 – debiut krótkometrażowy

1988 – Jean spędza czas w USA i je naprawdę kiepskie jedzenie, w ten sposób wpada na pomysł Delikatesów;

1991 – debiut pełnometrażowy

1997 – małżeństwo

2021 – Jean robi nowy film… już jakiś czas, ale nadal ma być taki zwariowany, hehe. Dominique Pinon jest w obsadzie.

Miasto zapomnianych dzieci ("The City of Lost Children", 1995)

5/5

W sumie nie wiem, czy lubię ten film. Ale lubię wszystko w nim.

Ta produkcja wygląda, jakby każdy jej element został wygnany z innej planety, znajdując dom dopiero na tym planie filmowym, w rękach tych osób i z nami, jako widownią. Siłacz na ulicy, banda dzieci będąca faktycznie bandą, zła nauczycielka mająca potencjalnie przyszywaną siostrę, armia klonów i oryginał mieszkający w kanałach, szalony naukowiec z obsesją na punkcie łzy… A montaż, efekty specjalne i reżyseria tylko dodają temu „inności” na każdym kroku.


Bazyl. Człowiek z kulą w głowie ("Micmacs à tire-larigot", 2009)

4/5
Przyjemny obraz pełen ciepła i niewydarzonych postaci. Po francusku. 
 
Czuję, jakby ten opis pasował do większości filmów tego reżysera. Bazyl odznacza się sporą filmowością – cały początek, pokazujący dzieciństwo bohatera, zrealizowany jest właściwie bez słów. To w zasadzie smutna opowieść, wprowadzająca nas w dalszy jego los, kiedy stał się tym przypadkowym i niezapadającym w pamięci człowiekiem pracujący w wypożyczalni kaset VHS. Jest osobą zranioną i zadowoloną z minimum w życiu, ale to nie znaczy, że jest mniej cenny – chociaż trzeba było tytułowej zabłąkanej kuli, aby o tym opowiedzieć. 
 
Po wypadku żyje z dnia na dzień – może umrzeć w każdej chwili, ale usunięcie kuli zabije go na miejscu (lekarze zdecydowali co robić… Rzucając monetą!). Bazyl postanawia zinfiltrować ludzi tworzących broń i uzyskać sprawiedliwość, a pomogą mu w tym ludzie podobni do niego. 
 
Fabuła jest w ciepły sposób naiwna i dla wielu mogła się zestarzeć, cały jej idealizm pasuje bardziej do lat 90 niż do 2009 roku. Czuć też, że pewnie twórcy mogli więcej wycisnąć z takiej fabuły, bardziej wykorzystać każdą z postaci. To jest zabawny i przyjemny obraz, nawet warty wracania do niego kolejny raz, ale z drugiej strony dla Jeuneta to jednak kolejny taki sam film. I chyba myślał, że podjęcie ważnego tematu (handel bronią) przykryje trochę fakt, że formalnie korzysta z tych samych sztuczek. Nie odkrywa on przed sobą nic nowego (może poza wspomnianą filmowością, ale wpływa ona raczej na poszczególne segmenty niż całość), porusza się głównie w znanych sobie rejonach i pewnie dlatego brakuje mu tej werwy w wydobyciu z Bazyla pełni jego potencjału. 
 
Po stronie Jeuneta stoi fakt, że jak ktoś lubi te jego sztuczki – to, kurczę, dajcie mnie tego więcej. Co prawda fabuła ideowo i konstrukcyjnie (zakończenie) trochę już nie pasuje do 2020 roku, ale te kolory, to poczucie humoru, ten styl… Naprawdę dobrze wrócić do tego obrazu po 11 latach od premiery. I warto pamiętać, że taki człowiek jak Jeunet zrobił w historii kilka filmów. 

Bigbug (2022)

3/5

Niczym adaptacja teatralna umieszczona w przyszłości: grupa ludzi wraz z kilkoma androidami zostają zamknięci w domu, bo na zewnątrz są złe warunki.

Nie żeby to był początek fabuły, czy coś. Po prostu tam siedzą i co jakiś czas podejmują kolejną próbę wyjścia, ale im się nie udaje, więc siedzą dalej. Humor nie leży tu w fabule czy historii.

Co nie znaczy, że mało się dzieje, bo dużo się dzieje. Na tyle, że trudno powiedzieć, co jest relatywnie inteligentnym komentarzem wciśniętym na siłę do tej historii, a co po prostu przypadkowym bełkotem. Kilka słów znajdzie się tu nt sztucznej inteligencji, relacji człowieka z maszynami lub zwierzętami, wyższości komputerów, komputeryzacji świata, seksualnych relacjach ludzi i robotów, świadomości robotów i ich ambicji… Ło matko.

Co z tego wynika? Raczej powtórka z rozrywki w nowej oprawie. Jeunet stoi za kamerą – tak, zrobił nowy film! – i jego ekscentryczne podejście do scenografii i prowadzenia aktorów widać jak na dłoni. Kilka żartów na pewno siądzie, a jak nie znacie stylu wizualnego tego reżysera, to koniecznie musicie to nadrobić. Jeśli znacie – osobiście powiem wam, że ta powtórka raczej mnie znudziła.