Film teoretyczny

Film teoretyczny

05/08/2023 Blog 0

Termin kinofilski, który wymyśliłem, zacząłem używać i każdorazowo pokrótce go opisuję, tylko w sumie przydałoby się jakoś go wyjaśnić. Tak konkretnie i teraz to robię.

Film teoretyczny (ale też każdy inny rodzaj sztuki, nie tylko w kinie), czyli byt, którego istnienie wymagane jest tylko w teorii, tzn. aby go omawiać, nie trzeba go doświadczać osobiście.
 
Przykład 1. Pozycje, do których zrozumienia trzeba najpierw zaznajomić się z analizą, omówieniem, opracowaniem, resztą filmografii reżysera (tą nie istnieją, tzn. niezrealizowaną też) i tak dalej, i tym podobne. Samo oglądanie tego filmu jest najmniej istotne: nic nie da jako takie, bo nawet nie było do tego planowane (a nawet jeśli coś da, to nie o tym to miało być, co myślisz, nie znasz się), a po poznaniu analiz (zakładając, że coś one faktycznie dadzą) i tak znasz treść dzieła. Tylko nie z samego dzieła.
 
Przykład 2. Kino artystyczne, którego twórca miał zamiar o czymś opowiedzieć i opowiada o tym w wywiadach oraz innych formach marketingu: opisach festiwalowych, sesjach Q&A itp. Czy mu się udało? Co wynikło z jego opowieści? To nie ma znaczenia. Krytykom faktycznym oraz prywatnym wystarczy samo podjęcie danego tematu oraz fakt zaangażowania się artysty danym tytułem, dzięki czemu jest on najważniejszy w danym sezonie, jest najbardziej współczesny, nowoczesny, aktualny, jego znajomość jest wymagana itp. Samo oglądanie, sposób podjęcia, wnioski czy inna wartość, np. praca badawcza włożona w poznanie tematu, o którym twórca opowiada, nie jest istotna. Podobnie jak oglądanie samego dzieła, niczego ono nie doda ani nie zmieni w opinii, którą krytyk prywatny lub faktyczny już ma wyrobioną.
 
Przykład 3. Film zapowiedziany, który już na tym etapie widownia jest w stanie ocenić i zdecydować o jego jakości. Najczęściej dzięki zabiegom marketingowym (zdradzających wszystkie niespodzianki, teksty i sceny z filmu, na dodatek prezentując całość tak samo jak każdy inny film), ale też może to wyniknąć z samych aspiracji osoby komentującej, co najczęściej wynika z jej braku wyobraźni, pokory, cenienia wyżej tzw. śmieszkowania niż sztuki jakiejkolwiek albo przekonań społecznych, ewentualnie chorób psychicznych. Dotyczy przede wszystkim krytyków profesjonalnych publikujących teksty typu: „Czy film ZAPOWIEDZIANY będzie lepszy od BĘDĄCEGO W PRODUKCJI”.
 
Dwa lub trzy lata temu wyraziłem obawę powstania rodzaju filmów, które wtedy nazwałem „koszulkowymi”, tzn. będącymi odpowiednikiem napisu na koszulce, który czyni z osoby ją noszącą uczestnika akcji w tej sprawie. Dana osoba nic innego nie robi, jedynie nosi koszulkę, ale to już czyni z niej pełnoprawny głos w debacie oraz uczestnika akcji. „Film teoretyczny” najprawdopodobniej jest właśnie tym, z jedną różnicą: wtedy zakładałem, że takich koszulkowych filmów będą potrzebować sami twórcy. W praktyce okazuje się, że to widzowie ich potrzebują: pustych filmów, które mogą wypełnić. To filmy stają się koszulkami, które nosi widownia. Film dostaje etykietę nałożoną przez reżysera czy marketing, a widz następnie w pełni ją akceptuje, popiera, promuje. Ten film jest na ten temat, ja lubię ten film, więc popieram ten temat. Albo – ja popieram ten temat, film popiera ten temat, film jest dobry i jest dowodem na to, że mój temat jest ważny. A  film przedstawia go tak, że jest dowodem na słuszność tego, jak postrzegam dany temat.
 
Oczywiście, że go oglądałem. Imię bohatera? Fabuła? O co ty mnie pytasz, to było kino eksperymentalne, tam była narracja z offu i jakieś rozmazane obrazki przez półtorej godziny. O czym było? Przecież ci mówię, było na WAŻNY TEMAT, a to ważny temat, trzeba o tym mówić. Naprawdę, zobacz, otworzy ci oczy. Już oglądałeś? Nie zrozumiałeś, poczytaj o tym temacie, wtedy dopiero dostrzeżesz podejście reżysera do ukazania go, robi to z czarnym humorem i głębokim humanitaryzmem.
 
Czy to coś złego? Tak. Jestem świadom, jak niewłaściwym jest odpowiadać tak jednoznacznie, ponieważ jak ktoś lubi, to lubi, co z tego? To jednak inna kwestia – nikt nie zabroni nikomu oglądać filmów teoretycznych, czy też ich wspierać w jakikolwiek sposób. Chodzi o to, że są złe i ich istnienie jest czymś złym, jeśli za wartość ustalimy samo kino, ponieważ cały problem filmu teoretycznego polega na tym, że ignoruje ono samo kino, proces oglądania i rozumienia języka filmowego, komunikowania się twórcy z widzem poprzez obrazy oraz korelację między nimi. Im ważniejsze będzie kino teoretyczne, tym mniej osób będzie oglądać, mniej osób będzie aktywnie oglądać, mniej osób będzie rozumieć to, co ogląda. I najmniej będą rozumieć samodzielnie.
 
Dlaczego tak jest? Powodów na pewno jest wiele i wymienię najprostszy: bo to jest łatwe. Wyobrażacie sobie, że dziennikarze piszący artykuł np. o reprezentacji płci we współczesnym kinie mieliby faktycznie oglądać te 40 filmów, które tam służą jako przykłady na poparcie tezy, z którą startują? Pfff. Tylko potem ja czytam taką analizę i drapię się po głowie, bo te filmy były zupełnie o czymś innym, ale to nie jest chyba istotne. Grunt, że teza udowodniona. A nagroda na pewno została przyznana/nie przyznana z POWODÓW poza samym filmem. Nie trzeba ich oglądać, my to po prostu wiemy i to jest dowód, sprawa zamknięta. A tamte produkcje reprezentują ideologie, bo tak słyszeliśmy i to jest dowód na podprogowe pranie mózgu, obudźcie się ludzie. Cały czas mówimy, cały czas to samo. I wmawiamy sobie, że to wina tamtych, że to do nich nie dociera, bo mają braki w inteligencji. Tym lepiej, jesteśmy w końcu najmądrzejsi i to jest na to dowód.
 
Po komentarzach też to widać, jak rzadko faktycznie komentują treści artykułu czy filmiku, pod którym są zamieszczone, a częściej tylko własną opinią osoby komentującej na temat podany w nagłówku czy tytule (która mogłaby się zmienić, gdyby komentujący zaznajomił się z treścią publikacji). Doszło wręcz do tego, że nie mam reakcji na komentarze pod moją twórczością. Jeśli już, to konkretnych osób po których wiem, że faktycznie czytali przed komentowaniem.
 
W sumie więc nie uważam, by ganić samych ludzi, którzy tak czynią – prawie wszystko i tak istnieje w teorii, poczynając od partii politycznych, o których ludzie debatują bez czytania programów partii albo zaznajomienia się z tym, jak decydowali w ostatnim głosowaniu w sejmie, kończąc na sobie nawzajem i oceniając obcych ludzi bez poznawania ich. Absurdalne to i abstrakcyjne, gdy sobie człowiek uświadomi, że naprawdę to robi i nie ma najmniejszego pojęcia, jak do tego doszło, ale doszło. Kino tylko do tego dołączyło, istniejąc gdzieś w chmurze nad naszymi głowami. Najwyraźniej tego potrzebujemy. Przynajmniej w większości robimy to tylko dlatego, by znaleźć kolejny żart, by coś wyśmiać, by kogoś rozbawić, by ktoś przyznał nam rację. A że umiemy bawić tylko na góra dwa sposoby, to szukamy nowego pretekstu, by powiedzieć ten sam żart. To jest po prostu miłe, więc kontynuujemy. Raczej nie są świadomi, co robią – więc spróbujmy o tym rozmawiać. Nie mam najmniejszego pojęcia, jak to robić, bo do tej pory po prostu ignorowałem, gdy ktoś gada o filmie rzeczy, których nie ma w filmie. Chyba jednak powinienem, szczególnie jak już jestem z tą osobą twarzą w twarz i gadamy na schodach na jakimś festiwalu, tylko… jak?