Brian G. Hutton

Brian G. Hutton

10/01/2025 Opinie o filmach 0

„(o pracy przy serialu) It was good fun, but all I had to do was yell 'Action’ and 'Cut-Print’, because everybody was doing what they had to do anyway” – Brian G. Hutton

Obecnie Brian G. Hutton nie znajduje się w moim rankingu reżyserów (za mało widziałem).

Top

1. Tylko dla orłów
2. Złoto dla zuchwałych

Ważne daty

1929 – urodziny (NYC)

1954 – debiut aktorski w serialach

1955 – małżeństwo, będą razem do jej śmierci w 2012 roku

1965
– debiut pełnometrażowy

1983 – ostatni wyreżyserowany obraz, potem został hydraulikiem, później zajął się karierą w rynku nieruchomościami

2014 – śmierć, LA (atak serca)

Złoto dla zuchwałych ("Kelly's Heroes")

5/5

Kelly pojawia się w kinie co najmniej dwukrotnie – gdy w finale Clerks 2 bohaterowie chcą zobaczyć seks kobiety imieniem Kelly z osłem uczą się, że Kelly może być też męskim imieniem. Parę dekad wcześniej tak na nazwisko miał bohater grany przez Clinta Eastwooda w filmie Złoto dla zuchwałych, którego to dane nawet dano na tytuł. Może wtedy jeszcze było to jednoznacznie męskie, a może potrzebowali do tego akurat pana Eastwooda, by nadał powagi całej sytuacji. Mamy środek 2 wojny światowej, a bohaterowie dowiadują się o składzie złota w okolicznym miasteczku, pilnowanym przez Niemców. Postanawiają zorganizować napad, aby się wzbogacić, nawet jeśli ryzyko jest ogromne, a oni działają – jakby niebyło – nielegalnie.

Całość można śmiało zaliczyć do kina przygodowego z elementami wojennymi, kina drogi, heist movie czy czarnej komedii. To jeden z tych obrazów, gdzie największy konflikt w historii ludzkości ukazany został jako „pójście na wojenkę i przeżycie przygody, pozabijanie kilku szwabów, hej!”, ale nie tylko. Ludzie giną na ekranie, nawet jeśli w ilości symbolicznej. Wrogowie umierają oczywiście w setkach i więcej, gdy „nasi” mają trudności z akceptacją śmierci dwóch kumpli na krzyż. Tytułowy bohater został przez dowództwo obarczony odpowiedzialnością za coś, co oni zrobili, ale potrzebowali kozła ofiarnego i wypadło na Kelly’ego. Misja z rabunkiem nie jest podyktowana chciwością, a przynajmniej nie u wszystkich i nie tylko: to przede wszystkim sposób, żeby samemu coś zyskać na obecnej sytuacji, gdzie każdy coraz bardziej i bardziej czuje się marionetką. W finałowej scenie dochodzi do pojednania dwóch narodów, gdy Telly Savalas mówi: „jesteśmy tylko żołnierzami, nie? Nawet nie wiemy, o co toczy się ten konflikt. Walczymy i umieramy – i co z tego mamy? Nic.” Ostatecznym argumentem jest, że złoto nie wpadnie w ręce rządu, tylko do obywateli. „Złoto dla zuchwałych” całkiem subtelnie pokazuje środkowy palec politykom – a to wszystko pod koniec wojny w Wietnamie! To wszystko jest oczywiście fantazją, która dzięki aktorom wydaje się realna. Może i są w środku piekła, ale była szansa i ją wykorzystali, by piekło opuścić.

Film trwa prawie dwie i pół godziny, a reżyser bezbłędnie dawkuje tempo, dostarczając bogatych i spektakularnych sekwencji wojennych, przeplatając je kinem drogi, budując napięcie i powagę całej sytuacji. Każde kolejne starcie wygląda jak „money shot” oraz szczyt możliwości całego filmu: zaczynamy w końcu w nocy, w deszczu, podczas bombardowania, które bohaterowie ledwie przeżywają, wszystko na ekranie się rozwala… I dziś widz może myśleć, że to już koniec, oto cały budżet filmu poszedł na widowiskowy wstęp. A jednak później możemy oglądać tego więcej: prawdziwe czołgi, prawdziwe zniszczenia, prawdziwe miasto będące teatrem wojny. Punkt kulminacyjny wokół banku jest perełką godną najlepszych spaghetti westernów w historii kina. Ogląda się to wspaniale nawet dziś. I wiecie co? Ten film kosztował cztery miliony dolarów, zarabiając 5,2$ miliona w kinach. Serio ten rynek poszedł w złą stronę, skoro dziś tyle się wydaje na cholera wie co, nawet biorąc pod uwagę inflację.

Oto film, do którego chcę wrócić. I pamiętać, jak fajny jest oglądanie go.