Awatar Legenda Aanga (2005)
Animacja 2D & Serial całościowy &
Jedna z największych przygód w telewizji. Ledwo udaje mi się wyrazić radość z przeżycia tego doświadczenia!
5 rzeczy, które musicie wiedzieć o "Awatarze"
1. Rozkręca się po szóstym odcinku
…Ale od drugiego sezonu to dopiero się dzieje!
2. Jest to produkcja całościowa
60 epizodów trzeba zobaczyć i ani jednego nie opuścić.
3. To nie jest anime
Produkcja jest amerykańska i ma zupełnie inną kreskę oraz styl. Jeśli to zaliczacie do anime, musicie też tak zrobić z „Królem Lwem„, „Iniemamocnymi” oraz „Alicją w krainie czarów„. W ogóle wszystko co rysowane dajcie pod anime , by się wam mózg nie zmęczył. „Mona Lisę” też.
4. To nie jest produkcja dla dzieci.
Została napisana tak, by była zrozumiała dla dzieci, to wszystko. Jeśli chcecie to włożyć do szufladki „wyłącznie dla dzieci” to trylogię „Władcy pierścieni” też. I będziecie wtedy bliżej prawdy, bo „Awatar” jest tytułem poważniejszym i ma więcej sensu.
5. To jedna z trzech najlepszych przygód filmowych jakie dane mi było przeżyć.
Odcinek za odcinek, i było tylko lepiej i lepiej. Pewnie pierwszym waszym skojarzeniem z tą produkcją będzie „Dragon Ball„, ale jest tu o wiele mniej walk. I żadna nie trwa nawet pół odcinka. Dla mnie najbliżej temu tytułowi do „Fullmetal Alchemist: Brotherhood„, który pozostaje moim ideałem jeśli chodzi o łączenia dramatu, komedii i przygody.
„Awatar” to produkcja, która zyskała w ciągu ostatnich lat olbrzymi szacunek wśród fanów. Najpierw co prawda był film Shyamalana, przy którego okazji parę osób przebąknęło, że to tytuł oparty na animacji dla dzieci, która już wtedy była uważana za arcydzieło. Wtedy jednak o każdym serialu słyszałem, że jest arcydziełem, wiec mało mnie to obeszło. A kinowy „Awatar„, czyli „Ostatni władca wiatru„, nawet nie nadawał się do oglądania, więc to też nie pomogło.
Trochę czasu minęło i wciąż słyszę o tym serialu. Tym razem już prawie wyłącznie od dorosłych, którzy wciąż wspominają finał tej przygody, a ich doświadczenie z „Awatarem” zdaje się dorównać temu, które sam przeżyłem, oglądając „Fullmetal Alchemist: Brotherhood„. W końcu nawet Doug Walker zaczął oglądać ten serial, opowiadał po kolei o każdym odcinku, by wreszcie również zachwycić się zakończeniem oraz stworzyć listy najlepszych epizodów i recenzje filmu kinowego. Ostrzegł wtedy przed spoilerami serialu, wiec nie miałem wyboru – musiałem go zobaczyć. I odbiłem się po 5 odcinkach, bo ten serial był zbyt dziecinny. Nie tylko ze względu na polski dubbing.
Niemniej – po kolei. W świecie serialu istnieją Zaklinacze czterech żywiołów, umiejący m.in. walczyć przy użyciu magii wody albo ognia, ziemi lub powietrza. Jedynie Awatar potrafi posługiwać się wszystkimi czterema elementami. Nie jest po prostu jedną osobą. On umiera i odradza się w przyszłym wcieleniu jak Dalajlama. Zniknął jednak 100 lat temu, gdy Nacja Ognia rozpoczęła wojnę z całym światem i ją wygrała. Teraz Nacje pozostałych elementów żyją w ukryciu albo klatkach pod butem Zaklinaczy ognia. Dzisiaj na dalekiej północy Katara i jej brat Sokka, odkrywają Awatara imieniem Aang, 12-latka zamrożonego w bryle lodu. Razem wyruszają w podróż, by Aang opanował wszystkie elementy i przywrócił równowagę we wszechświecie, pokonując Lorda Ognia.
I dobra, wstęp jak wstęp, niech mu będzie. Tutaj akurat nie mam większego problemu. Problem mam z tym że Sokka jest tu tylko po to, by robić z siebie ważniaka, a następnie być za to karanym w prześmiewczy sposób. Sam humor jest dziecinny. Aang jest dzieckiem, które cały czas robi „jupiiiii” i jego uwagę bardziej zaprząta możliwość ujeżdżania delfina niż robienie czegoś związanego z fabułą. Każdy odcinek to filler, oparty na jakimś dziecinnym pomyśle. Męczyłem się, oglądając – to było jak kiepska, współczesna dobranocka.
A potem nastał szósty odcinek. Ponoć serial zalicza wzrost formy od 2 sezonu, ale ode mnie usłyszycie, że jest to właśnie szósty epizod. Tutaj rozpoczyna się serial, o którym słyszałem tyle dobrego. Dojrzała produkcja dla młodych odbiorców.
Tematyka jest poważniejsza. Miłość, przyjaźń, wybór własnego przeznaczenia, szukanie własnej drogi, dorastanie. Czy zastanawialiście się, jak Aang trafił do tej bryły lodowej na ponad 100 lat? Albo jak to było, gdy powiedzieli mu, że jest nowym wcieleniem legendarnego Awatara i kazali nieść tę odpowiedzialność? Co musi przeżyć dziecko, żeby polować po całym świecie na Awatara, chociaż on już zapewne nie żyje? Z czasem kolejne fabuły stawiają coraz to większe wyzwania bohaterowi, gdy będzie musiał o wiele za szybko przyjąć na siebie losy całego świata. Motywy będą poważniejsze, postaci będą trudniejsze do zrozumienia. Ten serial umie traktować odbiorcę jak dojrzałego człowieka. Nawet jeśli ten ma 10 lat.
Dlatego nie zaliczam go do seriali wyłącznie dla najmłodszych. On jedynie został napisany tak, by był zrozumiały również dla nich, to wszystko – co głównie sprowadza się do bardziej otwartego mówienia przez bohaterów o swoich uczuciach, myślach i motywacjach. Oczywiście, pod koniec odcinka. Pewne zasady kreskówek będą tu przestrzegane – jak choćby przemoc. Wszelkie sceny pokonania kogoś sprowadzą się zazwyczaj do wypchnięcia za burtę do wody, albo zniszczenia budynku. Nie jest pokazane, że ktoś ginie wskutek tych działań, nie ma też wyciskania kitu, że wszyscy z pewnością przeżyli. A sceny pocałunków zostały zastąpione przytuleniami, ale mają ten sam ładunek emocjonalny.
Walory techniczne współgrają z tematyką produkcji – Awatarowi chodzi o przywrócenie równowagi na świecie i idealnym balansem odznacza się wykonanie historii o nim. Nie chodzi jedynie o balans gatunkowy między akcją, dramatem i humorem, albo współudział w sukcesie każdej postaci. Tu WSZYSTKO składa się z idealnych proporcji – choćby walka. Chociaż główny bohater jest reinkarnacją legendy, to wcale nie góruje nad pozostałymi w pojedynkach. Mało tego: widać jak na dłoni, że daje wtedy z siebie wszystko, bo jedna pomyłka i będzie po nim. Jego przeciwnicy zresztą są w identycznej sytuacji – stoją naprzeciwko Awatara, i biada im, jeśli ten fakt zlekceważą. Pomimo tego, że jest on dzieckiem – co jest kolejnym przykładem równowagi: jednocześnie widzimy w nim nadzieję na pokój, człowieka umiejącego dowodzić i inspirować, ale też ani na moment nie zapominamy, że to bardzo młody człowiek, który nosi wielkie brzemię, wiele kosztuje go, by nie upaść pod jego ciężarem, i może zwyczajnie nie dać rady. To jest niejednoznaczne, to jest złożone, to jest CIEKAWE!
Ten serial nie ma wad. Nie mam nic do skrytykowania. Z wyjątkiem dziecinnych pierwszych epizodów, ale one też spełniają większą funkcję. Żaden wybór produkcyjny, jakikolwiek detal – nie widzę też nic, co dałoby radę zrobić lepiej. Wszystko jest idealne i na swoim miejscu, a im bliżej się przyjrzeć, tym bardziej można to dostrzec. Jakiekolwiek uwagi, jakie przychodzą mi teraz do głowy, dotyczyłyby pojedynczych epizodów, i tylko wtedy bym o nich wspomniał. Teraz jednak pisze o całości i z tej perspektywy wspominam wyłącznie wspaniałe doświadczenie.
Czy mogę jeszcze coś napisać? Oczywiście! Postaci są wspaniałe. Walki też. Humor, dramaturgia, animacja, muzyka, To mądry serial, i jakby nie patrzeć, jeden z najbardziej rewolucyjnych w historii – obok „Star Treka„, „Babylon 5” oraz „24 godzin„. Oto mamy stację telewizyjną nadająca bajki dla dzieci i ktoś wpada na pomysł, żeby zacząć nadawać tam produkt tej klasy, cechujący się rozmachem, dojrzałością oraz poważnym podejściem do rzemiosła (a finał pewnie miał budżet sięgający 200 milionów euro). W czasach, gdy dzieci są synonimem debili i można im wciskać byle co. Mało tego – ten serial potem zyskuje reputację, i to dorośli go sobie wzajemnie rekomendują. Teraz słyszycie to ode mnie i ledwo udaje mi się wyrazić radość z przeżycia tego doświadczenia.
Najnowsze komentarze