Hołd dla „Piły” – slashera mojego pokolenia
Każde pokolenie miało swoją serię slasherow. Ominęły mnie takie klasyki jak "Piątek 13-tego", "Halloween" oraz "Koszmar z ulicy wiązów". Nawet jeśli miałem z którymś kontakt, to ograniczył się on do pierwszej części. Z "Piłą" było inaczej. Obejrzałem wszystkie części i do dziś pozostaję fanem tego cyklu. Został on zapomniany, wątpiłem w niego, wystawiałem niskie oceny... Ale gdy tylko któraś część miała premierę - szarżowałem salę kinową. Nie miało to sensu, ale zabawa była przednia. Jeśli byliście w tym czasie na świecie, i nie oglądaliście tego w kinie by po powrocie do domu przeszukiwać łazienkę i zasłony za biurkiem - to coś was w życiu ominęło.
Piła niekoniecznie straszyła. Potrafiła obrzydzić, wstrząsnąć, zachęcała do odwrócenia wzroku… Oraz wzbudzała niepokój. Z całą pewnością.
Cykl Harry’ego Pottera oraz przygód Jigsawa ma jeden wspólny punkt: oba poznałem od drugiej części, by później nadrobić zaległości. Był mroźny styczniowy weekend, Garret udał się do warszawskiej Kinoteki zachęcony plakatem reklamującym Saw II. Wydałem 13 złotych i ja pierdolę, dlaczego w ogóle mnie na to wpuścili?! Wydłubywanie oka, dom pełen pułapek i zakończenie z twistem fabularnym, od którego opadała szczęka. Nie dosłownie, tylko w przenośni. Zajebistość!
Potem znajomy opowiedział mi o pierwszej części, że niby lepsza… I jakoś poszło dalej. Wtedy mieszkałem w dużym mieście i piątek po szkole bez wyjścia do kina był czasem straconym. Musiałem pójść i coś zobaczyć, nawet jeśli miało to być gówno. Dziś myślę, że bez tego podejścia ominęłaby mnie kupa dobrych filmów, takich jak Once czy Ja, też!. I podobnie byłoby z historią Jigsawa. Olałbym te filmy tak samo jak inne slashery. Jak widać, na piractwie tracicie więcej, niż wymieniłem w tekście o wadach piractwa. Ale wtedy byłem uczciwy, miałem dostęp i pieniądze, wiec marnowałem czas. I nie żałuję.
Ale dobra, to o czym jest ten cykl? O starszym mężczyźnie, będącym na skraju śmierci, który postanowił nauczyć współczesnych ludzi cenić życie. Jego metodą był szantaż – dostawali limit czasowy. Nagle każdy ich oddech miał cyfrę, i zmniejszała się ona bardzo szybko. Żeby to zmienić, musieli walczyć. Musieli chcieć przeżyć. Musieli podjąć decyzję.
W praktyce oznacza to, że porywał jakiegoś chłopa i zamykał go w pokoju z pułapką na niedźwiedzie, która zatrzaśnie się w ciągu minuty jeśli delikwent nie wydłubie sobie spod oka kluczyka do tej pułapki. Jigsaw często chodził do celu po linii najmniejszego oporu, to prawda. Ale był skuteczny. Gdy ktoś przeżył – naprawdę rozpoczynał życie na nowo.
Kolejne części rozwijały świat oraz sylwetkę mordercy. Widz mógł poznać jego motywację głębiej, nawet je zrozumieć i przyznać rację. Bo w sumie ją miał. Tylko te jego metody… Cóż, powiedzmy jedynie, że Jezus by na pewno tego nie zrobił. Jestem pewny. Kurosawa w Piętnie śmierci też zrobił to trochę inaczej.
Jeśli Piły miały straszyć, to właśnie w tym momencie. Na poziomie emocjonalnym. Docierały do widza, by ten sam zadał sobie pytanie o swój styl życia. Czy prowadzisz się tak, żeby Jigsaw nie zaczaił się na ciebie w mroku parkingu podziemnego? Czy zasługujesz, by żyć, czy też jesteś śmieciem na drodze do autodestrukcji marnującym tlen? To stawało się tym bardziej interesujące, im bliżej poznawaliśmy głównego bohatera i rozumieliśmy, że ten człowiek ma własny kodeks moralny. To nie tylko 10 przykazań lub 7 grzechów głównych, ani tym bardziej fantastyczna zjawa, która będzie na ciebie polować wg schematu gatunku. Z nim ta sprawa była bardziej skomplikowana. On mógł istnieć naprawdę.
Ciekawym aspektem tych produkcji jest to, że nie są one chronologiczne. Rozgrywają się w różnym czasie, albo jednocześnie z innymi. I trzymają się przy tym kupy – kolejne części dopowiadają pewne elementy tego, co miało miejsce wcześniej itd. Np. w trzeciej części jedna z postaci czyta list. Co w nim było? Dowiecie się z piątego filmu. Chyba.
Ale da się to ogarnąć, a najpoważniejszą przeszkodą jest tu w ogóle zainteresowanie się fabułą w slasherze i otworzenie się na samą myśl, że ten pierdolnik ma jakiś sensowny układ. A dosyć łatwo w to zwątpić. Wystarczy wspomnieć, że Jigsaw umiera dosyć szybko, ale akcja toczy się dalej, a on sam pojawia się aż do końca. W ten czy inny sposób, chociaż brakuje tu elementów nadnaturalnych.
Ponadto, fabuła sama w sobie szybko wylatywała z głowy i do czasu seansu kolejnej części pamiętałem niewiele. Seria była atrakcyjna z wyglądu – mroczne miasto, gdzie zawsze pada zimny deszcz, wszystkie wnętrza są słabo oświetlone i najczęściej służą do życia pojedynczym osobom. Segment z morderstwami toczył się gdzieś w odrealnionej, obskurnej ruinie, z której chciało się spierdalać. Do końca umiały nastraszyć i zachęcić do zajrzenia do własnej łazienki po powrocie z kina. Może kryje się tam człowiek z głową świni?
Inna sprawa, że te filmy mogą się podobać – owszem. Jeśli z automatu nie przekreślacie ich za wulgarność, zbędną przemoc lub teledyskowy styl, od którego bolą oczy. Dwie dekady później nadal za punkt honoru stawiam sobie być w sali kinowej i obejrzeć nową część. Chcę wierzyć, chociaż dwa ostatnie próby powrotu do oryginalnej siedmioczęściowej serii pokazują, że nowi ludzie nie mają pojęcia, o co chodzi w tej serii. Może następnym razem się uda. Albo następnym…
Piła (2004)
Dwoje ludzi budzi się w zniszczonej łazience z kajdanami na nogach. Nie wiedzą, kto ich tu sprowadził, ani jaki ma cel, i czego od nich chce. Ale jeden ma całkiem trafne podejrzenia. Słyszał już o tym człowieku, który nikogo co prawda nie zabija, ale stwarza ku temu bardzo wygodne warunki. Krok po kroku udaje im się odkryć wszystkie ślady i rozwikłać zagadkę: co takiego muszą zrobić, by przeżyć? Seans wciąż robi robotę, i przez jakiś czas nie będę chodził w słuchawkach… nigdzie. Płynnie opowiedziany, solidny thriller, z interesującą fabułą, a obłęd Lawrence’a wydaje się uzasadniony. Oglądałem na jednym wydechu.
Piła II (2005)
Jigsaw prosi o spotkanie z pewnym detektywem. Ten pojawia się wraz z całą brygadą antyterrorystyczną – już mają zamknąć mordercę, gdy okazuje się, że wszystko jest początkiem kolejnej gry… Grupa ludzi zamknięta w domu pełnym makabrycznych pułapek pachnie na kilometr niewykorzystanym potencjałem. Nawet nie poznajemy domu jako lokacji (gdy chcemy się przyjrzeć to bohaterowie chodzą po nim wbrew logice – ktoś szuka kogoś, kto jest parterze, więc w tym celu wchodzi na piętro i tam ich zastaje), bohaterowie nie zapadają w pamięci, pułapek jest malutko, a całość banalna. Zostaje tylko postać Jigsawa, jego monologi o tym, że łyk wody inaczej smakuje gdy jesteś chory na raka, oraz finał z zaskakującym zwrotem akcji. Trzeci akt naprawdę znakomicie się ogląda…
Pilą III (2006)
John Kramer porywa panią chirurg, by ta utrzymała go przy życiu do końca jego nowej gry. Plus-minus dwie godziny. Obiekt testowy staje naprzeciw kilku wyzwaniom, w których będzie mieć szansę… nauczyć się czegoś. Pierwotna ocena po seansie – 2/10. Teraz włączyłem z ciekawości, bo nie pamiętałem, jak się zaczyna, miałem zamiar zobaczyć tylko parę minut… I obejrzałem do końca. A to był wieczór, więc przed spaniem musiałem sobie jeszcze wrzucić parę odcinków BoJacka dla uspokojenia. Ta powtórka to absolutna niespodzianka dla mnie, i to na każdym kroku! Styl wizualny jest spójny (sztuczka montażowa, dzięki której zbrodnia oraz badanie miejsca, gdzie się ona wydarzyła, rozgrywają się na ekranie jednocześnie bez cięć); tutaj też Piła rozwija się w serię. Wprowadzono istotne postaci (żona Kramera!) i ustalono punkty do rozwinięcia w następnych rozdziałach. A to tylko ogólne zalety, bo są jeszcze konkretne sceny – ascetyczny opening bez muzyki i oświetlony pojedynczą latarką, pozbawiony nawet typowego teledyskowego stylu Piły. Operacja na mózgu, od której zęby stają dęba. Podobała mi się też struktura fabularna i to, że większość opowieści toczy się w kryjówce Jigsawa, z obłędną scenografią. Podoba mi się więcej elementów osobistych między Amandą i Kramerem, nim wspominającym swoją żonę, pomiędzy obiektami testowymi. Pamiętasz tych ludzi i ich pułapki. A główny bohater jest wystawiony na śmieszną ilość bólu fizycznego – cierpi za to psychicznie. I to w zasadzie z własnej winy… Kurde, serio, to solidny film. Niemal tak dobry jak część pierwsza.
Piła IV (2007)
Tym razem bohaterem jest Riggs. Przewinął się już w tle poprzednich części i znał wielu ludzi, którzy zginęli wskutek działań Jigsawa. Trapi go obsesja na punkcie uratowania wszystkich. Jigsaw chce mu pokazać, że nie można uratować wszystkich. Szczególnie tych, którzy nie chcą być uratowani… Pomysł bardzo mi się podoba, bo to taka ostateczna próba przedstawienia Kramera widzowi. Riggs, a tym samym widz, zostaje zmuszony, by poznać tego starego człowieka, jego motywacje i metody, dostrzec w nich coś więcej niż krew. Co więcej, mnóstwo w tej części istotnych flashbacków przedstawiających ewolucję postaci, jej punkty zwrotne. Podjęto próbę przekonania widza, że nie chodzi tu tylko o zabijanie, ale danie wyboru – pozostanie na ścieżce autodestrukcji albo zejście z niej po zapłaceniu własną krwią. Efekt? Dezorientujący. Nawet mnie. Nie mam do końca pewności czy sami twórcy wiedzieli, co chcą powiedzieć, a więc to wszystko mogło być zrobione dużo lepiej. Brakuje szczegółów, precyzji, a i więcej logiki by się przydało. Niemniej, wciąż mam za co lubić ten film, poza ogólnym pojęciem i retrospekcjami. Uwielbiam ironiczną scenę otwierającą, z sekcją, która jest jednocześnie bardziej brutalna niż reszta serii, ale przy tym pozbawiona bólu. Ponownie zaczęto w chłodny i spokojny sposób. Dalej – interesujący jest motyw podróży przez miasto, by znaleźć kolejne pułapki. Tylko ten limit 90 minut taki niewystarczający się wydaje… Tak czy siak – trzeba zobaczyć. Chociażby dla najbardziej brutalnego widoku w historii serii – i nie mówię tu o sekcji zwłok na początku…
Piła V (2008)
Znana jest już sylwetka nowego pomocnika Jigsawa. Dostał on w spadku nową grę, którą ma prowadzić. Jednak agent FBI jest już na jego tropie… ale woli to zrobić na własną rękę, bo… co?! Ech. Ale zacznę od plusów: nowe pomysły są ok, ale znowu zabrakło precyzji i pomyślunku w ich wykonaniu. Trudno też powiedzieć, by ta część była jakkolwiek spójna (nowa grupowa gra, nie ma wiele wspólnego z resztą filmu). Na dodatek – to właśnie pierwsza część, w której braki logiki i głupotę bohaterów zaczęła mi przeszkadzać, a o zbiegach okoliczności nawet nie chcę zacząć się rozpisywać. Wciąż ogląda się na jednym wydechu i jest to pozytywnego uzupełnienie serii tam, gdzie tego potrzebowała. Dostałem też najbardziej bolesną pułapkę w całej serii (finałową, a jakże). Jeśli obchodzi was fabuła Piły, tę część też trzeba znać.
Piła VI (2009)
Już pierwsza scena mówi nam, że to nie jest znana nam Piła. Nie ta, którą kochamy. Co ciekawe – jest to efekt zamierzony! W końcu oryginalny morderca już nie żyje od kilku części, i nowe wyzwania tworzy jego następca. Policja jednak zauważa różnice i szybko wpada na jego trop. Wszystko zazębia się z ostatnim testem, który John Kramer dosłownie zostawił w swoim testamencie, chcąc zza grobu wyrównać rachunki z człowiekiem, który odmówił mu przyznania środków z jego ubezpieczenia zdrowotnego. Szósta część Piły trzyma poziom. Wciąga i ogląda się na jednym wydechu. Fabularnie jest zadowalająca (dowiadujemy się w końcu, co było w liście do Amandy w trzeciej części!) i skutecznie wypełnia brakujące punkty historii, zostawiając nam jedną ostatnią rzecz do zamknięcia w siódmej części. To, co mnie zaskoczyło to kilka naprawdę dobrych dialogów (Kramer kontra ubezpieczyciel), a scena, w której policja próbuje zdjąć filtry zmieniające głos z nagrania… cholera, to najlepsza scena w filmie. I jedna z najlepszych scen w całej serii. Napięcie jest wtedy nieziemskie, a zamknięcie wynagradza czekanie. Pułapki wciąż robią wrażenie, i nawet angażują oglądającego w to wszystko – co by on sam robił na miejscu ofiar?
Piła 3D (2010)
Finałowa konfrontacja i ostatnia gra zaplanowana przez Jigsawa. Tym razem mamy do czynienia z ludźmi, którzy przetrwali już w życiu starcie z Człowiekiem Zagadką. Problem w tym, że jeden z nich… kłamie. I zarabia na tym. Występuje w telewizji, wydał książkę, jak to wydarzenie zmieniło jego życie, jest teraz osobowością medialną. Oczywiście, że stanie się nowym pionkiem w grze Kramera, prawda? Pułapki w tej części akurat są bardzo przemyślane (*chociaż najłatwiejsze w oszukaniu systemu, że tak to ujmę) i przypominają mi w sumie trzecią część – tam też bohater cierpiał głównie psychicznie, i była ta ciekawa bariera bezpieczeństwa, która go otaczała. Tak samo jest w części siódmej. Fabularnie domyka ona w zasadzie wszystkie wątki, oferując naprawdę niecodzienne zwroty akcji (zły… wygrywa?). Patrząc wstecz po powtórzeniu wszystkich filmów… to naprawdę jest kompetentna seria filmów! Fabuła jest solidna i trzyma w napięciu, Hoffman w ostatnich częściach wyrasta na kozaka, i wydaje się, jakby to wszystko naprawdę było rozpisane na siedem zwartych części (minus druga). Piszę poważnie. Piła jako całość nadal robi na mnie wrażenie. Poszczególne filmy nie do końca. Ich największą wadą było to, że są takie małe i krótkie, oraz robili je rzemieślnicy. Widać to szczególnie w montażu równoległym gdy przebijane są różne sceny… I one nie budują całości. Dobrze przynajmniej, że nie osłabiają efektu.
Piła: Dziedzictwo ("Jigsaw", 2017)
Niewiele pamiętam z tej części. Pułapki były ok, tylko z Kramera zrobili superbohatera, mściciela w masce, wymierzającego sprawiedliwość tam, gdzie policja i sąd sobie nie radzi. Nie o to w tym przecież chodzi…
Spirala ("Spiral", 2021)
Piła w świecie Siedem. Jest tutaj jakiś meta-komentarz nt prób wzorowaniu się na Johnie Kramerze i osiąganiu w tym porażki.
Od strony czysto realizacyjnej, jest to film po prostu nudny. Twórcy nie ustalili, czym będą wywoływać napięcie u widza, dlatego go nie wywołują. Bohater osobiście nie jest zagrożony, więc nie obawiamy się, czy dokończy swoje zadanie. Innych osób nie znamy, więc ich los też jest obojętny. A skoro ich nie znamy, to nie możemy za bardzo zgadywać, kim jest morderca (znaczy, możemy – dla mnie było to proste*, ale nie było to ani trochę ekscytujące, po prostu z nudów zacząłem fantazjować podczas seansu). Adrenaliny nie pompują też straszne sceny, ponieważ są szybkie i często dochodzi do odwrócenia sytuacji – najpierw widzimy ciało, by później zobaczyć, jak było „testowane”. Nie jest więc to ani horror, thriller albo kryminał. Najbliżej temu chyba do dramatu w stylu Siedem, gdzie bohaterowie nie bardzo cokolwiek robią, ale naszą uwagę trzyma obserwowanie ich rozwoju osobistego, jak się zmieniają pod wpływem śledztwa. Problem w tym, że po pierwszym akcie mało co wywołuje impakt na naszym protagoniście. Jest co najwyżej smutny lub zły z powodu czyjejś śmierci, ale to wszystko. Właściwie ten brak „wewnętrznej perspektywy” całkiem dobrze pasował mi do teorii, że to Chris Rock jest mordercą.
Od strony bycia Piłą, też nie ma nic, co można wyróżnić. Miasto wygląda inaczej, atmosfera jest inna, pułapki są dezorientujące – ustawione na torach, gdzie co parę sekund przejeżdża pociąg (w ogóle sporo pułapek zaczyna się z wyprzedzeniem – słuchamy instrukcji, gdy już jedzie pociąg, woda się leje, krew cieknie do słoja…), a ofiary mało muszą robić. Zaciskają zęby, aby uruchomić maszynę, która zrobi im ból za nich – tego typu rzeczy. Krwi, gore czy tradycyjnych dla serii sztuczek filmowych jest tutaj niewiele. Ponadto, sporo tutaj pośpiechu i niewykorzystanego potencjału – policja dostaje sygnał o nowej lokalizacji, jadą tam w 200 osób, widzą samochód i biorą z niego pudełko, otwierają je i koniec sceny. Zero oglądania całości, szukania innych śladów… Jakby im nie zależało. Czułem się, jakbym był o wiele bardziej w to zaangażowany od bohaterów, o twórcach nawet nie wspominając.
Są ludzie, u których Spiral zbiera dodatkowe punkty za wyrażanie niepokoju względem policji oraz przekonania, że ich kłamstwa zasługują na sprawiedliwość. Cel szczytny, ale wyrażony w sposób, jaki przypomina mi o mojej obawie, że w najbliższej przyszłości będziemy doświadczać filmów o wartości podobnej do koszulek z napisem, jakby to było wystarczającą manifestacją czegokolwiek. Filmy będą chwalone wyłącznie za to, że noszą na piersi napis w stylu: „Śmierć skorumpowanym policjantom”, a Spiral jest jednym z takich tytułów. O wiele większe szanse ma ktoś, kto nazwie ten tytuł meta-komentarzem na temat tworzenia kontynuacji inspirowanych siedmioczęściowym oryginałem, albo nawet pokazanie, do czego prowadzi zasłanianie swoich prawdziwych intencji górnolotną zasłoną dymną, w postaci „kontynuuję to, co John Kramer zaczął”. Prawda jest taka, że chcą tylko zabijać – twórcy jak i ich bohater, co skutkuje absurdalną fabułą, bredniami z ust postaci i brakiem zaangażowania ze strony widza. Uwielbiam ten cykl, ale… No, bez przesady.
*chociaż raczej dlatego, że przedawkowałem Agathę Christie w wieku 12 lat.
Piła X ("Saw X", 2023)
Teraz pozostało mi się jedynie pożegnać. Cześć i chwała tej marce, dzięki której mamy nieśmiertelne przysłowia oraz laleczkę i jej demoniczny rowerek. Marce, która postawiła na motywację bohatera oraz nielinearną narrację, z ogromnym potencjałem. Ja zalecam zapoznać się z fundamentami cyklu. Dowiedzieć się, co tak wkurwiło Johna Kramera, co było w tym liście z trzeciej części, jak to się stało, że zabijał po swojej śmierci… I ogólnie: doświadczyć tego fenomenu. We własnym zakresie. Jesteś wart, by żyć?
Najnowsze komentarze