Autostopowicz („The Hitcher”, 1986)

Autostopowicz („The Hitcher”, 1986)

08/11/2021 Opinie o filmach 0
1986 hitcher autostopowicz

Bezlitosne kino akcji. Mówi tak mało, że można tu zobaczyć wszystko. Rutger Hauer to skarb.

5/5

Noc zaraz dobiegnie końca. Młody człowiek jedzie z Chicago do Kalifornii, walcząc ze snem. Pierwsze, co usłyszymy z jego ust, to „Mama mówiła mi, żebym tak nie robił”, gdy zatrzyma się w deszczu, aby zgarnąć autostopowicza. Później dowiemy się, że zrobił to, aby ten pomógł mu w walce ze snem. To okrutny żart losu, ale to właśnie otrzymał: nieznajomy okaże się niebezpieczny. Zacznie terroryzować naszego bohatera, przyłoży mu ostrze do noża i zacznie wydawać rozkazy. A nasz bohater… wyrzuci go z auta. Pokona na sekundę strach i wygra, będzie już bezpieczny. Akurat w porę, abyśmy wiedzieli, że to nie będzie nudny, przewidywalny film. Będzie dokładnie na odwrót, to nie będzie opowieść o zakładniku. Zakładnik chwilę później zobaczy, jak inny samochód podrzuca tego samego autostopowicza, postanowi ich uratować. To będzie opowieść… Cóż, trudno powiedzieć, o czym.

Łatwo to porównać do pierwszego Terminatora, tylko jeszcze prostszego: za antagonistą nie stoi jakaś duża historia, nikt też nie pomaga bohaterowi. Są zdani tylko na siebie, reprezentują jedynie samych siebie. Polowanie trwa, a relacja, jaka zacznie się wytwarzać między nimi, będzie niemal erotyczna. A na pewno będzie wątkiem najbardziej miłosnym w całym filmie. Między nimi będzie mnóstwo nienawiści, pasji, śliny i krwi. Jeden wypełnia umysł drugiego, jeden staje się dla drugiego całym życiem. Są gotowi na wszystko, aby osiągnąć cel – całość jest na tyle konkretna, aby prowokować do zadawania pytań i snucia własnych teorii (osobiście myślę, że Rutger był chory na jakąś śmiertelną chorobę), ale bez jednoczesnego dawania widzom czegokolwiek pewnego. Wiemy, że jeden poluje na drugiego. To wszystko.

Dużo tutaj zbiegów okoliczności, a postać antagonisty wydaje się niemal oderwana od tego wymiaru – pojawia się znikąd, jest w stanie wszystko zrobić i osiągnąć, przewiduje absolutnie każdy krok wszystkich wokół. A ja w to uwierzyłem. Byłem przekonany, że ten człowiek (?) jest w stanie wszystko to zrobić. To nie były zbiegi okoliczności i inne brzydkie sztuczki scenarzysty, to był po prostu Rutger Hauer po dwóch filiżankach espresso i lekturze bardzo złego horoskopu. To on stoi za sukcesem tej produkcji – jest siłą natury, zaskakuje i poraża, jego po prostu nie można uniknąć lub pokonać, uciec od niego. Znajdzie was zawsze i wszędzie. To film pełen napięcia, pomysłowej historii, masy genialnych momentów, doskonały aktorsko i jeden z nielicznych, który zyskuje na tym, że w każdej chwili możemy zobaczyć, ile jeszcze przed nami. Zazwyczaj to trochę zabija napięcie, gdy tak się zerknie i dowie, że jeszcze 20 minut przed nami. Autostopowicz ma kilka takich momentów, gdy myślimy, że już po wszystkim, ale nie, jeszcze nie. Jeszcze nie jesteśmy wolni. My, widzowie.

I ta spokojna muzyka na napisach… Dreszcze. Idealnie to pasowało do finału.

PS. Jak policja wbiegała do budynku, a bohater tylnym wyjściem pobiegł w stronę wzgórza – to prawdopodobnie najbardziej dynamiczne ujęcie w historii kina.