Listopad 2022
Chcę obejrzeć wszystko z 2022 roku. Jedziemy dalej...
Bed Rest
30 listopada | Amazon Prime
Przede wszystkim generyczny horror, ale są tu elementy udanego kina o stracie dziecka.
Film na początku obiecuje unikalnie denerwującą bohaterkę – no jeszcze się nie spotkałem z kobietą, która jest zła na męża za to, że ten nie rozgłasza przy każdej okazji, że ich dziecko zmarło zaraz po porodzie. Miała przynajmniej dobry powód („Zachowujesz się, jakby nigdy nie istniał”), ale dałoby radę to zrobić dużo lepiej. Pod każdym względem, żebyśmy mogli poczuć jakieś zrozumienie wobec niej, a tymczasem myślę jedynie: „No nie dała rady wymyślić innego powodu, żeby się pokłócić”. Na tym unikatowość filmu się kończy niemal całkowicie, wracając dopiero w zakończeniu. Wtedy też wraca motyw utraty poprzedniego dziecka, a w międzyczasie oglądamy… Generyczny horror. Słyszymy hałas i to na pewno są duchy, a nie remont piętro niżej. Coś jest w szafie! Długo do niej podchodzimy, aż w końcu zaglądamy do środka i…! JEST PUSTA! Pięć minut później jeszcze raz. I jeszcze raz. I tak mija ten film. Poboczne postaci zostaną wypierdolone przez okno i zginą na miejscu, bohaterowie główni będą się bać zamykających gwałtownie drzwi.
Najgorsze, że właśnie nie ma prawie znaczenia przeszłość bohaterki. Nieczyste siły były zainteresowane tylko jej nienarodzonym dzieckiem, reszta była już nieistotna. Na szczęście chociaż w finale sobie o tym przypomnieli i zrobili coś, co z całą pewnością będzie mieć swoich fanów. W końcu to film o matce, która zrobi wszystko dla swego dziecka. Tego, które dopiero się urodzi, jak i tego, które już nie żyje. To mógł być lepszy film i chciałbym go ocenić wyżej, ale większość czasu spędzamy na oglądaniu kolejnego nudnego horroru, a za mało mamy możliwości zobaczyć coś, czego nie widzieliśmy w setkach innych produkcji. Biorąc pod uwagę wszystko razem: to jest nieudany film.
My Name Is Vendetta
30 listopada | Netflix
Netflix próbuje robić filmy zemsty z lat 80., ale nie umie.
Podstawy są standardowe – duża, nielegalna organizacja poluje na typa, który ma dorastającą córkę i ona się dowiaduje teraz, że jej ojciec jest zdolny do zabijania. Przemoc i walki same w sobie nie są źle zrobione, tylko nie idzie uwierzyć w same postaci, że to poważny konflikt, że stawiają czoła śmierci, że umieją zabijać. Nie idzie tego brać na poważnie. Ojciec uczy córkę zabijać nożem… Poprzez monolog. I potem sobie idzie. Ten film udaje przed samym sobą, że jest męski i twardy i że „zna życie”. Nie umie udawać już przed widzem. Film ma jakieś tempo i zostawia żal, że takiego kina nie udało się zrobić lepiej. Pozostaje wciąż „Leon zawodowiec”.
Dzika noc ("Violent Night")
30 listopada | Kino
Niewiele Wirkoli w Wirkoli. Bardziej krwawe i mniej brutalne od „Home Alone”
Tommy Wirkola parę lat temu zrobił film o zombie nazistach, gdzie jest tak brutalna i widowiskowa scena resuscytacji, że nadal mam ją w oczach – człowiek próbuje masować serce i ratować człowieka, a kończy dewastując mu klatkę piersiową. Piękne! Efekty specjalne to jednak tylko część kina pana Wirkoli, ponieważ umie on tworzyć kino skromne, wyciskające bardzo dużo z niewielkich środków – fabuła ma zwroty akcji, istotne postaci mogą wejść długo później, retrospekcje są istotne. To naprawdę wydawał się idealny człowiek do realizacji slashera w klimacie Bożego Narodzenia. Dopóki go nie zrobił.
Bogaci zostają napadnięci akurat wtedy, gdy mikołaj był u nich. Renifery się wystraszyły, więc Santa bawi się w „Die Hard, a mała dziewczynka w Home Alone”. U Wirkoli święty nie chce, by dziecko mówiła „dupa”, by chwilę później mordować z pasją – i krew faktycznie nadal jest, tylko nie boli jakoś szczególnie. Gdy w „Home Alone Marv stanął na gwóźdź, to czułem jego ból o wiele bardziej, niż gdy w „Violent Night komuś gwóźdź przebije podniebienie. Przeszkadza nawet sam sposób realizacji, prezentacji danego wydarzenia: reakcje aktorów są zasłaniane, poza kadrem albo wyciszone. Gdy ktoś odrywa się od podłoża, zostawiając kawałki skóry za sobą, widzimy tylko odsłanianie podłogi z czymś czerwonym na niej, bez samego ciała czy krzyku. Włamywacze w „Home Alone byli zresztą mądrzejsi, u Wirkoli nie umieją patrzeć pod nogi dwie sekundy po tym, jak stanęli na coś ostrego. Wirkola ma za to tupet odtwarzać pułapki z „Home Alone by pokazać, że wcale nie byłyby taką przeszkodą, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
Fabuła jest minimalna. Włamywacze siedzą 60 dni i 60 nocy (a przynajmniej wydaje się, jakby tyle to trwało) z bogaczami, aż ci wyjawią, gdzie są pieniądze ze skarbca. Fascynujące. Akcja? Jakby to powiedzieć… Ile czasu minęło, od kiedy ostatni raz widzieliście próbę strzelania z karabinu, z którego nic nie leci, bo „saftly is on dipshit”? Albo kiedy Zły Przeciwnik wchodzi na scenę bez niczego, więc Dobry uzbrojony w broń palną zamiast go zastrzelić, to się z nim bije na pięści i ginie? Albo kiedy… No ja w tym tygodniu tego jeszcze nie widziałem.
Jeszcze palenie pieniędzmi, aby ożywić mikołaja. Twarz sama kryje się w dłoniach, ulga jest jednak niewielka.
Zmiłuj się, Graça! ("Christmas Full of Grace / Um Natal Cheio de Graça")
30 listopada | Netflix
Święta w Brazylii są pełne irytujących ludzi. Ilu marnych stand-up’erów zmieści się w jednym filmie?
On się jej oświadcza, gdy jest w wannie. Okazuje się, że w wannie jest jeszcze druga kobieta, więc on ucieka z jakiegoś powodu. I natyka się na obcą kobietę, zaprasza ją na święta i ona się zgadza z jakiegoś powodu, boon nie może powiedzieć swojej rodzinie o obecnej sytuacji z jakiegoś powodu – ale to nie znaczenia. Ważne, że jest komedia – oświadczał się, gdy wybranka jego serca była w trakcie seksu, hehe. Gratuluję.
Reszta filmu to poznawanie rodziny. Wszyscy gadają szybko i głośno i jednocześnie, biegają, przestawiają przedmioty, ktoś chce komuś przywalić dla zabawy, nikt nie jest śmieszny, wszyscy irytują, historia idzie w znajomym kierunku, Świąt nie stwierdzono. Szkoda czasu nawet o tym pisać.