Zły Mikołaj („Bad Santa”, 2003)
Terry Zwigoff
Billy Bob Thornton & Lauren Graham
Bez choinki też mogą być święta & Bez rodziny też
Historia prawdziwie tragiczna – o człowieku tak zniszczonym, że inaczej już nie umie żyć. Jednak dzięki Gwiazdce… Cóż, wciąż będzie żyć.
Willie nie lubi dzieci i pracuje tylko raz w roku – kiedy przebrany za Świętego Mikołaja spotyka się w centrach handlowych z najmłodszymi. Ustawiają się w kolejkach, siadają mu na kolanach i mówią, co chcą dostać pod choinkę. Wilie robi to jednak po to, by poznać teren, a po kilku dniach wraz z kumplem Marcusem (czarnoskórym karłem) rabują, co się da i znikają.
Chciałem napisać, że Zły Mikołaj jest kontrowersyjny, odważny i nie dla wszystkich… Ale potem zdałem sobie sprawę, co te słowa dzisiaj oznaczają. Jeśli oddzielę je od kontekstu omawianego tu filmu, co wtedy przywodzą mi na myśl? Połowa tego co kręci się obecnie w Europie, gdzie dzieją się różne dziwne rzeczy (gwałcenie dziadka w trakcie porodu nowego dziecka czy coś w tym stylu), ale jeśli tak zastanowić się, co za nimi stoi – wtedy jest już problem. Te europejskie rzeczy szokują dla szokowania, dla zaistnienia w czyjejś świadomości, dla wyróżnienia się, bo tylko w ten sposób mogą to osiągnąć. Terry Zwigoff, reżyser Złego Mikołaja, robi to wszystko, ponieważ opowiada historię. To wszystko.
Swoją drogą – polecam filmografię Zwigoffa, szczególnie niezwykły dokument Crumb oraz nastoletnie Ghost World.
A jaka jest to historia? Tragiczna. W każdym aspekcie. Smutne dzieciństwo, smutna dorosłość, nawet próby samobójcze tu mają miejsce. Fatum ciąży nad bohaterem, który wydaje się produktem i efektem zamiast bohaterem, który miałby jakąkolwiek kontrolę nad swoim życiem. W Bad Santa nie uczy się o magii świąt, jak kochać ludzi lub wierzyć w siebie. Takie rzeczy są już pewnie poza jego zasięgiem. Sukcesem będzie, jeśli na koniec dnia nie wsadzi sobie noża w gardło. Byłem zaskoczony, jak daleko twórcy poszli w kreacji tej postaci – do tego stopnia, że pewnie nawet gdyby Willie zobaczył potrąconego człowieka na ulicy, to pewnie tylko zabrałby mu portfel i poszedł dalej. To też kolejna ciekawa rzecz: Willie nie jest sympatyczną postacią. Nie wkurza się na te same rzeczy co my, widzowie, ani też nie denerwują go rzeczy faktycznie denerwujące. Ciśnienie mu skacze nie dlatego, że robotnicy napie*** pod oknem, ale dlatego, że kobieta z dzieckiem przyszła do niego, gdy ten jadł obiad. Nie chodzi tu o zyskanie przychylności widowni, komentarz społeczny lub satyrę. Nie. Willie to człowiek, który nie umie żyć inaczej. Prawdziwa tragedia.
To film, w którym liczy się przede wszystkim historia oraz ciekawi bohaterowie, a kamera i sposób opowiadania obrazem tak naprawdę w ogóle tu nie występuje. Kadr ma być czytelny i tyle. Można jedynie wspomnieć tu o dwóch momentach, gdzie liczył się montaż, ale jedynie w celu wydobycia humoru z naprzemiennego starcia dwóch ujęć. I tyle. Jeśli szukacie ciekawej narracji wizualnej, tutaj tego nie ma. Twórcom zależało, aby coś opowiedzieć. A czy zrobią to poprzez narrację głównego bohatera z OFF-u czy też poprzez rewolucyjne kadrowanie – to już nie miało znaczenia. Wybrano co łatwiejsze zapewne. Można nad tym debatować, ale efekt jest taki, że to co jest dobre – jest naprawdę dobre. Bez kombinowania, prosto do sedna. Solidny bohater i świetna opowieść.
Najbardziej imponuje tu szczerość oraz autentyzm, ale nie jako umiejętne oddania prawdziwego świata, ale stworzenie własnego – w którym Mikołaj z centrum handlowego oddaje mocz pod siebie – i kreowanie go bez żadnych ograniczeń. Cała prawda, całą dobę. Tu nie ma śladu fałszu i udawania, oni naprawdę chcieli to wszystko opowiedzieć. Chcieli podzielić się z widzem tą tragiczną historią człowieka, który nie wierzył, iż ma w sobie cokolwiek dobrego – ale dzięki magii świąt… można powiedzieć, że wciąż jest wśród żywych.
PS: Mężczyźni zostali wynalezieni, aby powstała scena pojedynku bokserskiego.
Chcecie więcej?
Może Święty Mikołaj to śmieć? Urocza francuska komedia pomyłek w wigilijnej atmosferze, polecam.
Najnowsze komentarze