Rodzeństwo Wachowski

Rodzeństwo Wachowski

11/01/2018 Opinie o filmach 0

Tak. Wiem, że rodzeństwo to liczy w sumie cztery osoby, ale no.

We’re both very very lazy, and having someone else do half the work is very convenient.” – Lana Wachowsky

Matrix Reaktywacja („The Matrix Reloaded”, 2003)

4/5

Ma swoje wady… ale kurde, cieszę się, że ten film istnieje.

Nie będę zaprzeczać ani jakoś wyjątkowo bronić tej produkcji – ma ona poważne problemy. Kicz, drętwe dialogi z przesadą wykorzystujące bardzo długie zdania, których żaden człowiek nie wypowiada na jednym wydechu bez szacunku dla przecinków, tragiczne tempo – i tak dalej, i tak dalej. Trzeba czekać 40 minut, zanim ten film się zacznie, a kończy się tak naprawdę chwilę później, bo historii nie ma tu wiele. Montaż w obrębie każdej sceny jest dobry, ale już od przejść ze sceny do sceny za każdym razem bolały mnie zęby.

O wadach niech jednak piszą inni, mi w sumie już teraz zabrakło pary. Na ten temat powiedziano i napisano wszystko. Przejdę więc do tego, co mnie zachwyca w filmie Matrix Reaktywacja – czyli strony wizualnej. Niemal co chwila na ekranie pojawia się coś bez precedensu. Aż chcę dziękować, że komuś udało się wykorzystać kino i umieścić w kadrze takie rzeczy. Począwszy od Trinity robiącej przysiad na tle eksplozji po lot do ukochanej, zabierając ze sobą połowę miasta – ten film kipi od fantastycznych, niewyobrażalnych widoków, których nigdy byśmy nie zobaczyli, gdyby nie ten jeden film. Powstał on zapewne tylko dla pieniędzy, szkodzi marce i ma gigantyczne problemy, ale jeśli coś robi dobrze – to z miejsca zapisuje się w historii kina POMIMO swoich wad. To niezwykłe osiągnięcie samo w sobie, ale biorąc pod uwagę okoliczności, mój szacunek jest tylko większy. Bohaterowie, historia, przekaz – żaden z tych elementów nie służy temu, by wciągnąć się w seans, aby angażować się emocjonalnie w przebieg akcji. Mimo to mogę oglądać niemal każdy pojedynek w Matrix Reaktywacja nawet kilka razy z rzędu i wciąż otwierać szeroko oczy w uznaniu niektórych momentów. Tak dobrze są pomyślane, zaprojektowane i unikalne. Technologia poszła do przodu, dzisiaj wyraźnie już widać ile było robione komputerowo, ale wysiłek Wachowskich wciąż zasługuje na pochwałę. 15 lat minęło od pierwszego seansu, widziałem w tym czasie prawie pięć tysięcy innych filmów, ale oglądając Matrix Reaktywację, wciąż mam ochotę wyszeptać pod nosem ciche „wow”. Nie tylko dla samego spektaklu, ale do podejścia twórców względem jego – oni idą na całość; korzystają, ile mogą, bo mogą, bo to jest sztuka, tu można wszystko! Ile filmów pozwala, aby o tym pamiętać? Niewiele.

Jest w tym filmie jedna wyjątkowa cecha, którą doceniłem dopiero w połowie seansu – bohaterowie autentycznie klepią się tu po pyskach. W każdym innym filmie nie tylko nie umieją się bić, ale wyraźnie markują swoje ciosy, uderzając oponenta tam, gdzie on nawet nie stoi. Dochodzi do tego jeszcze nienawidzony przez wszystkich widzów rwany montaż i operator bez kości śródręcza. Czasami jest to ukryte lepiej, ale zawsze, jeśli człowiek zacznie się przyjrzeć, to po pewnym czasie zacznie widzieć oszustwo. Oglądając Matrix Reaktywacja jest inaczej: tutaj widać, że bohaterowie faktycznie dotykają się w każdym starciu. Jest między nimi kontakt, uderzają się, odpychają… Nawet jeśli na ekranie oglądamy animowane kukły z komputera, to wtedy również jest energia kinetyczna w każdym ciosie przez nich wymierzonych. Może to kwestia tego, że od długiego czasu nie oglądałem dobrego filmu akcji, ale podziwianie spektaklu w Matrix Reaktywacja było strasznie odświeżającym doświadczeniem. A oglądam ten film już któryś raz w swoim życiu.

Tak więc tak. Ma swoje wady, ale zasługuje, by istnieć. Zasługuje, by go oglądać. Zasługuje, by do niego wracać.

rodzenstwo wachowski

Obecnie rodzeństwo Wachowski znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #239

Top

1. Matrix
2. Matrix Reaktywacja
3. You Want a War? (epizod Sense8)
4. Matrix Rewolucje
5. Jupiter: Intronizacj
6. Speed Racer

Ważne daty

1965 – urodziny Laurence’a (Chicago)

1967 – urodziny Andrew (Chicago)

1991 – małżeństwo Andrew

1993 – małżeństwa Laurence’a (rozwód w 2002)

1995 – pierwszy sprzedany tekst, będący podstawą scenariusza w filmie Richarda Donnera

1996 – reżyserski debiut kinowy

2012 – Laurence ogłasza zmianę płci i imienia, od teraz ma na imię Lana

2016 – Andrew ogłasza zmianę płci i imienia, od teraz ma na imię Lilly

2021 – Lana robi czwartego Matrixa, Lilly robi odcinek serialu

Matrix Rewolucje („The Matrix Revolutions”, 2003)

3/5

Duże roboty strzelają do dużych maszyn. Do oglądania jedynie z rozbiegu.

Trzecia część trylogii ma przede wszystkim problem z tempem. Nie może się po prostu zacząć. Jedna scena się kończy, a następna nie ma z poprzednią nic wspólnego. Dopowiadanie wątków z poprzedniego filmu, które można było wyciąć, kończenie urwanych scen… Tak naprawdę mija ponad pół godziny, zanim zacznie się pierwsza scena filmu.

Zion jest atakowany. Jedni bohaterowie starają się powstrzymać atak, podczas gdy drudzy spróbują wygrać wojnę. Ostatnia nadzieja ludzkości w każdym możliwym znaczeniu tego słowa. I ta część filmu jest naprawdę miła w oglądaniu, ponieważ twórcy odpowiednio skupiają się na każdym z tych wątków. Poświęcają mu czas i zostają z bohaterami w tych – wydaje się – ostatnich chwilach.

To powiedziawszy, to wciąż jest trochę jak oglądanie Titanica, ale rozpoczynając od uderzenia w górę lodową. Zapewne to wciąż byłoby angażujące, ale nie na tyle, by na koniec wstrzymać oddech razem z bohaterami. To intensywna sekwencja na poziomie scenariusza, dramaturgicznym, bohaterów czy skali. Oglądamy olbrzymie starcie, wszyscy krzyczą i ryzykują życiem, bronie topnieją od spustu wciśniętego na stałe. Ci ludzie walczą o wszystko, tracą wszystko, oddają wszystko. To naprawdę może się podobać.

Wyraźnie nie był to tytuł nastawiony na bycie trylogią. Praktycznie nie ma budowania kolejnych części w spójny sposób. Jest tu choćby walka odbywająca się w świecie rzeczywistym – w teorii więc mamy po naszej stronie postać opuszczoną, osłabioną i zredukowaną. Cień tego, kim ta osoba jest w matriksie. Nic nie umie i na dodatek odżywia się jedynie papką zapewniającą przetrwanie, nie pokarmem. Potencjalnie bardzo ważny moment, ale twórcy w ogóle zdają się nieświadomi tego, co mają w ręku. Otrzymaliśmy typową walkę wręcz istniejącą w oderwaniu od wszystkiego, co powyżej wymieniłem. Sama walka nie ma też większego sensu – nie rozwija postaci, nie ma wpływu na fabułę. Istnieje tylko po to, aby jedna z postaci została fizycznie zraniona, a to mogło się stać na wiele innych sposobów.

Dialogi są boleśnie męczące, ale mimo to nigdy nie miałem trudności ze zrozumieniem historii i jej symboliki. Są tutaj ciekawe pomysły i interesujące sceny, ale nie mogę tego tytułu polecić jako samodzielnej pozycji. W mojej opinii jest wart seansu tylko z rozbiegu, kiedy poznaliśmy wcześniejsze części serii i chcemy sprawę dokończyć. Mam wrażenie, że tematycznie powiedziano wszystko już w drugiej części, trzecia służy tylko jako potwierdzenie tamtych słów.