Człowiek z Aran („Man from Aran”, 1934)
Robert J. Flaherty
Morze & rybacy & ŁódŹ
Pokazanie natury, gigantycznych i potężnych przypływów na plaży oraz rozczulająca troska rodziny o każdy kawałek drewna, który posiada – to po prostu musi mi się podobać.
Gdy kino powstało, ludzie jeszcze nie bardzo wiedzieli, co z tym zrobić. Jedną z teorii było, że film nadaje się wyłącznie do dokumentów i pokazywania innych zakątków świata oraz wydarzeń, których nie mielibyśmy szansy zobaczyć w swoim życiu. W takiej wierze powstał w 1922 roku „Nanook z północy„, pokazujący życie Eskimosa. Ponad dekadę później ten sam dokumentalista wraca z „Man from Aran„, produkcją pokazującą losy rodziny żyjącej nad morzem koło Irlandii.
Zajmują się łowieniem – po to i z tego żyją. Mieszkają tu, bo tutaj się urodzili. Dbają o łódź jak o własne M3 i walczą z agresywnym morzem, które w skrajnych wypadkach może nawet odebrać życie.
Całość jest fabularyzowana, ale bardziej ze względu na możliwości techniczne tamtych czasów – dialogi między bohaterami były z reguły dogrywane, bo nie szło ich zarejestrować podczas sztormu. A dzięki montażowi udało się również uzyskać punkt kulminacyjny.
Dzisiaj ta produkcja nie będzie robić tak dużego wrażenia, ponieważ inne tytuły, pokazując widzom inne kultury i kraje, przy okazji robią coś więcej – dodają do tego historię, bohaterów, poruszają mniej lub bardziej uniwersalne tematy. „Piękny kraj” pokazuje życie na farmie, ale przede wszystkim opowiada o młodych ludziach zastanawiających się nad swoim życiem. „Man from Aran” ma tylko rybaków.
To powiedziawszy – produkcja Flaherty’ego wciąż podobała mi się. Pokazanie natury, gigantycznych i potężnych przypływów na plaży oraz rozczulająca troska rodziny o każdy kawałek drewna, który posiada – to po prostu musi mi się podobać. Nawet jeśli nie jest szczególnie wciągające do oglądania.
Chcecie więcej?
W tym temacie zostaje wam tylko wspomniany „Nanook z północy” tego samego reżysera.
Najnowsze komentarze