Wróciłem do „Rozdzielenia” i denerwuję się na VOD

Wróciłem do „Rozdzielenia” i denerwuję się na VOD

06/03/2025 Blog 0
rozdzielenie severance

Narzekam ponownie na VOD, seriale, produkcję seriali, zwiastuny i co tam jeszcze na co narzekam od lat.

Lubię oglądać, jak w sitcomach oglądają telewizję. To bardzo meta-doświadczenie również w tym sensie, że sitcomy bardzo celebrują doświadczenie, jakim jest oglądanie telewizji i przypomina czasy, kiedy samemu lubiło się to robić. Dziś telewizja już nie istnieje, jest tylko telewizor z Internetem z podpiętą kartą pamięci, na którą wujek z Ameryki zgrał klasyki kina – więc pozostało wspominać przeszłość przypominając sobie, jak Chandler z Joeyem oglądali telewizję na wygodnych fotelach. Albo jak Lucy z sąsiadami oglądali film. Piszę o tym wszystkim żeby zapewnić, że mam świadomość, iż żyję w najlepszych z czasów. Kto ma wątpliwości te nie pamięta albo nie doświadczył telewizorów jak Lucy, na których Shirley Temple wyglądała jak Mary Pickford i zamiast tylko oglądać, to trzeba było najpierw ustawić kontrast, jasność, a sam sygnał też nie był zbyt mocny. Tak samo ja doceniam, że włączając film na VOD nie muszę się martwić, czy napisy faktycznie pasują. Tylko kurde, VOD naprawdę powinno być dużo lepsze.
 
Teraz piszę na przykładzie konkretnie Apple TV, do którego musiałem wrócić, ponieważ Rozdzielenie w końcu otrzymało drugi sezon. Trzy lata później. Na tym etapie powinniśmy raczej czekać na sezon czwarty, tak samo jak czekamy na czwarty sezon The Bear albo From. Takie seriale jak Better Call Saul wciąż powstają – jeden sezon co jeden lub dwa lata – ale jednocześnie jest też trend robienia sezonu raz na cztery i więcej lat. I z jednej strony twórcy chcą, żebyśmy oglądali jak najwięcej, a z drugiej strony kto będzie pamiętać trzy lata później jeden z 25 seriali, które oglądał? Na The Orville nie denerwuję się zbytnio, oni od początku trochę czasu potrzebowali, żeby wyjść z nowym materiałem (właśnie zaczęli kręcić, więc chyba za rok wypuszczą efekt), ale dwa lata czekania na The Devil’s Hour czy Outer Range – seriale oparte o pewną tajemniczość – jest przesadą. Powinniśmy więc czekać, aż wyjdą wszystkie sezony i wtedy oglądać, tylko chyba seriale nieoglądane na bieżąco to są anulowane czy coś.
 
Kłopotu by nie było, gdyby istniało jakieś przypomnienie. Coś, co przecież było synonimem seriali, czyli zaczynanie każdego odcinka od pokazania, co się działo wcześniej. Z tygodnia na tydzień. Twórcy VOD oczywiście coś na kształt tego dostarczają i oczywiście to niczego nie przypomina. To jest tylko zbiór oderwanych od siebie sekund, które wydają się ważne i dramatyczne. Ktoś coś krzyczy albo stanowczo mówi, ktoś ma jakiś wyraz twarzy i ogólnie jest ruch przez te trzy minuty. Nic o fabule, świecie, tajemnicach, ważnych zwrotach akcji czy dosłownie czymkolwiek. Wiem tylko, że w pierwszym sezonie się działo coś. Wracając do Rozdzielenia czuję się, jakbym zaczynał oglądać ten serial, a nie go kontynuował. Oczywiście na YouTubie są recapy, ale to mnie właśnie denerwuje w VOD – tak łatwo przychodzi im pogodzenie się z tym, że trzeba czterech innych stron Internetowych (Upflix do poznania katalogu, filmweb do wybrania co oglądać, TV Show Time do śledzenia czy wyszedł nowy sezon i YouTube, aby obejrzeć recap), aby używać ich witryny. I odbiorcy najwyraźniej też mają się z tym pogodzić. Cóż, narzekam na to od prawie dekady i chyba nic się w tej materii nie zmieni. Dziękuję przypadkowy człowieku z Jutuba, że przypomniałeś mi o próbie samobójczej jednej z postaci w Rozdzieleniu – twórcy uznali, że to nie było na tyle istotne, żeby do tego wrócić.
 
VOD od Apple’a jest tylko jednym z wielu, które tak robią. Oni wyróżniają się tylko tym, że podczas powrotu i próby zalogowania się, żeby wykupić abonament, moje konto zostaje zablokowane, muszę je odblokować, zalogować się ponownie… Dlaczego tak? Nie wiem. Na początku jeszcze mnie to mogło przestraszyć, ale to trwa już pięć lat, więc wiem, że ja nic niewłaściwego nie robię. Apple musi blokować powracających użytkowników, tak to u nich działa. Przynajmniej oni parę razy do roku mają darmowe weekendy lub nawet całe miesiące. Nawet aplikację na Androida ogarnęli i mogę pobierać seriale na telefon. Dodali też coś na kształt tego, co ma Amazon Prime, czyli można podejrzeć, jak nazywa się aktor występujący w danej scenie albo jak nazywa się utwór lecących obecnie (Stone Roses w Severence, fuck yeah!) – wszystko po to, aby kliknąć na aktora i zobaczyć, gdzie jeszcze wystąpił. W tych wszystkich filmach, które można wypożyczyć za dodatkową opłatą, ponieważ na AppleTV nie ma wiele tytułów w ramach abonamentu.
 
Samo Rozdzielenie na początku każdego odcinka ma komunikat, żeby zostać do końca, bo będzie materiał zza kulis. I tak, odcinek zdąży się przełączyć na następny, zanim większość widzów zareaguje, o ile ktokolwiek z nich będzie pamiętać, że coś jeszcze jest. Bezmyślne, ale takie jest w końcu całe VOD. Nie chodzi o to, żeby oglądać – chodzi o to, żeby zacząć oglądać. Ledwo skończę film, to już się włącza kolejny. Nie czuję się z tym komfortowo.
 
A serial… Cóż. Oglądam. Oczywiście leci z tygodnia na tydzień, żeby nie dało się tego w jeden abonament zaliczyć, trzeba dwa, dlatego zacząłem oglądać dopiero po szóstym odcinku. I póki co największą tajemnicą jest, czemu w tym sezonie jest mała dziewczynka. Reszta historii leci bez większego zaangażowania.
 
Zresztą nadal robi się zwiastuny na tej samej zasadzie: dramatyczne zdania i twarze, zero konkretów, dużo się dzieje, a na koniec jakiś żart. W przypadku Rozdzielenia: „- Czemu jesteś taka młoda?; – Bo niedawno się urodziłam.” Też mnie to męczy. Przez to przestałem oglądać zwiastuny i nie wiem, co powstaje – na ich podstawie i tak wszystko wygląda identycznie. Nawet tak unikalna rzecz jak Rozdzielenie wygląda jak jeden z filmów Marvela.
 
Wszystko jest więc do bani. Na szczęście można pozostać przy oglądaniu starego kina. Tego, którego na VOD nie ma.