Sylwester Chęciński

Sylwester Chęciński

12/12/2021 Opinie o filmach 0

Kiedy w popularnym niegdyś programie radiowym Podwieczorek przy mikrofonie spytano mnie o marzenie, odpowiedziałem: „Przestać być reżyserem Samych swoich – Sylwester Chęciński

Sami swoi (1967)

5/5

Jestem chyba za młody na ten film. Widziałem starszych ludzi oglądających sto razy scenę powitania przez płot, a oni się śmieją po raz setny. Co nie znaczy, że nie mam zabawy podczas oglądania, wiele kultowych tekstów trafia i do mnie („Ty, Kaźmirz, już trzecią wojnę zaczął, chociaż druga ledwo skończona!”). Mówię tylko, że moja frajda z seansu nie jest tak duża, jak na Polaka przystało. Pewnie dlatego, że dosyć chłodno traktuję taką tematykę: jest głupi konflikt i póki jest – to film ciekawy, ale sednem opowieści jest, by ta głupota się skończyła. A jak się kończy, to się zrobi nudno, bo o zgodzie już nie idzie twórcom interesująco opowiadać.

Niemniej, lubię ten film. Lubię obraz Polski, wsi – zaraz po wojnie, ale bez niepotrzebnych detali i wygórowanych ambicji. Z tego miała powstać jeno komedia i wystarczy. Swojski klimat, sympatyczni bohaterowie i ich bezsensowna wojenka. Wyśmiana tak, by można było nie zauważyć podrasowanego komizmu w scenariuszu. Nie czułem, by nad dialogami pracowano nie wiadomo ile – wszystkie te zabawne puenty wychodzą naturalnie, wpasowują się w klimat. Świetna robota.

Chociaż muszę zaznaczyć, że historia złożona dosyć nieporadnie, z całą tą ramą czasową i retrospekcją. Istotne momenty przemiany wewnętrznej po prostu są i szkoda, bo nie potraktowano ich tak poważnie jak powinno. Ale to pewnie by i tak nie pasowało, więc cieszę się, że wyszło „tylko” dobrze.

Sylwester Checinski

Obecnie Sylwester Chęciński znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #75

Top

1. Sami swoi
2. Rozmowy kontrolowane
3. Bo oszalałem dla niej
4. Nie ma mocnych
5. Historia żółtej ciżemki
6. Tylko umarły odpowie
7. Kochaj albo rzuć
8. Wielki Szu

Ważne daty

1930 – urodziny Sylwestra

1950 – ukończenie liceum (Dolny Śląsk)

1956 – ukończenie reżyserii (Łódź)

1961 – debiut pełnometrażowy

1991 – ostatni film pełnometrażowy

2021 – śmierć

Tylko umarły odpowie (1969)

3/5

Z całą pewnością jest to tytuł warty polecenia fanom kryminałów z nutką noir, szczególnie jeśli są fanami polskiego kina sprzed pół wieku. Cynizm oraz śledztwo, które nikomu nie przynosi szczęścia. Fabuła jest trochę chaotycznie prezentowana, ale tak naprawdę jedyny minus, jaki mogę wskazać, to to, że… Już zrobiono to lepiej. Również w naszym środowisku. Cynizm był bardziej cyniczny, noir było bardziej posępne, tego typu rzeczy. Ogląda się to dobrze, ale jednak nie byłby to tytuł, który polecałbym w pierwszej kolejności. Ulatuje z pamięci i nie zostawia zbyt wiele, ale dobrze wypełni te półtorej godziny.

Nie ma mocnych (1974)

4/5

Bo bez ślubu nie ma ślubu. Kopalnia przezabawnych tekstów. „Kto mi zabroni spacerować z farbowanym kabanem?”

Kargulowie i Pawlaki mają wnuczkę, którą wydają za mąż. I wokół tego wydarzenia jest wiele perypetii, ale też okazji do zabawnych tekstów, kłótni oraz pokonywania różnic. Twórcom udało się napisać relację między bohaterami, która niby już nie jest na ostrzu noża, co w Samych swoich, ale równocześnie bardzo szybko może się tam znowu znaleźć. Bohaterowie tacy po prostu są, a my się z nich śmiejemy. I momentami śmiejemy się razem z nimi. „A kto ci zabrania mieć zdanie? Weź ślub i po ślubie możesz sobie wierzyć w co tam chcesz” Często nie idzie zrozumieć słowa z tego, co mówią gwarą, ale na szczęście są polskie napisy – a naprawdę warto, bo przezabawnych tekstów jest tu naprawdę sporo. Śmiejemy się z Polski, Polaków, starcia pokoleń. Utrwalamy pamięć, może ją nawet uczcić, pokazujemy piękno tych okolic i ludzi. Świetna zabawa!

Kochaj albo rzuć (1977)

2,9/5

Polak ze wsi wyszedł do ludzi. Ksiądz-murzyn to ponadczasowy żart.

Ze Stanów przyszedł list zapraszający Kargulów i Pawlaków w odwiedziny do brata, ale najpierw żniwa. Jak już przybędą, to brat już martwy będzie i trzeba będzie go pochować. Dopiero połowa filmu za nami, więc… Niech brat ma córkę, którą trzeba odnaleźć. Odnajdzie są postać trzecioplanowa pomiędzy scenami i w sumie to nic z nią nie zrobią interesującego, ale przynajmniej będzie czarna, więc bohaterowie zaczną rozważać, że czarny to też człowiek, więc możemy udawać, że ten film jest o czymś. Fabuła nie jest najmocniejszą stroną tej produkcji.

Humor i dialogi nadal są pierwsza klasa – śmiejemy się z Polski i Polaków, a to zawsze plus. Co chwila mnie skręcało z zażenowania, ale to chyba dobrze świadczy. „Jego nie można do ludzi wypuszczać” Do tego liczy się poznanie nowego świata: Ameryki. Trudno tego nie widzieć przez pryzmat PRL i tego, że trzeba było mówić to, co się spodoba władzom, więc Stany są wyśmiane, podobnie jak i marzenie o wyjeździe do nich. Polonia tylko tęskni i chce wracać, proszą o nasz chleb i inne. Czarna chce walczyć z kapitalizmem poprzez kradzież, aby osłabić tych u władzy. Wszędzie banery, reklamy, wysokie tempo i inne spojrzenie na wszystko, a my mamy swoje, swojskie, lepsze. Wydaje się, jakby to była główna misja tego filmu, a nie fabuła czy inne duperele.

Bo oszalałem dla niej (1980)

4/5

Zaskakujący obraz, taki odpowiednik „Amatora” Kieślowskiego, tylko o aktorstwie. Główny bohater wykorzystuje swoje niespełnione marzenie o podbiciu teatru, poprzez wcielanie się w role na co dzień, manipulując ludźmi, grając przed nimi to, co chcą zobaczyć. Albo coś, w co są w stanie uwierzyć. Wizualnie i pod względem tonu to idealne Kino Moralnego Niepokoju, fabularnie kręci się to wokół zdobywania kobiety oraz funduszy na bajerowanie jej, ale pod spodem jest mocny obraz ówczesnej Polski, otaczających z każdej strony kłamstw i małych układów, według których wszystko się wtedy załatwiało – i to uzasadniony fabularnie! Plus zakończenie, w którym… Cóż, nie ma na nic ratunku. Nawet jeśli pierwszy raz robi się to, co słuszne. Nie w tym kraju, nie w tym kraju…

Wielki Szu (1983)

3/5

Jan Nowicki w roli tytułowej – oszust żyjący z kart. Wyszedł z więzienia, żona już nie chce z nim dalej żyć, więc wyjeżdża. Zagląda do małego miasteczka. Tam wygrywa okrągłą sumkę, po której będzie musiał się szybko ulotnić. Film nie ma płynnej fabuły – bardziej przypomina to oglądanie kilku odcinków serialu mającego tego samego bohatera. Pierwsze oszustwo nie wystarczy na długo, po 20-30 minutach twórcy pójdą w schemat „mistrz uczy nieopierzonego”. Ale to też nie wystarczy na długo. Łącznie takich zmian będzie około cztery, z zakończeniem, w którym pojawią się znajome twarze z całego filmu, ale nic imponującego tudzież angażującego. Solidna robota z kilkoma cwanymi momentami – jak Jurek musiał opchnąć kioskarce fałszywe karty, nieźle to sobie wykombinował. Albo gdy grał z Ryszardem Kotysem, też zapadło mi w pamięć. Dwa cwane, inteligentne momenty.

Poza tym widać, że to polskie kino. Dwóch chłopów siedzi nie ruchomo przy stole, trzeci robi za ozdobę, wolno się ruszają, a dramatyczny moment wygląda tak:

– O, mam 14.
– Ech, ja 13.

Gdy pomyślę o tych efektownych najazdach kamery i dynamicznym montażu z openingu Koloru pieniędzy… Ale cóż, jeśli chcecie dobry film o kartach, to bierzecie to, albo Cincinnati Kid z McQueenem. Wielkiego wyboru nie ma.