Podsumowanie filmowe 1990 roku
Ostatnia aktualizacja: grudzień 2020
NAJLEPSZE FILMY ROKU
Miejsce #1: Drabina Jakubowa ("Jacob’s Ladder")
Ta produkcja jest bardziej dramat psychologiczny wykorzystujący środki stylistyczne typowe dla horroru niż czysty horror. Przynajmniej we współczesnym znaczeniu tego słowa, kiedy to utożsamiamy horror z jakimś rodzajem zagrożenia dla życia, balansowania na granicy życia i śmierci. Znajdujemy się w świecie jakbym nam bliskim, ale mu nie ufamy, boimy się go i staramy się w nim odnaleźć, jednak nie mamy nad nim kontroli, to on ma władzę na nami… I pozostaje tylko liczyć, że mimo wszystko ma dobre intencje. Z tym filmem trzeba się zamknąć samemu w pokoju. I pomimo zaskakującego finału, kolejne seanse są jeszcze lepsze od pierwszego!
Miejsce #2: Korczak
Historia, którą trzeba było opowiedzieć, człowiek, którego trzeba było zaprezentować. To ciężki film z dwóch powodów. Z jednej strony jako widz byłem konfrontowany z wieloma porażającymi scenami, o których zapewne nie myśleliście do tej pory, gdy stykaliście się z tym tematem. Choćby przyjaźń małych dzieci, góra po 12 lat oboje mieli. Ona została po aryjskiej stronie, on był Żydem. Krótki, poboczny wątek. Z drugiej strony jest wręcz zerowa ocena moralna Korczaka ze strony twórców. Są tylko fakty, to co robił i z jakich powodów. Widz zostaje sam ze sobą po seansie, jeśli chce uzyskać odpowiedź na pytanie, czy decyzja Korczaka o pozostaniu z młodymi do końca była słuszna.
Miejsce #3: Powrót do przyszłości III ("Back to the Future III")
Naprawdę jestem szczęśliwy, że powstała cała trylogia. Ta część tak samo mogę oglądać milion razy i odkrywać coś nowego, bawić się jak za pierwszym razem i odczuwać frajdę z zabawy w Dziki Zachód: porywania pociągów, przebierania się w kowboja, strzelania w samo południe. Czysta przyjemność, podobnie jak i reszta trylogii.
Miejsce #4: Ucieczka z kina "Wolność"
Trzeba przyznać, że jak Polacy nakręcą low-fantasy, to nie ma chuja we wsi. Piętrowe metafory, alegorie i wyjątkowa atmosfera, w której wszyscy tak po prostu akceptują, że aktorzy przemawiają z ekranu. Znajduję tu zarówno satyrę na ustrój polityczny, który wtedy właśnie zdążył dobiec końca, jak i bogactwo przeróżnych przemyśleń na temat sztuki i kina szczególnie. A uwagi twórców pod tym kątem bardzo mi odpowiadają. Plus wyjątkowy humor („No, i to jest właśnie polskie kino!”) i Janusz Gajos – nikt tak nie ogląda filmów, co on!
Miejsce #5: Dekalog IV
Tego epizodu obawiałem się, bo nie podoba mi się idea kazania komuś szanowania drugiego człowieka. Kieślowski obrazuje to przekazanie zupełnie od drugiej strony – uczy o tym, że rodzicem nie jest się z automatu, tylko trzeba na to zapracować. Przez większość czasu skupiamy się na dwójce głównych postaci próbujących się nawzajem poznać, rozszyfrować, dojść do prawdy, do samego sedna o sobie samym i tej drugiej osobie. Plus chyba najlepsze cameo Barcisia w całej serii.
Miejsce #6: Kula w łeb ("Bullet in the Head")
Niesamowite sceny akcji, każda mała emocja musi być pokazana z rozmachem (młodzi się rozstają, a w tle za nimi saper dosłownie rozbraja bombę), fabuła ledwo się klei, finał jest niedorzecznie przesadzony – ale nie mam wątpliwości, że to Czas Apokalipsy w wykonaniu Johna Woo. Scena w dżungli, jak strzelają, aby przeżyć, albo wspomniany rozbuchany finał – Kula w łeb robi wrażenie, równocześnie edukując o protestach na placu Niebiańskiego Spokoju z 1989 roku.
Miejsce #7: Szklana pułapka 2 ("Die Hard 2")
„Dwójka” jest większa na każdym polu. Teraz McClane jest tym jednoosobowym bohaterem, który wyręcza policję i wojsko, robi wszystko z pozycji przypadkowego gościa na imprezie. Do puli niebezpieczeństw dodano również naturę – śnieżyca uniemożliwiająca widoczność to tylko początek. Teraz walka z terrorystami jest… fajna. Pamiętam jakie wrażenie wywarły na mnie poszczególne sceny, gdy oglądałem je jeszcze w podstawówce – McClane wybiega na lotnisko w płaszczu i podpalonymi kijami, byle tylko dać jakikolwiek sygnał nadlatującemu samolotowi, że ziemia jest o wiele bliżej, niż ten podejrzewa. Naiwne, banalne, ale też porażająco heroiczne, byle tylko zrobić co było w jego mocy… Druga scena to oczywiście końcówka, z najbardziej kozackim „Yippee ki-yay, motherfucker!” w historii kina.
Miejsce #8: Chłopcy z ferajny ("Goodfellas")
Zamiast pakowania opowieści w schemat biografii, reżyser wybrał proste opowiedzenie filmu. Nie historii, ale filmu – nie o życiu, ale o tym, jak wyglądało życie Henry’ego Hilla po tym, jak w wieku 11 lat zaczął pracować dla mafii. Kamera skacze od jednego elementu do drugiego, nigdzie nie zagrzewa miejsca, toczy się dynamicznie, pokazując cały świat, z jakim Henry miał do czynienia, który go wychował i ustalił. Poznałem jego spojrzenie na świat, zobaczyłem, dlaczego robił to, co robił i dlaczego to wszystko trafił szlag. Na dodatek czułem, że twórcy darzą szacunkiem bohatera, który mu się zwyczajnie należał. Choćby za to, że cały czas kierował się własną oceną sytuacji i ani razu nie postawił czegoś ponad nią. A przynajmniej tak wynika to z filmu.
Miejsce #9: Kevin sam w domu ("Home Alone")
Tytuł, który oglądamy i nawet już nie zastanawiamy się, czy jest dobry lub zły, czy go lubimy albo nie. Oglądamy i już, ale ja mogę głośno oznajmić, że go sobie cenię. Ma piękną scenografię, motyw muzyczny zawierający całą magię świąt, rewelacyjnego głównego bohatera oraz wewnętrzne ciepło i dobre chęci. Home Alone pokazało wiele – szczególnie jeśli chodzi o wyrozumiałość. Zostawienie dziecka nie przekreśla matki jako dobrego rodzica, kłótnia w rodzinie nie przekreśla was jako rodziny, a narozrabianie nie przekreśla Kevina jako syna, o którego chce się dbać. Ten film ma w sobie wiele serca i można to dostrzec.
Miejsce #10: Edward Nożycoręki ("Edward Scissorhands")
Pomysł fabularny i bohater jest wspaniały, cały wygląd filmu robi wrażenie, efekt pracy scenografów, ogrodników i fryzjerów. To tytuł, dzięki któremu teraz na widok śniegu myślimy: „Edward rzeźbi”. Mamy wtedy w oczach Winonę Ryder, a w uszach muzykę Elfmana. A ból bohatera wynika nie z braku dłoni, ciągłego samookaleczenia się lub tego, jak inni go traktują – jego ból wynika z braku możliwości dotknięcia ukochanej osoby. To piękne. I w końcu to opowieść o grzechu nieumiejętności przyznania się do błędu – co się dzieje, gdy obarczamy tym innych.
Miejsce #11: Uwierz w ducha ("Ghost")
Sam byłem zszokowany, jak bardzo polubiłem ten tytuł. Zapewne wszyscy oglądaliście „Ghost” i nawet jeśli nie pamiętacie dokładnie wszystkiego, to wiele momentów zapadło wam w pamięć – lepienie wazonu, mdlejąca zakonnica, człowiek ginący od szkła itd. Warto jednak przy powtórnym seansie zapomnieć o tym i pozwolić się porwać historii, a jeśli to byłby wasz pierwszy seans – tylko lepiej! Fabuła „Ghost” to bardzo mocny punkt całej produkcji – naturalna, oryginalna, pozbawiona schematów i zaskakująca zwrotami akcji. Na podstawie tej produkcji można nawet próbować pokusić się o analizę lat 90. w kinie i tego, jak bardzo mieli wtedy twórcy nierówno pod sufitem, a mimo to potrafili przekuć swoje myśli na film i zyskać przychylność widza.
Miejsce #12: Połyskliwa skóra / Krzyk ciszy ("The Reflecting Skin")
Dzieciństwo jest strasznie dziwne, a ten film to obrazuje. Niczego nie rozumiemy i dodatkowo utrudniamy sobie życie, widząc w pewnych zachowaniach coś, czego tam nie ma. I wcale nie pomaga fakt, że nie otrzymujemy żadnej pomocy ze strony dorosłych. To naprawdę ekstremalne kino – zaczyna się od pokazania, jak dzieci dmuchają żabę, a następnie strzelają do niej z procy, aby krew płaza obryzgała przechodzącą obok kobietę. A szok jest dopiero gdy dowiadujemy się, że kobiecie to się spodobało… I potem jest jeszcze dziwniej. Cały film jest dziwny. I chyba trzeba to po prostu zaakceptować. Trudne dzieciństwo, młody Aragorn, otoczenie składające się z najbardziej żółciutkich pól zboża, jakie w życiu zobaczycie. Dziwny etap, który trzeba po prostu przetrwać, bez względu na to, co się wtedy stanie.
Również warte uwagi: Wszyscy mają się dobrze, Pole, Syreny, Ścieżka strachu, Misery, Tańczący z wilkami, Anioł przy moim stole, Piękna złośnica, Nikita, Rosencrantz i Guildenstern nie żyją, Stan łaski, Nienormalni.
NAJLEPSZE SERIALE ROKU
Miejsce #1: Przystanek Alaska - sezon I ("Northern Exposure")
Trudno wyjaśnić urok tego tytułu. Każdy go zna i chyba nie ma nikogo, kto by miał wobec niego negatywny stosunek. To taki serial, który jest gościnny, akceptuje wszystko, tutaj jest miejsce dla każdego i wszystkiego. Emerytowany astronauta, początkujący filmowiec, a nawet dyplomowany lekarz, który w ogóle tutaj nie chce być – nawet on ma tu swój kąt. Ogień w kominku, dziwny człowiek w lesie, mroźne jeziora oraz pole do popisu dla pomysłowych scenarzystów. Ciepło myślę o tym serialu.
Miejsce #2: The Civil War - miniserial
Dokument o wojnie secesyjnej – jej przebieg i znaczenie. Ważne, ale mówimy jednak o dokumencie filmowym, czyli musi on być wart oglądania, nie tylko słuchania i poznawania. Twórcy mieli do dyspozycji jednak tylko zdjęcia oraz cytaty, a do rozmowy – miłośników tematu, znawców, bo ostatni weteran tej wojny zmarł w 1959 roku. Z tego powodu nie jest to dokument wciągający – oglądamy fotografie, portrety, współczesne ujęcia pól i rzek służących 150 lat temu jako pole bitewne. Słuchamy o bitwach, jedna za drugą. Przy okazji poznajemy tamtejsze warunki życia i kultury, a także społeczne znaczenie wojny secesyjnej. To dobry serial i dobrze się człowiek czuje, oglądając go, dowiadując się o tym wszystkim, ale to jednak wyczerpujące doświadczenie. Jeden odcinek dziennie to maks! Niemniej – wiemy już, jak USA zostały samookreślone. I wiemy, dlaczego przemowa pod Getysburgiem była taka ważne. I dlaczego wtedy nie była zbyt dobrze przyjęta. Z takich powodów po prostu trzeba obejrzeć.
Miejsce #3: Jaś Fasola - miniserial ("Mr. Bean")
Dziwnie tak przypisywać ten serial do konkretnego roku – owszem, zaczął się w 1990, wyemitowano wtedy trzy odcinki… Rok później jeden… A przez całe lata 90. wyszło ich czternaście. Pewnie nawet nie pamiętamy, że zawierał śmiech z taśmy. Co by nie mówić o samej komedii, to pomysł na postaci i scenariusze były bez zarzutu. Każda kolejna scena staje się ikoniczna (zdjęcie ze strażnikiem), a czasami nawet się z nią utożsamiamy (Bean piszący egzamin, ściągając od towarzysza – zasypiający w kościele podczas kazania – walczący z bezsennością w domu). Ten serial zawsze będzie mieć miejsce w naszej pamięci.
NAJLEPSZE ODCINKI ROKU
Miejsce #1: Moaning Lisa (The Simpsons, 1x6)
„You know, you play pretty well for someone with no real problems” Odcinek inny od reszty w tej produkcji – twórca chciał opowiedzieć o smutku, który nie ma jasnej przyczyny. Czujemy go, ale nie potrafimy uzasadnić. I trafiają w dziesiątkę tą krótką opowieścią, która razem z postaciami uczy, aby akceptować to uczucie, zamiast zagłuszać i zapominać o nim. Przeżyjmy go jak każdą inną emocję.
Miejsce #2: Yesterday's Enterprise (Star Trek: The Next Generation 3x15)
Cenię fantastykę i fantazję za możliwość opowiedzenia o tym, co by było, gdyby… Jednym z takich motywów są różne bitwy, które zaważyły na losach wielu ludzi, ale nikt tego nie jest świadomy, bo były pozornie małe i zwycięskie – ale poświęcenie tych ludzi jest warte oddania im czci. I tutaj ta cześć jest oddana: przy pomocy podróży w czasie i poświęcenia, którego nikt nigdy nie będzie świadomy.
Miejsce #3: Mistaken Identity ("Fresh Prince of Bel-Air", 1x6)
Will z Carltonem prowadzą samochód, zatrzymuje ich policja i nie wierzą, że go nie ukradli. Wujek musi interweniować, a po wszystkim przychodzi czas na ostatnie trzy minuty odcinka, gdy Carlton nie widzi żadnego problemu w zachowaniu policji. Dzięki temu ten odcinek trzy dekady później nadal jest istotny i wywołuje dreszcz: zamiast walić po oczach sloganami, woli pokazać Carltona zostającego samego z własnymi przemyśleniami odnośnie do tego, co go spotkało. I ten dreszcz przerażenia, gdy tylko dopuścił do siebie myśl, że… może coś w tym jest, co mu mówią – że policjant, zatrzymując ich, popełnił błąd.
Miejsce #4: The Last Newhart (Nehart, 8x24)
Również warte uwagi: The Defector (ST:TNG 1×10) Déjà Q (ST:TNG 3×13) The Offspring (ST:TNG 3×16) Sins of the Father (ST:TNG 3×17)
REŻYSER ROKU:
Martin Scorsese („Chłopcy z ferajny”)
Adrian Lyne („Drabina Jakubowa”)
Andrzej Wajda („Korczak”)
Robert Zemeckis („Powrót do przyszłości III”)
SCENARIUSZ ROKU:
Bruce Joel Rubin („Drabina Jakubowa” & „Ghost”)
John Hughes („Kevin sam w domu”)
Wojciech Marczewski („Ucieczka z kina Wolność”)
ZDJĘCIA ROKU:
Jeffrey L. Kimball („Drabina Jakubowa”)
Robby Müller („Korczak”)
MONTAŻ ROKU:
James Y. Kwei & Thelma Schoonmaker („Chłopcy z ferajny”)
MUZYKA ROKU:
Danny Elfman („Edward Nożycoręki”)
John Williams („Kevin sam w domu”)
John Barry („Tańcząc z wilkami”)
AKTOR ROKU:
Joe Pesci („Chłopcy z ferajny”)
Tim Robbins („Drabina Jakubowa”)
Wojciech Pszoniak („Korczak”)
James Caan („Misery”)
Janusz Gajos („Ucieczka z kina Wolność”)
AKTORKA ROKU:
Kathy Bates („Misery”)
Najnowsze komentarze