Podsumowanie filmowe 1969 roku
Ostatnia aktualizacja: wrzesień 2024
NAJLEPSZE FILMY ROKU
Miejsce #1: They Shoot Horses, Don't They?
Lata 30 XX wieku, USA. Okres, gdy pojedyncze centy były wszystkim, co jeden człowiek mógł mieć w kieszeni i musiało mu starczyć dopóki nie nadarzy się okazja, aby coś zarobić. W tym filmie taką okazją jest konkurs tańca – czy raczej maraton. Nie jest to łatwy obraz – jego wartość polega na ukłonie w stronę ludzi, którzy doświadczyli takiej codzienności, stawili jej czoła i stawiają go każdego kolejnego dnia. Tu nie chodzi o współczucie czy żałowanie, że życie tak wyglądało i wygląda – ani tym bardziej wywoływanie u widza poczucia winy, że przecież też płaci za oglądanie takich rzeczy. Chodzi o dostrzeżenie tego, poczucie go chociaż przez te dwie godziny. Chodzi o doprowadzenie widza do pytania zadanego w tytule. Ten film faktycznie ma siłę pozwalającą na to, aby widz zapytał sam siebie po seansie o to… I próbował wymyślić odpowiedź.
Miejsce #2: Easy Rider
Przedstawienie kultury ludzi, których społeczeństwo się obawiało, nie znało i nie rozumiało. Nie chodzi tu tylko o pokazanie palenia narkotyków czy skutków brania LSD. Twórcy byli na tyle mądrzy, że wiedzieli, iż konflikt, który przedstawiają, ma wymiar filozoficzny. Tu nie chodzi o sam zarost czy motory, tutaj chodzi o wartości, które bohaterowie sobą reprezentują. Pada tu też ważne pytanie o to, czy sami bohaterowie faktycznie te wartości reprezentują, czy też to jest jedynie poza. To manifest ich stylu życia, ale nie jest on bezkrytyczny. Plus legendarne zakończenie, które przysłania wszystko inne.
Miejsce #3: Nocny kowboj ("Midnight Cowboy")
Nowe społeczeństwo, nowe Hollywood przyjmującego wpływy Brytyjskiej Nowej Fali, oraz nowa Ameryka, która opuściła Johna Wayne’a. Ludzie już zachowują się inaczej, ich życie ma inny rytm. Gorzka opowieść o ludziach, którzy zapewne nigdy nie mieli szansy na tym świecie. Co gorsza, trudno za to winić ich samych, kiedy większość problemów nie wynikła z ich winy. Początek zafundował im ktoś inny. Im przyszło tylko walczyć o kolejny przeżyty dzień, nie znając lepszej drogi. Im bliżej końca, tym większy smutek.
Miejsce #4: Układ ("The Arrangement")
Elia Kazan ekranizuje własną książkę z 1967 roku będącego historią człowieka, który odrzuca układ, w jakim żyje: dotychczasową pracę pełną sukcesów, małżeństwo, rodzinę. Twórca zadaje pytanie tutaj, czy to w ogóle jest możliwe, czy odzyska wtedy „siebie” – czy to jego „prawdziwe ja” tak naprawdę jest inne od tego, kim się stał do tej pory? – i czy to jest tak w ogóle słuszne z różnych punktów widzenia. To obraz poważnie podchodzący do zagadnienia, jakim jest „zacząć życie na nowo” oraz wszelkich możliwych konsekwencjach. Może też służyć za ostrzeżenie: uważaj, w jaki układ ty się pakujesz. Nawet jeśli efekt ostateczny wydaje się idealny.
Miejsce #5: Eros + Massacre
Ambitna, trwająca ponad trzy i pół godziny awangardowa produkcja wymagająca od odbiorcy znajomości Ōsugi Sakae oraz wydarzeń z Japonii w 1923 roku. Eksperymentalny w treści i formie, będąc jednocześnie biografią anarchisty jak i dochodzeniem w sprawie jego poglądów przez pryzmat czasu, ale też właśnie wyjściem poza ramy czasu. Reżyser miał do dyspozycji cały język filmowy i z niego skorzystał – każdy statyczny kadr chce się powiesić na ścianie, każde ujęcie jest podróżą. Nawet jeśli nic z tego nie zrozumiecie, to nadal zostaną wam obrazy. Oraz kolejne seanse. Japońska Nowa Fala w najbardziej monumentalnym wydaniu.
Miejsce #6: Dzika banda ("Wild Bunch")
Nieszablonowy, pełny kapitalnej atmosfery i rewelacyjnego montażu. Te kostiumy, ta scenografia! Czuć w tym rozmach, dbałość o szczegóły, pot i piach – cudowna sprawa, jakby nie było w tej opowieści ograniczeń. Wielkie lokacje, rozległe plenery, pełna naturalność. Napad na pociąg trwający z 10 minut w absolutnej ciszy albo finałowa strzelanina, w której krew się leje jak pot z gościa, który całość musiał następnie montować. Kino świetnych momentów. Było ich tu wiele.
Miejsce #7: Z
Dramat i thriller polityczny w jednym, służący za nieoficjalny obraz zamieszania w życiu Grecji, jego życia politycznego, skandali i niejasności. Pomimo braku znajomości tematu i nie bycia zaangażowanym osobiście w ukazanie prawdy, film potrafi zaangażować i wciągnąć w temat, jednocześnie będąc w stanie zrobić to na tyle uniwersalnie, aby odnieść się też do innych brudów politycznych w pozostałych rejonach planety. W przeciwieństwie do innych opowieści z gatunku, tutaj „układ” nie wydaje się być obecnym z każdej strony, nie każdy jest w niego zaangażowany. To jest dalece bardziej realistyczne, a prawda nadal jest trudna w poznaniu. Droga do niej równie niebezpieczna. Wciąż ponadczasowy tytuł.
Miejsce #8: Armia cieni ("Army of Shadows")
Całość jest adaptacją książki, ale wzbogaconą o wspomnienia reżysera, który był w ruchu oporu podczas 2 wojny. Całość ma ciężar, szczególnie ludzki, z opowieści o ludziach doświadczonych przez los, robiących swoje bez emocji, bo robią to, co konieczne, bo druga strona będzie jeszcze bardziej bezwzględna. Melville portretuje poświęcenie swoich towarzyszy, którzy nie będą pamiętani. Wybrali ciężkie życie bez szczęśliwego zakończenia, żeby odegrać swoją małą rolę. Twórcy udaje się przekazać ten posmak brudu w ustach i myślach towarzyszący życiu, jakie bohaterowie prowadzą.
Miejsce #9: Menq
Krótki metraż będący niemą impresją artystyczną armeńskiego reżysera składającego hołd dla swojego kraju. Przemawia jedynie obrazami i ciężko zrozumieć cokolwiek – ale wiele można się domyślić, w końcu sama Armenia niby jest najstarszym chrześcijańskim krajem na świecie, a jest niepodległa technicznie rzecz biorąc od 1991 roku i wiele przeżyła, aby to osiągnąć. Całość trwa dwadzieścia kilka minut i zachwyca religijną muzyką, rozległą skalą kadrów i pochyleniem nad zwykłym człowiekiem. Są tytuły, które dają satysfakcję nawet wtedy, kiedy nie wie się, jak to wytłumaczyć.
Miejsce #10: Miłość szalona ("L'Amour fou")
Chyba najprzyjemniejszy w oglądaniu film Rivette’a z jakim miałem do czynienia. Tak, jest długi, ale przy tym nie sprawia problemów w oglądaniu, nabierając tempa wraz z kolejnymi godzinami. Młody człowiek wybiera reżyserowanie sztuki teatralnej zamiast poświęcić czas swojej ukochanej, tracąc w efekcie obie te wartości. Nie potrafi się skupić i zrobić czegoś dobrze do końca. W swoim stylu Rivette pozwala widzowi spędzić sporo czasu z bohaterami – szczególnie wtedy, gdy nie robią nic istotnego, jak choćby chodzą po mieszkaniu i zajmują się sobą. Zdążysz się wczuć w ich przeżycia, zaangażować się, a gdy było po wszystkim, było mi szkoda, że ten etap w ich życiu się skończyła. Nic więcej, jedynie prosta historia ludzi którzy próbowali więcej niż mogli i polegli.
Również warte uwagi: Siostrzyczka, Bierz forsę i w nogi, Hibernatus, Kes, Jak wkurzać ludzi
NAJLEPSZE SERIALE ROKU
Miejsce #1: Scooby Doo, Where Are You! - sezon I
Gdy oglądam to dzisiaj, to widzę, że niemal każdy odcinek jest identyczny – ale jednak dawno temu nie mogłem się doczekać, aż to poleci w telewizji. I powody, dla których to robiłem, wciąż są wyraźne: nadnaturalna tajemnica, intrygujące miejsce akcji, demaskowanie potwora i odkrycie, że to tylko ktoś w kostiumie. Wystarczająca ilość grozy, aby aktywować młodego odbiorcę, ale z taką ilością komediowych i lekkich segmentów, że całość nadal jest adekwatna dla dzieci. Wtedy jak i dzisiaj. I omówmy się – nic nie będzie fajniejsze niż van pełny przyjaciół, z którymi jeździcie po różnych krainach i rozwiązujecie zagadki. Ponadczasowy serial!
NAJLEPSZE ODCINKI ROKU
Miejsce #1: All Our Yesterdays ("Star Trek TOS", 3x23)
Eksplozja supernowej i przygoda w ostatniej minucie, gdy bohaterowie muszą uciec, ale… Niekoniecznie chcą. I mogą. Warunki, które je zmieniają, Spock romantyk, ta historia ma wszystko: napięcie, emocje, uczucia, tragedię. Szczęśliwe zakończenie łączy się z żalem, że to było jedyne rozwiązanie…
REŻYSER ROKU:
Sydney Pollack („Czyż nie dobija się koni?”)
Sam Peckinpah („Dzika banda”)
Yoshishige Yoshida („Eros + Massacre”)
John Schlesinger („Nocny kowboj”)
Elia Kazan („Układ”)
SCENARZYSTA ROKU:
James Poe & Robert E. Thompson („Czyż nie dobija się koni?”)
Waldo Salt („Nocny kowboj”)
Elia Kazan („Układ”)
ZDJĘCIA ROKU:
Conrad L. Hall („Butch Cassidy i Sundance Kid”)
Philip H. Lathrop („Czyż nie dobija się koni?”)
Motokichi Hasegawa („Eros + Massacre”)
Adam Holender („Nocny kowboj”)
Robert Surtees („Układ”)
MONTAŻ ROKU:
Fredric Steinkamp („Czyż nie dobija się koni?”)
Lou Lombardo („Dzika banda”)
Donn Cambern („Easy Rider”)
Hiroyuki Yasuoka („Eros + Massacre”)
Stefan Arnsten („Układ”)
AKTOR ROKU:
Peter Fonda („Easy Rider”)
Toshiyuki Hosokawa („Eros + Massacre”)
Dustin Hoffman & Jon Voight („Nocny kowboj”)
Kirk Douglas („Układ”)
Jack Nicholson („Easy Rider”)
AKTORKA ROKU:
Jane Fonda („Czyż nie dobija się koni?”)
Susannah York („Czyż nie dobija się koni?”)
Mariko Okada („Eros + Massacre”)
Faye Dunaway („Układ”)
MUZYKA ROKU:
Johnny Green („Czyż nie dobija się koni?”)
Jerry Fielding („Dzika banda”)
Toshi Ichiyanagi („Eros + Massacre”)
David Amram („Układ”)
John Barry („Nocny kowboj”)
Najnowsze komentarze