Jerzy Hoffman
Co by o nim nie sądzić, to jednak stał za paroma istotnymi filmami - na studiach filmowych w Moskwie poznał Edwarda Skórzewskiego, z którym współpracował na początku kariery. Wtedy też zaczął czarną serię w polskim dokumencie, który był buntem wobec narracji socrealistycznej o codziennym życiu obywateli. Zaraz potem stworzył najwyżej oceniany polskim western - czy tam eastern. Po rozstaniu ze Skórzewskim stał się specjalistą od Sienkiewicza i jakby tego było mało, nakręcił drugą adaptację "Znachora", która do dzisiaj jest pokazywana kilkanaście razy do roku w telewizji. Oto Jerzy Hoffman i przegląd jego twórczości.
„Nie uśmiechała mi się praca od ósmej do szesnastej. A kino fascynowało mnie od dziecka.” – Jerzy Hoffman
Lubię brać się za reżyserów i oglądać ich filmy tylko po to, aby dobić do np. liczby 10 obejrzanych. Głównie dlatego, że nie wiem wtedy, na co trafię – niewielu jest takich, u których słyszałem o wszystkich dziesięciu. Jest wtedy szansa, że trafię na jakąś perełkę, albo chociaż coś mniej znanego. Z Polskimi reżyserami jest to tym łatwiejsze, że ich filmy zazwyczaj są legalnie dostępne – Jerzego Hoffmana akurat powtórzyłem „Prawo i pięść”, więc stwierdziłem: dobra, teraz jego kolej. Póki żyje. Co by o nim nie sądzić, to jednak stał za paroma istotnymi filmami – na studiach filmowych w Moskwie poznał Edwarda Skórzewskiego, z którym współpracował na początku kariery. Wtedy też zaczął czarną serię w polskim dokumencie („Uwaga, chuligani!”), który był buntem wobec narracji socrealistycznej o codziennym życiu obywateli. Zaraz potem stworzył najwyżej oceniany polski western – czy tam eastern, „Prawo i pięść” – co dla wielu kinomanów jest odkryciem, że w ogóle w Polsce taki gatunek nakręcono. Po rozstaniu ze Skórzewskim stał się specjalistą od Sienkiewicza, zyskując przychylność z każdej strony za „Potop” – co stało się dosyć na około, bo było sposobem na cenzurę ingerującą w dzieła o tematyce współczesnej, więc stąd wziął się pomysł na ekranizację konfliktu z 1655 roku. I jakby tego było mało, nakręcił drugą adaptację „Znachora”, która do dzisiaj jest pokazywana kilkanaście razy do roku w telewizji.
Tyle wiedziałem przed przyjrzeniem się innym jego filmom. I tyle też wiem po ich obejrzeniu, a przynajmniej to są nadal te najważniejsze punkty. Teraz wiem, że we współpracy ze Skórzewskim nakręcił więcej filmów, w tym „Trzy kroki po ziemi”, czyli zbiór trzech noweli zaangażowanych – z czego trzecia jest tak głupia, że to najgorsze, co Hoffman w mojej opinii nakręcił. Przynajmniej głupia w przezabawny sposób: jak wam powiem, że będziecie mieć ubaw oglądając perypetie pani lekarz śpieszącej się do umierającego pacjenta, to mi nie uwierzycie, ale tak właśnie jest. „Wedle wyroków twoich” ma ciekawą strukturę narracyjną – towarzyszymy małej dziewczynce pochodzenia Żydowskiego, która ucieka przed Niemcami i spotyka po drodze nowych ludzi, którzy mają wobec niej różne nastawienie. Dzięki temu przez ekran przewija się milion świetnych aktorów, ale jednak dramaturgicznie film w ogóle nie działa. Dobrze tylko, że taki film – pokazujący, jak Polacy pomagali Żydom i ryzykowali życiem – też powstał. Pewnie powstało ich więcej, ale jakoś nie stanowią kanonu polskiej kinematografii. A „Piękna nieznajoma” to już film swoich czasów – zmiany ustrojowe i cholera wie, co robić. Całe polskie kino się pogubiło i przestało być potęgą na skalę światową. Hoffman zdecydował się wtedy kręcić adaptację Tołstoja z Nikitą Michałkowem, która nie ma jednoznacznego stosunku do nowej Rosji, ale podkreśla tu i tam jej przeszłe osiągnięcia. Z tego wszystkiego cieszę się tylko z odkrycia „Jarmarku cudów”. Prawdziwa kapsuła czasu i pokaz, że ludzie zamiast ciągnąć ślepo do nowoczesności i miasta, wolą w weekend wybrać się na jarmark i doświadczyć tej samej rozrywki, która bawiła w czasach ich babć i dziadków. I ta energia wybija się nawet dzisiaj.
Później dokończył trylogię Sienkiewicza, co spełniło oczekiwania finansowe i frekwencyjne (Kałużyński ocenił jednak, że starano się usunąć z niej wydźwięk antyukraiński, przez co zepsuto całość – wydźwięk ten pozostał, przez co w późniejszych latach zarówno Ukraina jak i Rosja nakręcili swoje wersje tych wydarzeń, oba o wydźwięku antypolskim), oraz „Starą baśń” i „1920: Bitwa warszawska”, którą pamiętam szczególnie za recenzję w „Filmie”, która starała się być z całych sił pozytywna, że z małymi kamerami biegali pomiędzy aktorami podczas scen bitewnych… I ocena, 4/6. Widownia zapamiętała tancerkę z telewizji, której dali aktorską karierę i w jednej scenie strzelała z karabinu. Od tamtego czasu cisza w karierze Hoffmana, który niedługo będzie mógł świętować setne urodziny. Udowadniać nic już nie musi, w historii się zapisał i ta gorsza strona kariery została już chyba teraz zapomniana. Losy tego człowieka są dowodem na poparcie tezy, że liczy się przede wszystkim to, co zrobiło się dobrze. Za to się będzie pamiętanym. A może to tylko ludzie z jego czasów będą mieli takie szczęście?
I zapamiętać: w Toruniu na rynku Nowomiejskim znajduje się rzeźba wozu z dobytkiem upamiętniająca „Prawo i pięść”. Jak tam wpadnę w listopadzie przy okazji Camerimage, to dorysuję kutasa.
Obecnie Jerzy Hoffman znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #156
Top
1. Znachor
2. Prawo i pięść
3. Potop
4. Jarmark cudów
5. Gangsterzy i filantropi
6. Pan Wołodyjowski
7. Ojciec
8. Wedle wyroków Twoich
9. Trzy kroki po ziemi
10. Piękna nieznajoma
11. 1920: Bitwa Warszawska
Ważne daty
Prawo i pięść (1964)
Polska zaraz po wojnie. Andrzej był w kilku obozach koncentracyjnych i teraz nic przy sobie nie ma. Nawet kartki papieru potwierdzającej, że jest tym, za kogo się podaje. Ma co prawda jedno – poczucie, że działać trzeba, gdy widzi tego potrzebę. Jak atak kilku osób jednocześnie na jednego pomiędzy wagonami. Może to i trochę zbyt wyraźnie ukazane, ale wtedy i tak raczej autorzy nie mogli się spodziewać, że tworzą lokalnego Clinta Eastwooda – bo kto go tu oglądał, kto w Polsce znał Sergio Leone? Kogo z twórców można by podejrzewać o inspiracje do tworzenia własnego Człowieka Znikąd w kraju, który powinien zacząć podnosić się po tragedii wojny – a zamiast tego z każdej strony tylko ludzie, którzy nie są zainteresowani budowaniem, a nachapaniem się póki pozostawione bogactwa są niczyje, a niemieckie plakaty i dekoracje wciąż wiszą w budynkach, które kiedyś były Polskie. Nawet kobiety szukają sukienek po kochance Hitlera, tylko jeden Andrzej ma jakieś poczucie mówiące mu, że takie działanie nie jest właściwe. I dołącza do ludzi twierdzących, że jadą zabezpieczyć miasto.
Tradycyjnie dla ówczesnego kina Polskiego, tylko echo doświadczeń z Niemcami jest tutaj ukazane jako negatywne. Związek Radziecki w ogóle się nie pojawia. Obraz Polski z kolei sugeruje kraj, który sam się nie podniesie i potrzebuje pomocy z zewnątrz. Nie są to znaczące sygnały i symbole, ale wtedy wystarczały i pozwoliły zaistnieć filmowi z wyrazistym bohaterem, zagranym przejmująco przez Gustaw Holoubek – jego świadomość każdego słowa, jakie wypowiada, jego oczy błądzące i szukające tych słów, ta twarz człowieka, który się poddał i nie robi mu różnicy, czy jeszcze żyje. Ma życie i jest gotów je oddać za to, w co wierzy. To kino przygodowe, może wręcz akcji, z dużą dawką dramaturgii podszyta filozoficznymi postaciami głośno próbującymi znaleźć sens w otaczającej rzeczywistości oraz własnym zachowaniu. Film przedstawia życie po tym, jak wojna się skończyła, ale jeszcze przed tym, co było po wojnie. Napięcia międzyludzkie, brak zaufania oraz jego istotność. Moment, gdy Wschód Europy był dosłownie dziki, zanim przyszła cywilizacja w postaci ZSRR i zaprowadziła porządek, tak bardzo potrzebny, jak pokazują w tym filmie. Całość kończy się chyba największą sekwencją strzelaniny w historii rodzimego kina, są nawet akrobacje – strzelec po opróżnieniu magazynka robi przewrót w tył, protagonista skacze po dachach, atmosfera osaczenia została sfotografowana doskonale.
W finale ostatni przeciwnik pada na niemiecki plakat i zrywa go nieumyślnie, tylko siłą swojego ciężaru. Ciężarówki z dobrami i tak odjeżdżają, bo ostatni żywy nie chce dla nich zabijać – on tylko chce coś mieć od życia po tym, jak przeżył piekło w niemieckich obozach koncentracyjnych. Milicja zjawia się może trochę za późno, ale i służy słowem podziękowania – oraz przekazuje kolejne, o nagrodzie za walkę w imię powszechnego, wspólnego dobra. To wszystko mogło przejść, bo wystarczyły tylko słowa oraz oblicze pana Holoubka, tak bardzo pełne wątpliwości, tak bardzo w imieniu wszystkich zgromadzonych, poprzez czas i przestrzeń, tak wtedy jak i dzisiaj.
Trzy kroki po ziemi (1965)
Ojciec (1967)
Ilekroć słyszę slang w kinie, to podchodzę do niego z rezerwacją – może i niektóre zwroty w tym filmie były używane przez młodzież („Wapniak” na ojca, „Lecę ze szkoły” na wydalenie), ale pewnie dużo wcześniej, niż powstała ta produkcja. Z całą pewnością jednak uchwyciła ona coś innego – wychowanie dzieci bez bicia, później zaczęto to nazywać: „bezstresowym”. I krzywe spojrzenie starszego pokolenia, które widzi nowych młodych i tylko ręka ich świeżbi, aby jednemu z drugim przyjebać.
Chciałbym tutaj widzieć żart ze wszystkich i z każdego po równo. To nie jest jednak aż tak ambitne, ale trochę muszę przyznać, że jest: prawdziwym bohaterem jest ten „przybrany” ojciec i jego decyzja, co zrobić, kiedy widzi całość sytuacji, w jakiej się znalazł. Można powiedzieć, że na tę krótką chwilę stał się ojcem i nauczył młodego, że pieniądze nie kupią wszystkiego.
Najnowsze komentarze