Ostatnio obejrzane i polecane – sierpień ’24
W sierpniu byłem na Octopusie oraz wróciłem do kilku filmów, które zachwyciły mnie bardziej, niż lata temu. Oto pięć filmów z sierpnia '24, które polecam najbardziej
Duży („Big”, 1988) Siła filmu leży właśnie w tym, że pamięta o takich momentach: o telefonie do mamy, o tym, że nasz protagonista boi się spania w nowym miejscu. To nie tylko głupi wyraz twarzy albo słowne żarty, ale cały język ciała oraz takie sytuacje życiowe, jak pierwszy nocleg. Świetnie też poprowadzono wiele ryzykownych motywów – jak choćby Josh wpadający w oko pewnej kobiecie. Naturalnie wypada też morał: „Im a kid!; – And who isn’t?”. Koncept filmu można wyśmiać na wiele sposobów i twórcy nie mają z tym problemu – bo gdy przychodzi co do czego i oglądamy finałową scenę, to nie wiemy, co mamy czuć. Nie wiemy, co zrobilibyśmy na miejscu bohaterów albo co moglibyśmy im doradzić, gdyby zapytali nas o zdanie. Nie wiemy, co jest właściwe. To jest oznaka wysokiej sztuki. Możemy nawet nie oglądać samego filmu, tylko pojedyncze kadry z końcówki, zobaczyć tych aktorów w kontekście będącym dla nas zagadką – i tak rozpoznamy w tym sztukę. Piękny, piękny film. Zabawny, zabawny film.
Zjadacz ptaków („Birdeater”, 2023) Poziom montażu, muzyki, zgrania tego drugiego z rytmem tego, co widzimy – każdy detal był tutaj na swoim miejscu. Trudno mrugać podczas seansu, zresztą nawet niektórzy aktorzy nie mrugają, gdy są na długim ujęciu, w którym następuje powolny, intensywny i bezlitosny zoom na ich twarz. To jest ten poziom aktorstwa, gdzie człowiek zapomina, że widzi fikcję. Nie, ja widziałem prawdziwych ludzi mających problemy i czekałem na to, jak je rozwiążą, jakbym pierwszy raz oglądał cokolwiek w swoim życiu. Ten film ma w sobie wszystko, co uwielbiam w kinie. Grupę bohaterów, którzy będą mieli ze sobą niewiarygodny pojedynek na słowa. Czarny, abstrakcyjny humor. Zagadkę, która sprawia, że człowiek może obejrzeć film jeszcze raz. Prawdopodobnie na różnych etapach życia wielu widzów inaczej będzie odbierać tę produkcję. Ludzki pierwiastek, który pozwala odbiorcy poszukiwać samemu moralnego punktu filmu. Właściwie finał dopiero uświadamia, że ktoś tu jest antagonistą. Może nawet więcej niż jedna osoba. Do tego wydarzenia mające miejsce w ciągu jednej nocy. Nocy, którą każdy zapamięta. To naprawdę trzeba zobaczyć samemu. Obejrzeć samemu. To, co sprawia, że ten film jest filmem, jest tutaj tak genialnie zrobione, że naprawdę nie ma co wierzyć w słowa, którymi ktokolwiek próbował oddać ten film.
Bezdroża („Sideways”, 2004) O jechaniu, piciu wina, depresji, przyjaciołach, kobietach, seksie, golfie. O spontaniczności życia i jego małych momentach. Dwoje przyjaciół jedzie na tydzień poprzez kalifornijskie plantacje winne, aby odpocząć przed weselem jednego z nich. Trochę to wieczór kawalerski, zanim wejdzie się w związek na całe życie, a trochę to bardzo potrzebny odpoczynek od życia, którego nie chce się prowadzić. Jeden jest relatywnie rozpoznawalnym aktorem, drugi uczy angielskiego w szkole podstawowej i napisał książkę wyczekującą akceptacji wydawnictwa. Jeden wchodzi w związek małżeński, drugi jest po rozwodzie i nieszczęśliwym małżeństwie, które sprawiało, że czuł się malutki. Znają się od czasu studiów, kiedy tak wypadło, że byli w jednym pokoju. I jest między nimi autentyczna przyjaźń, wsparcie oraz koleżeństwo. Bros before hoes, ale jednak cockblocking jest niedozwolony. Szczerość, ale we właściwym momencie. Zrozumienie, ale nawet i bez niego będzie jakaś forma wsparcia.
Speed (1994) Ten film naprawdę nie zatrzymuje się ani na chwilę – nawet gdy Jack w końcu pojawia się na pokładzie autobusu, jeden z pasażerów okazuje się przestępcą. Wyciąga broń i chce się bronić przed czymś, co w ogóle nie ma związku z bombą – w efekcie wynika szamotanina, kierowca zostaje postrzelony i musi zostać zastąpiony przez kogoś mniej doświadczonego. Bohaterowie nie mogą złapać oddechu, cały czas muszą być na baczności i muszą kombinować – jak utrzymać prędkość, jak przeżyć, jak rozbroić bombę, jak uratować ludzi bez ryzykowania ich życiem. Nic nie jest tutaj osiągnięte na stałe poza finałem. Każda trudność jest tutaj eksplorowana, łącznie ze zbyt gwałtownym skrętem maszyny o takich rozmiarach – przy prędkości 50 mil/h. Wszystko jest tutaj wystarczająco wiarygodne jak i realistyczne (policja służy za eskortę i układa plan podróży, żeby autobus miał miejsce), ale też zachowano filmowy rozmach i atrakcyjność (straty dla miasta w kwestii rozwalonych po drodze pojazdów i innych obiektów będą astronomiczne). Nie ma tutaj czasu do stracenia i to widać też podczas przekazywania sobie różnych informacji pomiędzy bohaterami. Odkrywają coś razem z nami i teraz musielibyśmy słuchać tego drugi raz, gdy przekazują to między sobą – ale tak właśnie nie jest. Scenariusz jest tak skonstruowany, żeby w naprawdę pomysłowy sposób obejść banalne rzeczy, od których współczesne kino akcji nie umie odejść. Ogólnie dużo tutaj rzeczy, które współcześnie byłyby wykonane inaczej – i dużo gorzej. „Speed” angażuje zmysły, w historię tych ludzi, w sukces przedsięwzięcia. Mało jest tak satysfakcjonujących momentów w kinie, niż gdy wszyscy zakładnicy dają radę bezpiecznie opuścić autobus.
Mucha (1986) Żaden znany mi film nie poszedł tak daleko z użyciem kostiumów, makijażu, praktycznych efektów specjalnych. Teoretycznie to jest dosyć skromny, kameralny film – mała ilość lokacji (w zasadzie jedna główna, reszta pojawia się raz), czworo głównych aktorów (z czego dwoje mają tylko kilka scen) – a jednak rozmach jest przepotężny. Nawet jak trzeba było nakręcić scenę, w której bohater przebija ścianę, to tak właśnie zrobiono. Żadnych półśrodków. Progres przemiany jest jednocześnie konkretny co każdą scenę, ale jednocześnie można przysięgnąć podczas seansu, że jakieś drobne zmiany nakładano nawet pomiędzy ujęciami w obrębie jednej sceny. Wynalazki bohatera wyglądają wiarygodnie – jak coś, co mogło wtedy faktycznie działać. Scena gimnastyki też przecież nie była niezbędna, ale ją zrealizowali – i robi niesamowite wrażenie! Wszelkie ujęcia chodzenia po ścianach też dałoby się obejść, ale je zrobili – i dodają mnóstwo do tej historii. To nie tylko główne kostiumy, ale wszystko wokół nich zostało zrealizowane bezbłędnie. Cała dusza tego filmu wyrażona w pustawych, ciemnych i zasyfionych uliczkach pasuje do tej historii, jakby jedno wynikało z drugiego, jakby taki bohater mógł żyć tylko w takim świecie, w takim środowisku, w takich czasach – technologia umożliwia niezwykłe rzeczy, płaci się za nią ile tylko trzeba i dopiero potem przychodzi refleksja: czy było warto?
Najnowsze komentarze