Nip/Tuck (2003-10)

Nip/Tuck (2003-10)

27/01/2025 Opinie o serialach 0
bez skazy 2003 nip/tuck

Trudne tematy, rewelacyjni bohaterowie, rewelacyjne scenariusze. Na minus tylko telenowela.

5/5

Tytuł ze złotej ery seriali telewizyjnych. Trochę mi tego brakuje. Oto mamy solidne miejsce akcji (gabinet chirurgii plastycznych – i jestem przekonany, że w wielu momentach naprawdę nagrano jakąś prawdziwą operację!), co tydzień nowy pacjent z nową historią, często idącą w jakiś trudny temat (zmiana płci, przemyt narkotyków w implantach piersi, korekcja nosa jako wspomnienie po gwałcącym ojcu) opowiedziane w formie naprawdę zdolnych scenarzystów, do tego rewelacyjni protagoniści będący w ciągłej przyjaźni oraz konflikcie, skaczący sobie do gardła i wspierający się w każdym odcinku. Jest tutaj jakaś spójna linia fabularna, można to oglądać na wyrywki, ale jednak jest pewne wynagrodzenie, jeśli ogląda się to ciągiem, zna się życie tych postaci.

Poziom scenariuszy to jednak trudny do określenia poziom. Z jednej strony – postaci, konflikty, dramaturgia: wszystko tutaj jest na złoto, naprawdę. Dialogi w wielu momentach zachwycają doborem słów oraz ogólnym poziomem dojrzałości, tym co twórcy wtedy mają do powiedzenia. I faktycznie jest tutaj zaprezentowany pewien poziom wiedzy o chirurgii plastycznej zarówno od strony technicznej, jak i wyższej świadomości moralnej, którą takie osoby biorą na barki. Czy wolno im zrobić operację plastyczną na bliźniaczkach, które w końcu chcą różnić się od siebie? Czy wolno im wykonać operację na otyłej osobie żyjącej w iluzji, że taki zabieg wszystko zmieni? Czy wolno im rozdzielić bliźniaki syjamskie albo utrzymać przy życiu jedno, gdy drugie umrze na stole? Zmiana płci i wszystkie inne tematy, przez które 20 lat później serial byłby skreślony na starcie za bycie „woke”, nie są tutaj najtrudniejsze, ale też przypominają, dlaczego obecnie widownia unika kina je podejmującego. Nip/Tuck nie robi tego, żeby się wybić – to jest po prostu interesujący punkt wyjściowy i jesteśmy ciekaw, jak dana sytuacja się rozwinie. Nie oglądaliśmy tego wcześniej, nie znamy tego świata, tych ludzi, nie mieliśmy takich problemów, a ten serial je nam przybliża – ale pociągnięty dalej jest przez zdolnych, wykształconych scenarzystów, a nie tylko… „użyty”.

Z drugiej strony scenarzyści nadal tworzą tutaj serial, który musi trwać tyle sezonów, ile tylko będzie zamówione. Więc idą właśnie z pomysł stereotypowego latynosa gangstera, który terroryzuje bohaterów, zmuszając ich do operowania dziewczyn, które przemycają narkotyki wewnątrz implantów zaszytych w ich biustach. To jest ta męcząca część seansu. Jest też wiele momentów, kiedy serial jest bliski bycia genialnym i dennym jednocześnie. Widzicie: jest taki odcinek, gdzie bohaterowie rozważają rozbicie działalności, każdy idzie w swoją stronę. I kogo w tym odcinku operują? Bliźniaków syjamskich. I to jest genialne, ponieważ daje możliwość mówienia o jednym (rozdzielenie pacjentów) jak i drugim (rozdział przyjaźni) jednocześnie, dając bohaterom perspektywę do namysłu. Z drugiej… Cholera, to jest tak naciągane, że klękajcie narody. Trzeba mieć w sobie sporo buty, żeby porównać rozpad przyjaźni do rozdzielenia dwóch ludzi dosłownie zżytych od urodzenia – to jednak tego typu serial.

To przychodzi w pakiecie i trzeba akceptować, co robiłem z radością. Świetnie ogląda się tych aktorów, ich bohaterowie mają wspaniałą głębię oferującą bycie skomplikowanymi ludźmi, którzy równie często popełniają błędy co nie. Byłem ciekawy, co przyniesie kolejny odcinek i cieszyłem się, że oto odkryłem nowy, wielki tytuł… A potem włączyłem drugi sezon i… Co ja oglądam? W sensie nadal tam jest coś dobrego, ale… 16-letni Matt będący w związku z matką swojego rówieśnika? I to kończy się całowaniem Matta z tym synem? Baba okazuje się chłopem po zmianie płci? Sean i Christian idą razem do łóżka (trójkącik)? Dziecko Seana to w rzeczywistości dziecko Christiana? No pogięło was? Teraz – pomimo mojej sympatii do tych postaci – czuję, że tracę życie na oglądanie tego dalej.

I lepiej na tym skończę…?