Filmografia Nicka Parka

Filmografia Nicka Parka

12/09/2018 Opinie o filmach 0
Nick Park

Nick Park to czterokrotny zdobywca Oscara – trzy dostał za krótkie metraże animowane, czwarty został mu przyznany już za pełny metraż. Najbardziej jest znany z tytułów o przygodach Wallace’a i Gromita – poklatkowych animacji pełnych brytyjskiego humoru.

Poniżej omawiam wybrane tytuły filmografii Nicka Parka. Łącznie widziałem siedem tytułów. Lista pięciu najlepszych prezentuje się następująco:

1. Creature Comforts
2. Kwestia tycia i śmierci
3. Klątwa królika
4. Uciekające kurczaki
5. Wściekłe gacie

Wallace chce ser. Zamiast jednak pójść do sklepu, wymyśla sobie podróż na księżyc, bo w końcu ten jest zbudowany z sera. Lecą tam, Wallace próbuje zjeść kawałek księżyca i nie smakuje mu jak żaden inny ser, który w życiu próbował. I to jest jedyny żart w całym tym krótkim metrażu! Potem jeszcze spotykają zagrożenie na Księżycu, ale to tak naprawdę jedynie wypełnienie, żeby tytuł nie skończył się za szybko. Ponadto animacja wyraźnie odstaje od późniejszych prac studia, zarówno w dziedzinie tworzenia kukiełek jak i animowania ich ruchów czy gestykulacji. „Podróż na księżyc” to tytuł wolniejszy i mniej atrakcyjny, a sam w sobie wywołujący jedynie wzruszenie ramion. Włączyłem, obejrzałem – i co z tego?

Tutaj fani duetu są brania z zaskoczenia. Zamiast radosnej komedii twórcy oferują gorzką opowieść o rozstaniu. Wallace znajduje nowego przyjaciela w postaci milczącego pingwina, a Gromit czuje, że zabrakło dla niego miejsca. To melancholijna część, w której nawet oglądamy płaczącego psa – dla młodszych widzów to musi być ciężki moment! Komedia przychodzi w drugiej połowie, kiedy to okazuje się, że pingwin ma złe zamiary i planuje wykorzystać Wallace jako maskotkę w swoim diabolicznym planie… Wszystko prowadzi do finału prawdziwie rewelacyjnego, w którym udział bierze na pierwszym planie kolejka-zabawka, a podróż nią to kluczowy element potrzebny, żeby wygrać i uratować przyjaźń.

Po prostu średnio na jeża. Wszystko w tym krótkim metrażu jest przyzwoite, zadowalające i tyle. Oferuje te same atrakcje co wcześniejsze tytuły: zabawny dubbing i animację oraz bohaterów w formie, którą pokochaliśmy. Dla fanów pozycja obowiązkowa, reszta będzie się nieco lepiej bawić dopiero podczas punktu kulminacyjnego. Krótkiego, ale robiącego swoją robotę… Cóż, to właśnie „Golenie owiec” w pigułce.

Wallace i Gromit mimo wszystko należą do świata krótkich metraży. Przynajmniej jeśli chodzi o tę próbę. Nie jest to w żadnym razie zły film – gdy widziałem go w kinie prawie dwie dekady temu, to bawiłem się naprawdę dobrze. Teraz oglądam to znając więcej animacji Nicka Parka i jednak czuję, że każdy segment trwa trochę za długo. Wręcz od samego początku, kiedy kamera krąży po ścianach przybytku głównych bohaterów, kiedy oglądamy ich zdjęcia i inne dekoracje… Przez jakieś pięć minut, wydaje się – co już samo w sobie brzmi na opening do filmu Tarkowskiego, a nie animację ku rozrywce najmłodszych, bawiąc ich cudacznymi wynalazkami oraz poczuciem humoru. Zanim w ogóle jakaś fabuła się rozkręci, to będziemy mieć za sobą 1/3 filmu.
 
Wallace i Gromit pracują tym razem w branży pogromców królików, bo zbliża się święto warzyw i każdy mieszkaniec chce wyhodować największe coś: dynię, cykorię i inne. Przy okazji Wallace chce zaimponować swoją skutecznością przed miejscową hrabiną, o której wdzięki walczy też pyszny konkurent. I to wszystko się połączy, kiedy na terenie zacznie się panoszyć naprawdę groźny królik.
 
Nawet biorąc pod uwagę pewien zwrot fabularny, to nadal jednak jest to przewidywalna historia. Solidna, ale dająca to, co już znamy niemal na pamięć, przez co też nie daje satysfakcji. Na dodatek jest wolna, byle tylko wypełnić czas. Voice acting nadal jest czarujący, animacja sama w sobie dostarcza mnóstwo zabawy. Jednym słowem: dostajemy tyle, co w krótkim metrażu, ale w ramach trzykrotnie dłuższego czasu. Nadal lubię Gromita oraz obserwowanie wynalazków w ruchu, ale nie ma tu nic, do czego chciałbym wrócić jeszcze raz. Przyjemny seans na raz.

Rewelacja! Od początku czuć, że to tytuł wypełniony atrakcjami. Tym razem główny duet jest w biznesie piekarniczym: z domu zrobili młyn, z dostarczania pieczywa sport ekstremalny i wszystko wydaje się iść dobrze. Do czasu, aż Wallace się nie zakocha. Festiwal znakomitych pomysłów, chociaż humor żeni się tu zbyt często z dreszczykiem grozy – co uznaję za zaletę. Cenię to sobie zresztą w tych animacjach Parka: plansze z tekstami przywodzące na myśl horrory z lat 30., budowanie napięcia na kontrowaniu zbliżającego się zagrożeniu i nieświadomości Wallace’a, jak wtedy na wadze przybiera muzyka, cienie, strach w oczach Gromita… Kwestia tycia i śmierci ma w sumie wszystko, za co lubię duet głównych bohaterów i animacje z nimi.