Michael Haneke

Michael Haneke

27/10/2019 Opinie o filmach 0

Working with me is more fun than watching my films.” – Michael Haneke

Reżyser, który nie eksploruje, nie pochyla się, nie stara się zrozumieć – on chce tylko pierdolić. Są chwile gdy wątpię, aby spotkał on w życiu człowieka. Albo był tak zaślepiony tezą, że już nic poza nią nie widział. Nie stara się on niczego zrozumieć, wykorzystuje tylko cynicznie okazję na przedstawienie swojej wizji świata, Artystyczne zabiegi są jedynie wymówkami ukrywającymi nieudolnie fakt, że reżyser nie ma nic do powiedzenia. Najwyraźniej nienawidzi świata, w którym żyje, i możliwości, jakie on oferuje. Czuję się brudny po kontakcie z jego obrazami. Haneke ma tezę i powtarza ją od lat, że problem jest wśród innych i tego, jak oni postrzegają sztukę i rzeczywistość. Nie ma na nią żadnych dowodów, więc kreuje sztuczność, żeby w niej te dowody znaleźć. I tylko po to kręci filmy. Tylko po to się je ogląda.

Siódmy kontynent (1989)

2/5

Wulgarny, cyniczny, nie ma nic do powiedzenia, z głupimi bohaterami. Idealny debiut, muszę przyznać.

Debiut pełnometrażowy Haneke – tytuł oparty o historię rodziny, która popełniła samobójstwo grupowe. Ich bliscy nie wierzyli, że sami się zabili, więc zaczęli szukać mordercy, którego nigdy nie znaleziono. Historia jakby skrojona dla Haneke – może eksploatować ją, oskarżyć telewizję o wszystko, przedstawić ludzi z depresją jako skończonych wariatów mordujących zwierzęta, dzieci, demolujących otoczenie z pogardą dla całego świata.

Kreatywność Haneke w pokazywaniu codzienności kończy się na pokazaniu wypakowania zakupów. Głupi bohaterowie też się przydają. I jeszcze ten tytuł, żeby można się było poczuć mądrym i zrozumieć tę metaforę. Dno dna, ale całkiem udanie zrealizowano drugą połowę i metodyczną destrukcję. 

Michael Haneke

Obecnie Michael Haneke znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #241

Top

1. Biała wstążka
2. Miłość
3. Benny’s Video
4. Ukryte
5. Siódmy kontynent
6. 71 fragmentów
7. Pianistka
8. Zamek
9. Funny Games

Ważne daty

1942 – urodziny

1965 – urodziny syna

1974 – debiut telewizyjny

1983 – małżeństwo

1989 – debiut kinowy, śmierć ojca

Benny's Video (1992)

2/5

Muszę przyznać: jakby zmienić reżysera i skrócić film do godziny, wtedy mogło z tego coś udanego wyjść.

Nie lubię filmów Haneke, ponieważ one naginają rzeczywistość. Czuć, że reżyser ma wizję świata i tworzy filmy po to, aby tę wizję uwiarygodnić. Jeśli więc oglądasz jego filmy i masz jakieś własne zdanie na temat, który jego film podejmuje, to seans ten ma tyle sensu, co przekonywanie pseudo-dziennikarzy, że gry nie tworzą morderców.

Benny’s Video to kolejny film, w którym gapimy się na telewizor. Wiemy, kim jest reżyser, więc wiemy, co to gapienie się ma wyrazić. Ponownie nie ma tutaj dyskusji, jedynie teza, ale przyznaję: Benny’s Video miało potencjał. Mogło być udaną produkcją. Gdybym nie wiedział, kto to reżyseruje, i gdyby skrócić film do godziny i zamknąć wszystko na scenie, gdy rodzice oglądają tytułową taśmę – wtedy mógłbym dać 5/10. Może nawet 6/10. Gdyby ujęcie na telewizor nie było tylko typowym Hanekowym pierdoleniem, gdyby wyciąć głupotę ostatnich 30 minut, gdyby ten film był otwarty na widza i miał go skłonić do przemyśleń – wtedy mógł być to tytuł udany. Były w nim interesujące tematy warte eksplorowania, zagadkowe sceny warte pochylenia się, a nawet narrator chcący najwyraźniej coś zrozumieć. Reżyserem był jednak Haneke, a ten nie chce żadnych z tych rzeczy, on chce tylko pierdolić. Do tego stopnia, że nawet nie interesuje go, co się dzieje w jego własnym filmie – on tak mocno wciska swoją tezę, że nawet nie widzi rozbieżności. Pod koniec filmu ojciec pyta tytułowego bohatera: „Dlaczego to zrobiłeś?”, a on odpowiada: „Chciałem zobaczyć, jak to jest”… Serio, czy my w ogóle oglądaliśmy ten sam film? Czy on był kręcony od tyłu? Czy może Haneke po obejrzeniu tamtych scen zauważył, że można je interpretować kompletnie inaczej, więc potem dopisał to zakończenie, byle tylko była pewność co do wszystkiego?

I to jest całkiem prawdopodobne, bo ostatnie pół godziny jest metodycznym mordowaniem tego filmu. Nie wiadomo, gdzie on zmierza, kolejne sceny stają się zbędnymi wypełniaczami, a bohaterowie zachowują się idiotycznie. Do tego stopnia, że zaczynam wątpić, by Haneke kiedyś drugiego człowieka na oczy widział. Albo był tak zaślepiony tezą, że już nic poza nią nie widział. Nie udowadniał jej, zamiast tego powtarzał ją w kółko. Nie zbudował wiarygodnego świata i bohaterów, których można zrozumieć albo cokolwiek powiedzieć na ich temat. Wiemy tylko, że oglądali telewizję, a telewizja to zło. Wiemy, że byli względnie zamożni, a Haneke nienawidzi zamożnych ludzi.

Taki film sprowadzony do wyrażenia tych dwóch myśli. Jakie to smutne!

71 fragmentów (1994)

2/5

Kreatywna pustynia. Plus za scenę bicia żony przy obiedzie, bardzo zabawna! Dwa razy obejrzałem.

W grudniu 1993 roku chłop wszedł do banku, zastrzelił kilka osób, by następnie zastrzelić siebie. Powody nigdy nie zostały poznane, więc jest to materiał idealny na film Haneke. Nie stara się on niczego z tego zdarzenia zrozumieć, wykorzystuje tylko cynicznie okazję na przedstawienie swojej wizji świata, robiąc z samotnych ludzi wariatów.

Haneke ponownie oskarża telewizję o sianie bierności w odbiorcy, ale nie ma nic innego do zaoferowania. W tym oskarżeniu jest tylko teza, nie ma dowodów, dialogów, zamiennika, czegokolwiek. Jego filmy nadal najlepiej się ogląda wtedy, gdy się je ignoruje, promując bierność. Za zaangażowanie odbiorca jest karany, wtedy zaczyna się denerwować na kreatywną impotencję, w której cieniu ten film powstawał. I nie tylko zresztą on. Artystyczne zabiegi są jedynie wymówkami ukrywającymi nieudolnie fakt, że reżyser nie ma nic do powiedzenia. Tytułowe fragmenty faktycznie są fragmentami, urwanymi w losowym momencie, przedstawiające losowe rzeczy, zrealizowane w losowy sposób. Dno dna.

PS. Bicie żony wyglądało tak:

MĄŻ: Kocham cię.
ŻONA: Co chcesz przez to powiedzieć? Dlaczego to powiedziałeś? Nikt tego nie mówi ot, tak, a szczególnie ty…!

I tak trwa ta jednostronna awantura, żona suszy mężowi głowę, a ten po długim milczeniu plaska ją wierzchem dłoni po okolicy podbródka, po czym… je obiad dalej. Żona przez chwilę chce wstać, ale zostaje, chwyta męża za rękę delikatnie i tak siedzą, jakby żona chciała powiedzieć: „Też cię kocham”. Naprawdę polecam obejrzeć od razu tę scenę jeszcze raz, nie mogłem przestać się śmiać. Ten policzek był jak wyczekiwana puenta dowcipu, istne cudo w kategorii złych-śmiesznych filmów. Zupełnie jak śmierć tego murzyna z Intruza (2013).

Zamek (1997)

1/5

Ekranizacja nieukończonej książki Kafki. Dla Hanekego artyzm jest wymówką dla lenistwa.

Opis twierdzi, że to historia człowieka, który został wezwany do tytułowego miejsca, jednak po przybyciu tam nie chcą go wpuścić. Biurokratyczne piekło, niezrozumiała sytuacja i… Jedno z niewielu filmów od tego reżysera, który ma jakąś atmosferę. Wyłącznie dzięki lokacji oraz pogodzie, ale podczas seansu naprawdę czuć chłód. Wielki plus za to.

Cała reszta na minus. Fakt ekranizacji niczego nie dodaje i wyraźnie nikomu nie zależało na włożeniu wysiłku w produkcję. Mówimy o przełożeniu treści jeden do jednego, z narratorem czytającym opisy z książki oraz wygłaszającym myśli postaci. To jest po prostu głupie, co tu jeszcze dodać? I co gorsza, film autentycznie się urywa – pojawia się napis, że w tym miejscu kończy się pierwowzór, więc najwyraźniej był to sygnał, aby iść do domu. Ja bym to wykorzystał na wiele sposobów, jako źródło kreatywnych pomysłów, może nawet meta-pomysłów, ale cóż, nie jestem Haneke. A on najwyraźniej nienawidzi świata, w którym żyje, i możliwości, jakie on oferuje. Czuję się brudny po kontakcie z jego obrazami.

Funny Games (1997)

1/5

Najbardziej niepotrzebne doświadczenie, jakie kino ma do zaoferowania.

Ten film jest jak pójście do szkoły, w której debil z ławki za tobą na przerwie bierze cię za rękę i uderza cię nią po twarzy, pytając przy tym: „Dlaczego się bijesz? Dlaczego się bijesz?”. Czujesz frustrację, wszyscy wokół się śmieją, nauczyciele nie reagują, dzień się kończy i nic z tego nie wynosisz.

A może jest to po prostu zamach na kino? Może Haneke liczył, że po projekcji widzowie będą domagać się śmierci filmów? Będą pałać nienawiścią do budynków i ludzi tam pracujących, tak jak to obecnie jest ze szkołami? Może.

Tak czy inaczej – film na jedną gwiazdkę. I tylko dlatego, że mniej nie mogę dać.

Ukryte ("Cache", 2005)

2/5

Kolejny film Haneke, który jest prawie udany. Gdyby tylko nie osoba reżysera, ta produkcja mogła pójść w naprawdę dobrym kierunku. Przez osobę reżysera poszła w kierunku… cóż, nawet nie pierdolenia, tylko zwykłego męczenia widza. Oto oglądamy dorosłych ludzi, którzy otrzymują kasety wideo z nagraniami ich domu. Nie wiedzą kto i dlaczego to robi, całe wydarzenie zaczyna mieszać w ich głowach, odkopując dawne wspomnienia i grzechy. Pomysł niemal na odcinek Pozostawionych, czego więc zabrakło? Cóż, jak zwykle u Haneke: bohaterowie są debilami, a poziomem swojej dojrzałości nie pasują nawet do istoty ludzkiej. Ich przeżycia są nic niewarte z tego powodu. Realizacja jest na granicy amatorki, jeśli za miarę profesjonalizmu przyjmie się szacunek widza do tego, co powinno – i jak powinno – mu się pokazywać, skoro już ten zdecydował się poświęcić twórcy swój czas. Niemal nic się tu nie dzieje, faktyczną zawartość starczyłaby na bardzo krótki metraż (chociaż mówimy o filmie trwającym prawie dwie godziny). Sam tytuł znany jest z jednego momentu taniego szokowania brutalnością, który jest tak tani i nieszokujący, że pod żadnym względem nie miał prawa mnie wybudzić (tak, film jest usypiający i chyba tylko tyle próbuje osiągnąć). Haneke zrobił wszystko, aby człowiek udający aktora udającego postać wyrządzającą sobie krzywdę był nudny – i to mu się udało. Dzień wcześniej skończyłem oglądać pięciogodzinny film złożony z samych rozmów – nawet nie dialogów filmowych, ale właściwie rozmów – i jakoś mogłem tego słuchać bez problemu. Bohaterzy Ukryte nie umieją zamienić ze sobą dwóch zdań, żebym niemal natychmiast stracił zainteresowanie tym, co mają do przekazania. Haneke ma tezę i powtarza ją od lat, że problem jest wśród innych i tego, jak oni postrzegają sztukę i rzeczywistość. Nie ma na nią żadnych dowodów, więc kreuje sztuczność, żeby w niej te dowody znaleźć. I tylko po to kręci filmy. Tylko po to się je ogląda.

Dwie gwiazdki za sam pomysł fabularny. Są filmy Haneke, które nawet pomysłu nie mają.