Michael Curtiz

Michael Curtiz

06/12/2017 Opinie o filmach 0

The next time I want an idiot to do this, I’ll do it myself!” – Michael Curtiz (podczas opierdalania asystentki – Mano nie bardzo umiał w języki)

Kapitan Blood („Captain Blood”, 1935)

4/5

Trochę długie, ale wypełnione pasją. Punkt kulminacyjny nie zawodzi. Errol Flynn wcielający się w główną rolę był bezbłędny!

XVII wiek. Doktor Blood leczy każdego, kto potrzebuje opieki. Nawet ludziom, na których władza poluje. W ten sposób trafia do niewoli, ale skoro jest biały, to film nie bardzo skupia się na tym motywie. Zamiast tego – jak tytuł wskazuje – sednem opowieści jest, co bohater zrobi po wyrwaniu się z łańcuchów.

Kapitan Blood stoi przede wszystkim dzięki występowi Errola Flynna, gwiazdy kina lat 30. Zasłynął on dzięki roli Robin Hooda w filmie z 1938 roku. Obie te postaci są do siebie podobne pod wieloma względami (awanturnik, szlachetny, czyniący złe rzeczy mając dobre intencje), ale to właśnie jako doktor wyrastający na pirata zalicza swoją rolę życia w mojej opinii. Trudno nawet znaleźć właściwe słowa by opisać jego postać inne niż… Prawilny. Jest po prostu pełen życia i roztacza wokół siebie pozytywną energię, jakby wszystko miało być dobrze.

To jest oczywiście klasyczne kino z Hollywood, pełna nadziei, ze szczęśliwym zakończeniem. Nie nastawiajcie się na liczne bitwy morskie czy pojedynki na szable. To jest ten okres, kiedy jeszcze nie bardzo wiedzieli, jak robić te pierwsze bez zabicia całej ekipy, a co do drugich – wtedy ukazanie śmierci na ekranie wciąż było odważnym posunięciem. Dlatego widzom pokazywano jedynie romantyczne wyobrażenie, a dzisiaj nie jest to równie mile widziane co wtedy. Z tego powodu wszelkie krwawe sceny nie wywierają na nas takiego impaktu jakiego byśmy mogli się spodziewać po klasycznej opowieści z gatunku płaszcza i szpady. I to nie tylko dlatego, że nie zawierają krwi.

Mając to wszystko wzięte od uwagę – punkt kulminacyjny spełnia oczekiwania, naprawdę. Tak, film jest trochę długi (praktycznie 2h trwa) i niepotrzebnie skupia się tak bardzo na pierwszej części historii – ale nie ma nic, co sprawi problem w oglądaniu. Za to finał dostarcza co najlepsze – abordaże, załoga działająca jak jeden mąż, wielkie okręty idące w kawałki. To jest film, w który nie tylko uwierzyłem, ale też chciałem wierzyć. Captain Blood to kino przygodowe, które zasłużyło na swoje pięć minut w historii kina.

Chcecie więcej?

Polecam Pan i władca: Na krańcu świata Petera Weira. Choćby za to, że bitwy morskie zostały przedstawione w złożony, skomplikowany sposób. Pokazano, jak skomplikowane jest prawidłowe ustawienie armat, jak ważne jest nastawienie żagli pod odpowiednim kątem i ile rzeczy dzieje się na pokładzie jednocześnie, żeby cokolwiek osiągnąć.

Aniołowie o brudnych twarzach (1938)

5/5

Tak napisanych filmów już po prostu nie ma. Kiedyś same tytuły filmów były intrygującą i skuteczną reklamą, aż chciało się je oglądać. Nie trzeba było znać aktorów ani fabuły, wystarczyło przeczytać tytuł i chcieć się dowiedzieć, co za nim stoi? Kiedyś ludzie wygłaszali na koniec imponujące kwestie, które idealnie wszystko podsumowywały tak, że nie dało się wstać na koniec. Chciało się wrócić na ten sam film do kina. W latach 30’tych, 40’tych, a potem ta sztuka umarła w jakiś sposób.

Nie mam zamiaru ukrywać, że to była rzadka sztuka nawet wtedy. „Aniołowie o brudnych twarzach” przebijają to, dokładając do magii tamtych czasów zaskakująco solidny scenariusz. Ta historia się rozwija w taki sposób, że samo jej oglądanie jest przyjemnością. Zaczyna się, gdy Rocky oraz Jerry są jeszcze mali i z pozoru niewinni, ale tak naprawdę już teraz stawiają kroki na ścieżce do kryminału. Ot, tak – po drodze natrafili na pociąg stojący na bocznicy. Weszli do środka, i to zostało zauważone. Musieli uciekać, Jerry’emu się udało, ale Rocky trafił do więzienia. W tym momencie ich drogi się rozeszły. Nadal pozostali braćmi, jednak Rocky co wyszedł, to znów wracał. Będąc już dorosłym, skończył odsiadywać wyrok 6 lat. Jerry w tym czasie został księdzem.

Gdzie prowadzi dalej ta historia? O czym ona opowiada? Narracja zwodzi oglądającego za nos, mieszając motywy, znane schematy i co chwila, obierając nowy kierunek. To było tak przyjemne, nie mieć najmniejszych podejrzeń, jaka będzie kolejna scena i postać, ani jak się to wszystko zakończy.

Z jednej strony, to historia gangsterska. Główny bohater chce od razu wrócić do nielegalnych działań. Gdy wraca jednak do domu, zajmuje się dzieciakami mieszkającymi w okolicy. A one znajdują w nim mentora. Też zajmują się drobnymi kradzieżami i mierzą wyżej. Aha, i jest tu jeszcze wątek romantyczny… Ujmę to tak: ten film jest tak bardzo męski, że dosłownie pierwsza kwestia, jaką Laury wypowie, będzie wyjaśnieniem tego, co akurat myśli. Jest w tym jakiś pierwiastek humoru, jednak nie da się ukryć, że – nawet jak na ówczesne standardy – Laury to jednowymiarowy przedmiot bez wiarygodnej osobowości.

Podobała mi się ta życiowa opowieść. Jak po wyjściu zza kratek zaczynał nowe życie, musiał znaleźć dom. Jak malutcy aktorzy naśladują manierę Jamesa Cagneya, jego gesty, a nawet sposób mówienia – chcą być jak oni. To, jak twórcy unikają pokazywania złych rzeczy, by nie podpaść cenzurze, ale wciąż udaje im się stworzyć opowieść mocną i z morałem. Rocky jest sympatyczny i nikogo nie zabija, nawet nie robi jakichś wyraźnie złych rzeczy – wtedy, gdy fabuła to uzasadnia. Wydaje się, że tutaj cenzura obrywa rykoszetem – nie chcąc epatować przemocą i nieprzyjemnymi widokami na ekranie, zaczyna przedstawiać złych ludzi jako porządnych ludzi. Im bliżej zakończenia, tym bardziej się to zmienia – bo fabuła to uzasadnia. W pomysłowy i satysfakcjonujący sposób. To produkcja wyjątkowa nawet jak na tamte lata. Widać, że postaci naprawdę dojrzewają, myślą nad pewnymi problemami i dostrzegają je w większym stopniu.

Michael Curtiz

Obecnie Michael Curtiz znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #133

Top

1. Casablanca
2. Aniołowie o brudnych twarzach
3. Przygody Robin Hooda
4. Kapitan Blood
5. Yankee Doodle Dandy
6. W kraju Komanczów
7. Białe Boże Narodzenie
8. Mildred Pierce
9. Powiew skandalu

Moje wyróżnienia

1942 – reżyser roku („Casablanca”)

1938 – reżyser roku („Aniołowie o brudnych twarzach” & „Przygody Robin Hooda”)

Ważne daty

1886 – urodziny Mano (Budapeszt, wtedy Austro-Węgry)

1890 – urodziny trzeciej żony (scenarzystka, m.in. Ben Hura z 1925)

1898 – urodziny pierwszej żony

1904 – urodziny drugiej żony (aktorka)

1912 – początek kariery aktorskiej i reżyserskiej (tworząc pierwszy film pełnometrażowy w historii Węgier)

1914 – Mano bierze udział w WWI po stronie Austro-Węgierskiej

1915 – pierwsze małżeństwo (aktorka, rozwód z Mano w 1923)

1925 – drugie małżeństwo (rozwód w 1926)

1926 – przenosiny Mano do USA, ostatni film nakręcony w Niemczech, pierwszy w Hollywood

1929 – trzecie małżeństwo (będą razem do jego śmierci)

1935 – początek współpracy z Errolem Flynnem (łącznie zrobią wspólnie 12 filmów – ale nie było między nimi przyjaźni, bo Mano nie miał problem z masakrowaniem koni na potrzeby filmów, Errol miał duży)

1961 – ostatni film

1962 – śmierć Mano (USA, nowotwór)

1969 – śmierć trzeciej żony (ostatni scenariusz w 1947 roku)

1989 – śmierć pierwszej żony (ostatni raz wystąpi w 1931 roku)

1994 – śmierć drugiej żony (ostatni raz wystąpiła w 1938 roku)

Yankee Doodle Dandy (1942)

4/5

Opowieść o człowieku imieniem George Cohan, który urodził się 4 lipca. Sporo czasu upłynęło, zanim się zorientował, że te fajerwerki to nie są z okazji jego urodzin. Razem z resztą rodziny był artystą, grał w trupie teatralnej. Jak dorósł, postawił wszystko na jedną kartę, aby tylko odnieść sukces jako twórca sztuk na Broadwayu.

Yankee… ma wymowę patriotyczną. Stany dopiero co przystąpiły do drugiej wojny światowej, potrzebowali rekrutów i pieniędzy, powstawały więc filmy o tym, że warto, bo będzie fajnie. Flagi wiszą w każdym kadrze, bohater spełnia amerykański sen jako indywidualista, ale nadal pozostaje częścią systemu, któremu ma się podporządkować. Wszystko jest tu na drugim planie do tego stopnia, że gdy wybuchła wojna na ekranie to dopiero po chwili zorientowałem się, że mówimy o pierwszej wojnie światowej. Gdy bohater mówi, że wojna została wygrana, to zdaje się, jakby mówił o drugiej, chociaż mówimy o 1942 roku i wojska Amerykańskie jeszcze do Europy nie dotarły. Jedna z najlepszych scen filmu to żołnierze z pieśnią na ustach maszerujący na front, śpiewających o wygraniu, które jest banalne, bo USA jest 10/10. Dumą z byciem obywatelem takiego kraju, za taki kraj warto umierać.

James Cagney sprawia jednak, że ten tytuł trzeba obejrzeć bez względu na wasz stosunek do tego, co napisałem powyżej. Nie znam prywatnych poglądów tego aktora – nie wiem, czy robił co miał w kontrakcie, czy faktycznie był patriotą sikającym w biało-czerwono-niebieskim kolorze, ale wnioskując z jego występu na ekranie, obie opcje są prawdopodobne. Gra z energią, jego występy sceniczne są świeże i na pierwszy rzut ignoranckiego oka prezentują prawdziwą klasę – naprawdę chciałbym zrozumieć, czemu zagrał w dwóch musicalach zaledwie, ale to temat na inne czasy. Teraz tylko dodam jeszcze, że najważniejsze są tu ostatnie minuty, kiedy Cohen cieszy się jako artysta z sukcesu swoich produkcji. Naprawdę uchwycono tu dumę twórcy z napisania piosenki, która potem była śpiewana przez tłumy ludzi.

Wciąż wtedy jest jednak obecny motyw patriotyzmu i altruizmu. Bohater jako artysta jest zapomniany, nikt go nie poznaje na ulicy, ale jego dzieło pomogło innym i w tym znajduje spełnienie. Obywatel jako część systemu i sługa – to nawet na koniec jest tu obecne. Przyznaję, wywołuje to we mnie sprzeczne emocje, ale wciąż mogę odbierać ten tytuł tak, jak chcę. Ponadto jest świetnie wyreżyserowany (Curtiz trzyma mocno tempo, szczególnie w drugiej połowie filmu), a w dokonaniu operatora wyraźnie widzę inspirację Obywatelem Kane (ta ostrość obrazu przy kilku planach!). Jest za co lubić ten tytuł, naprawdę.

PS George M. Cohen to faktyczna postać. Robił muzykę do tej produkcji!

PS 2 Mogli mimo wszystko odpuścić scenę, w której Cagney stepuje przed komisją wojskową, aby udowodnić swoją sprawność fizyczną.

Casablanca (1942)

5/5

II wojna światowa trwa. Victor Laszlo, przywódca ruchu oporu, ucieka do Ameryki – by to mu się udało, przybywa do Casablanki, gdzie Marsylianka miesza się z gestapowskimi mundurami. Razem z żoną odwiedza knajpę „U Ricka”, gdzie ma nadzieję dobić targu i kupić nielegalnie pozwolenie na wylot. Listy jednak zaginęły, a jego żona okazuje się mieć wspólną przeszłość z właścicielem lokalu.

Oglądaliście Adaptację, ten tytuł z podwójną rolą Mikołaja Klatki? Pamiętam, że kilka razy tam zaznaczono: „Casablanca – najlepszy scenariusz w historii”. Ja napiszę, że to jedno z najlepszych połączeń przeróżnych wątków w jedną opowieść. Tło stanowi prawdziwa wojna, opowiedziana jednak w sposób, który niewiele wyjaśniał, co tak naprawdę wtedy się działo w Europie. Na to jest nałożony wątek osobisty, dwoje ludzi zakochanych w sobie, z czego nic nie wychodzi – to w retrospekcji, bo w teraźniejszości jesteśmy w Casablance, kilka lat później. On otworzył klub i zaczął pić, a ona weszła tam, spośród wszystkich lokali na świecie… ale nie sama. I tu dopiero jest formalnie główny wątek – przywódca ruchu oporu, który musi się przedostać na drugą stronę oceanu, i potrzebuje pomocy. Żaden wątek nie wybija się ponad inne na stałe, tworzą całość i na końcu wszystkie są równie istotne jak na początku.

Druga rzecz, która w Casablance jest wyjątkowo udana to te drobne zakończenia. Momenty, gdy postać mogłaby nic nie mówić, scena mogłaby się kończyć z tym, co było, i nikt by nie powiedział, że czegoś jej brakowało. Ale za każdym razem robiono ten dodatkowy wysiłek, by na końcu usłyszeć takie teksty jak „To może być początek pięknej przyjaźni”*. W ogóle dialogi Casablanki to klasa sama w sobie.

A poza tym jest tylko klimat, spajający melancholię, nostalgię, ciężkie czasy i słońce w jedno, na czarno-białej taśmie i zadaszonej scenografii. Dzięki niemu jakoś umyka mojej uwadze, że „wielki romans” to tak naprawdę wydmuszka, a większość obsady to kopia Sokoła maltańskiego. Doskonale skonstruowane zakończenie, niczym cliffhanger, zachowujące ostatnie słowo do samego końca, czekające z ujawnieniem do odpowiedniego momentu.

Zadziwiające, ale najwyraźniej wszyscy twierdzą, że to film o poświęceniu. Ja napiszę, że to opowieść o dokonywaniu wyborów.

*kwestii zresztą wymyślonej już po nakręceniu filmu, Bogart musiał się wrócić i dograć ją w postprodukcji – jeśli wierzyć Wikipedii. Zresztą poczytajcie, co tam napisali o tworzeniu filmu, bo to równie ciekawe co on sam.

Mildred Pierce (1945)

2/5

Zabawny dramat o najgorszej matce Ameryki. Hollywood przedstawia biedę, ubaw po pachy.

Poniższy tekst powstawał wraz z oglądaniem. Myślałem, że to będzie tylko kilka przykładów, ale okazało się, że cały film to komedia, więc jakoś tak wyszło, że go streściłem. Miłej lektury. Jeśli jednak nie chcecie spoilerów – w takim razie wiedzcie, że jest to kino fałszywe, sztuczne i opowiada o skończonych idiotach, którzy rujnują sobie życie i niczego się na koniec nie uczą. Ich los jest jednak tak absurdalny, że śmiałem się na głos. Jak bardzo absurdalny? Tu już musicie przeczytać poniższy tekst…

UWAGA SPOILERY

Bohaterka rozwiodła się z pierwszym mężem, bo wydawała majątek na dzieci, nie mając na rachunki i życie. Nie podobało się to głowie rodziny, który nie pracował, więc zabrał przyzwoite ciuchy do przyzwoitego samochodu i odjechał. O alimentach nic nie było słychać. Wieczorem tamtego dnia córka przymierzyła sukienkę, prezent od mamy, po czym zwymiotowała na nią, bo nie była to najlepsza sukienka na świecie. Następnie ten bachor uroczyście przysiągł, że nigdy tej sukienki nie założy.

Wtedy matka pomyślała „O cholera, mój mąż miał rację. Czas strzelić sobie w głowę„. I to nie jest żart, serio miała w szufladzie rewolwer. Zamiast więc wrócić do męża i pogadać jak dorosła albo może zacząć wychowywać dzieci, ewentualnie mogła jeszcze zacząć sprzedawać majątek (poczynając od sprzedaży broni palnej), wolała wybrać samobójstwo. Wtedy jednak ktoś puka do drzwi. „No siema. Słyszałem, że jesteś wolna. Ruchasz się czy trzeba z tobą chodzić?”. Bohaterka odmawia, ale córka na to w ryk.

– Mamo, ale on jest bogaty, no weeeeź.
– Chcesz, żebym dawała dupy za pieniądze?
– No coś ty. Ja tylko chcę być bogata i mieć wyjebane na ludzi pode mną. A jak to osiągniesz to twoja sprawa.

To nasza bohaterka idzie do pracy. Scenarzyści tego filmu nigdy w pracy nie byli, więc ten etap zostaje zamknięty w następujących słowach: „Było ciężko, ale dałam radę„. Wracamy więc do domu, tutaj Mildred ukrywa przed córką fakt, że pracuje jako kelnerka, bo to według bachorów w każdym wieku jest poniżający zawód. Córka oczywiście o wszystkim się w końcu dowie i zapyta: „Krew też masz czarną?”. I nic, ale potem zasugeruje „Pewnie dlatego ojciec cię nie chce, bo chodzisz do pracy” i za to dostanie po pysku. Priorytety zachowane, nie mam wątpliwości. Jakie priorytety? Nie mam najmniejszego pojęcia.

Mildred oczywiście w płacz, bo uderzyła swoje dziecko, więc mówi: „Spoko, będziemy bogaci, tylko założę firmę„. I zakłada restaurację. Lokal oczywiście pierwszego dnia notuje tylu gości, jakby to była Copa Cabana i spodziewali się zobaczyć tam Maskę. Pieniędzy było tyle, że trzeba było pootwierać filie w innych miejscach Ameryki i następnie podbić świat. Na razie tylko ten, potem urlop i będzie można podbijać następne.

Po drodze jeszcze jedna z córek Mildred umiera na zapalenie płuc. Robi to bardzo szybko, delikatnie mówiąc. Od zachorowania do odejścia. Widziałem gości w „Pile„, którzy umierali wolniej, mając skręcony kark. Niezły żart…

…a najlepsze jest, że to wszystko opowiada policjantom, którzy jej o to nie pytali! Trzecia w nocy, „Może pani iść do domu„, a ta zaczyna snuć opowieść swego życia i gadać rzeczy typu „uderzyłam dziecko, następnie poszłam do kawiarni, bo miałam ochotę na filiżankę kawy„. Odlot totalny.

Opowieść jednak trzeba przerwać, bo pojawiły się nowe ślady. Policjanci pogadali z kimś i okazało się, że nie wystarczy pójść do ex-meza, żeby zamknąć sprawę. Najwidoczniej nierozmawianie z bohaterką też było błędem. Ta po trzech pytaniach przyznaje się, że to ona zabiła. Dlaczego? Nie miałaś motywu! Policja w tym filmie naprawdę zna wszystkie odpowiedzi.

Mimo wszystko opowieść jest kontynuowana. Dowiadujemy się, że w 1945 roku wystarczyło powiedzieć, że jest się w ciąży i dostawało się 10 tysięcy w ramach ugody rozwodowej od rodziny męża. Bez badań, a tym bardziej dziecka. „A po co ona ma być faktycznie w ciąży? Powiedziała, że jest, to jest, po chuj drążyć temat?” Widać wtedy szanowano słowo kobiety. Nie to, co dzisiaj. Z drugiej strony nie było wtedy alimentów. Taki numer…

Owa córka jednak wkurzyła naszą Mildred swoim fałszerstwem. Kazała jej wypierdalać, bo bachor robi wszystko dla pieniędzy. Scena później i okazuje się, że córce z dziesięcioma kaflami w kieszeni wystarczyło oleju w głowie tylko na tyle, by być tancerką w klubie nocnym. Jak widać po tym filmie, żeby mieć piętrowy dom, samochód i środki na utrzymanie rodziny na wysokim poziomie trzeba być bez pracy i umiejętności oraz doświadczenia zawodowego. Takim krajem jest Ameryka. To jednak nie jest kraj dla ludzi wykształconych, po lekcjach pianina. Tacy ludzie muszą tańczyć dla facetów gwiżdżących głośno. Życie.

Jak matka widzi córkę robiącą to, za co została wyrzucona z domu, postanawia zmienić zdanie. Logiczne. Dzięki temu córka wraca do domu, zabija gościa i w ten sposób wracamy do punktu wyjścia. Najpierw tata bierze na siebie winę, potem matka, na szczęście policja przeczytała ostatnią stronę i wie lepiej, kto zabił. Córka idzie do więzienia, wszyscy są smutni, koniec. Nikt się niczego nie nauczył, każdy pozostał skończonym idiotą, można zbierać swoje menele i udać się do najbliższego wyjścia. Dzisiaj nauczyliśmy się, żeby nie kochać swoich dzieci. Zapraszamy już jutro, kiedy to będziemy pokazywać Ptasznika z Alcatraz i nauczymy się kochać morderców, bo w głębi duszy tak naprawdę są nieszczęśliwi.