Love
Judd Apatow
Gillian Jacobs & Paul Rust
Współczesne miasto & Szacunek dla muzyki & Narkotyki
Mickey jest narkomanką, alkoholiczką, pracuje w radiu i jest uzależniona od związków, które nie działają. Gus nie umie zaspokoić seksualnie kobiety, gra na gitarze, jest dziwny i pracuje jako nauczyciel domowy dla nieletnich aktorów.
I sezon
„Love” jest komedią romantyczną w formacie serialu. Czasami działa ten fakt na korzyść – jak w pierwszym odcinku, który pokazuje losy bohaterów przed ich pierwszym spotkaniem. Trwa 40 minut, – czyli tyle, ile powinien. W formacie filmu pewnie musieliby to obciąć do 10 minut, żeby nie przeciągać i zachować właściwe proporcje wobec całości liczącej około 2 godziny. Serial może sobie pozwolić na więcej – ale też czasami ma to odwrotny skutek.
Niektóre odcinki tracą na tym, że skupiają się na pojedynczym wątku. Scenarzysta leje wodę, skupia się zbytnio na nieinteresujących kwestiach, które w filmie właśnie byłyby obcięte. Tracą też na tym bohaterowie, którzy kilkukrotnie w trakcie sezonu zachowują się niespójnie, wbrew sobie. Gus nawiązuje relację z kilkoma osobami i żadna nie jest kontynuowana w przyszłości, bo nie były one głównymi bohaterkami. Mickey z kolei jest zdolna do naprawdę bezdusznych rzeczy, by potem być do rany przyłóż.
„Love” mocno opiera się również na tym, aby wasza ocena zachowania bohaterów była zgodna z oceną twórców – tak jak w przypadku większości produkcji, ale tutaj łatwo o dygresję. Dla przykładu, w epizodzie „Magic” Gus popełnia szereg błędów w mojej ocenie, a w toku reszty produkcji winę za to ponosi wyłącznie Mickey, bo tak zdecydowali twórcy. Ostatnie 5 odcinków to też najlepszy moment sezonu. Wcześniej czekałem na to, co twórcy chcą przekazać, o czym chcą opowiedzieć, w jaką stronę bohaterowie tacy jak Gus i Mickey będą ewoluować. I byłem mile zaskoczony kierunkiem obranym w ostatnich epizodach. Wydawało się, że twórcy chcą podejść nieszablonowo do postaci, które stworzyli; chcą opowiedzieć historię, której nie możemy często oglądać na ekranie. Tak mi się wydawało. W ostatnich sekundach scenarzyści poszli mimo to w sztampowy finał, który wszyscy przewidzieli.
I teraz nie wiem, czy ten serial ma coś do powiedzenia? Czy na on sens? Z pewnością są w nim dobre elementy, ale czy warto mu poświęcić czas? Nie wiem. Muszę obejrzeć drugi sezon.
Chcecie więcej?
Jak lubicie styl Appatowa to sprawdźcie „Wpadkę” albo „Stary, kocham cię” – jedyną komedię o potędze przyjaźni między mężczyznami, jaką znam. Jeśli Appatow nie przypadł wam do gustu – dajcie szansę filmowi „(500) dni miłości„?
Najnowsze komentarze