Kazimierz Kutz
„Lubię jednak myśleć, że znaczę coś dla Ślązaków, bo pobudziłem w nich dumę z własnego pochodzenia. Starsze generacje ukrywały swoją śląskość, a teraz jest inaczej. Młodzi mówią: „Jestem Ślązak, a jak ci się nie podoba, to chuj ci w dupę”. Jestem z nich naprawdę dumny.” – Kazimierz Kutz
Krzyż walecznych (1959)
Debiut Kazimierza – trzy nowelki wojenne lub powojenne. Najbardziej polubiłem drugą i jej niezwykły dylemat moralny, który działa na poziomie dosłownym jak i metaforycznym: oto znajdujemy psa, który zapewne pomagał Niemcom podczas pogromu Żydów. Chcą go zastrzelić – ale czy to jest możliwe? Pies w końcu nie wiedział, co czyni. Robił, jak go nauczyli. Czy można więc go zaakceptować, przygarnąć, wybaczyć mu? A czym w takim razie taki pies różni się od innych postronnych ofiar wojny, którzy robili wszystko, byle przeżyć? Czy Polak może wybaczyć Niemcom? Ciężka sprawa. Dwie pozostałe nowelki opowiadają o żołnierzu, który dostał przepustkę i wraca do domu na kilka dni – oraz o wdowie, która wraca okryta chwałą swojego męża, chociaż tak naprawdę jej nie chce; mieszkańcy jednak nie patrzą na to i są przekonani, że lepiej jest zachwycać się wspomnianym mężem i rozbudowywać jego legendę. Cały ten film ma w sobie sporo z ćwiczeń filmowych, to rodzaj takiej wprawki przed czymś większym. „Krzyż walecznych” zaznacza już swój styl oraz motywy, do których Kazimierz chce wracać: klasa robotnicza, brak heroizmu i bohaterstwa w postaciach przewodnich, ukazanie codziennego życia i małych, pomijanych momentów.
Nikt nie woła (1960)
Jest tu miejsce na momenty, jak i sceny. Urokliwe kino zawierające ból życiowy, powojenny, inny. Bohater spotyka kobietę, która w niego wierzy. On sam jest przekonany, że nie jest lepszy od innych – ciągnie się za nim przeszłość i ludzie chcący jego krzywdy – ale ona widzi w nim coś więcej. I on też w to uwierzy. Opisy mówią, że to film o mężczyźnie uciekającym przed „konsekwencjami wojny, chcąc rozpocząć nowe życie”, ale w mojej pamięci to bardzo ładny film o znajomości dwojga ludzi, którzy pomagają sobie w trudnych czasach.
Obecnie Kazimierz Kutz znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #54
Top
1. Sól ziemi czarnej
2. Perła w koronie
3. Nikt nie woła
4. Paciorki jednego różańca
5. Krzyż walecznych
6. Ludzie z pociągu
7. Zawrócony
8. Tarpany
Ważne daty
1929 – urodziny Kazimierza (okolice Katowic)
1937 – ojciec Kazimierza zmienia całej rodzinie nazwisko na spolszczone Kuc
1953 – koniec studiów reżyserskich
1957 – Kazimierz wraca do nazwiska Kuc
1959 – debiut reżyserski
1960 – Kazimierz prawie traci prawo wykonywania zawodu po realizacji Nikt nie woła; zachowuje je wyłącznie dzięki wstawiennictwu kumpli (Konwicki, Kawalerowicz)
1972 – założenie studia filmowego Silesia, będzie istnieć do 1978
1995 – ostatni film
1997 – ostatni serial i początek działalności politycznej
2018 – śmierć Kazimierza (Warszawa)
Tarpany (1961)
Lubię takie założenia fabularne, jak w tym filmie: młody człowiek przybywa do nieznanego miejsca i odkrywa je, znajduje tam miejsce i zmienia swoje życie. Tutaj przybywa za ukochaną (która nie odwzajemnia jego uczuć) do rezerwatu, gdzie próbują zorganizować dzikie warunki, w których konie będą mogły żyć jak w naturze. Smutni ludzie w garniturach jednak chcą kupić ten teren i postawić tam szkołę, na co szef rezerwatu się nie zgadza, na dodatek ten ma problemy we własnym związku. Już nie mówiąc o tym, że konie nadal nie są tak dzikie, jak powinny być.
Mamy więc ciekawe założenia fabularne, ale ogólnie nad tym filmem krąży niezdolność do pójścia na całość z wieloma wątkami. Zaczynają je, ale potem są one takie niezdecydowane i zachowawcze, a przez to nieinteresujące. Nie wiem, w jakim stopniu wynikało to od reżysera, a ile zależało od pozwoleń, których mu udzielono. Może faktycznie producentom nie spodobały się te garnitury albo motyw trójkąta młodego bohatera i starszego małżeństwa. Szybko straciłem zainteresowanie niemal wszystkim – jego zauroczenie w tej brunetce też nie było czymś, co mogłem kupić. Mam wrażenie, że dla Kazimierza Kutza liczyło się wyłącznie to, aby opowiedzieć o koniach. To z pewnością się udało, a reszta – cóż, można iść dalej.
Ludzie w pociągu (1961)
Jest dobrze skonstruowany i jest w tym wszystkim uczucie. Oto mała stacja kolejowa, gdzie są dwa pociągi dziennie i nic się nigdy nie dzieje. Z jednego wagonu jednak wypadają kwiaty. Kto je wyrzucił i dlaczego? Cóż – komendant nie wie, kto to zrobił. Wie jednak dlaczego: w ten sposób zaczyna opowieść z czasów wojny, gdy to na tej właśnie stacji koczowali ludzie w oczekiwaniu na transport. Wielu różnych osobowości połączeni jednym: to byli Polacy. I tylko jeden Niemiec, w mundurze na dodatek. Siekiera wisi w powietrzu i wiemy, że coś musi się stać.
Scenariusz nie jest jednak nastawiony na opowiedzenie fabuły, a raczej opowieści z czasów okupacji. Chciano przedstawić tamte czasy, tamto napięcie i jak szybko mogło wszystko obrócić się w naprawdę złą sytuację. Pokazano, co to znaczy codzienność w trakcie życia pod niemieckim butem. I to doceniam – wyraźnie widzę uczucie, jakie włożono w tę opowieść i pokazanie tych ludzi. Oni sami i ich wątki nie są najlepsze – ci młodzi zakochani, pijany szwagier czy mała dziewczynka głównie mnie irytowali, a świadomość, że nie mają oni wpływu na cokolwiek w tej historii, są tylko archetypami tak naprawdę – to wszystko sprawiało, że przeszkadzali mi jeszcze bardziej. Może mało to recenzenckie, ale wolałbym oglądać losy innych ludzi. Zamkniętych na stacji, bez władzy nad swoim losem, który zresztą może tak szybko się skończyć. Jest coś w tym filmie, naprawdę.
Paciorki jednego różańca (1980)
Karol Habryka jest emerytowanym górnikiem, zasłużonym i najlepszym. Mieszka w miejscu, gdzie wszystkie domki mają być zburzone (bodaj kopalnia tam stanie), a mieszkańcy, w większości podobni wiekiem do naszego protagonisty, otrzymują kwaterunek w bloku. Wszyscy wydają się z tego cieszyć – będą mieć w końcu wodę, gaz, prąd i resztę nowoczesności. W całej okolicy tylko Habryka nie podpisuje zgody i oświadcza, że nigdzie się nie wyprowadza. Tu jest jego dom i już, a za jego zasługi dla kopalni powinien być traktowany zupełnie inaczej. I staje okoniem, a tym samym wszystko w okolicy. I zaczyna się konflikt.
To film, który chciał dobrze. Końcówka przypomina „Amatora” Kieślowskiego, do którego władze dodały kilka groszy w końcówce, żeby ustrój wydawał się bardziej ludzki i sympatyczny. Podobnie w „Paciorkach…” zarząd wymyśli coś, co pogodzi obie strony – ale w tym wypadku jest tak, że chyba sam Kutz pragnął takiej fantazji w swoim filmie i nie musieli mu tego narzucać. Chciał, aby jego bohater został dobrze potraktowany, żeby oddano mu, co jego. Jest twardy i nic mu nie może zaszkodzić, a jeden moment słabości ulatuje z pamięci przed końcem seansem. Habryka to prawdziwy Ślązak, który stawia na swoim, walczy o swoje i przed nikim się nie kłania. Taki obraz ostatniego Ślązaka pewnie nie mógł być inny. Kazimierz Kutz go pokochał i dał temu wyraz miłości w swoim filmie. Za to pięć gwiazdek.
Dwie wojny! Trzy powstania! Bezrobocia! Strajki sławne na cały świat! Hitlera i wszelkie upodlenia i to nie jeden raz! Prze dwadzieścio lot po wojnie poświęciłem tysionc i sto nidziel! Ani jednyj dniówki nie zawalił! A teroz mam podpisać ten papiórek? I iść… Na stare lata mieszkać do tej szuflady w betonie?! Nigdy się z tym nie zgodza. To jest w ogólności nie w porządku wobec takich jak ja i wszystkich ludzi sam do koła!
Related
1959 1961 1962 1980 5 gwiazdek Anthology Film Drama Polish Film School Psychological Drama Romance War
Najnowsze komentarze