James Cameron
„…you can read all the books about filmmaking, all the articles in American Cinematographer and that sort of thing, but you have to really see how it works on a day-to-day basis, and how to pace your energy so that you can survive the film, which was a lesson that took me a long time to learn.” – James Cameron

Obecnie James Cameron znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #93
Top
1. Titanic
2. Terminator 2: Dzień sądu
3. Terminator
4. Obcy – decydujące starcie
5. Avatar: Istota wody
6. Otchłań
7. Prawdziwe kłamstwa
8. Avatar
9. Xenogenesis
Ważne daty
1954 – urodziny Jamesa
1962 – urodziny piątej żony (aktorki i producentki wykonawczej)
1977 – James ogląda Star Wars i rzuca pracę kierowcy ciężarówki, żeby zacząć robić filmy
1998 – tata Guillermo del Toro został porwany, James dał mu milion na spłatę okupu
2000 – piąte małżeństwo (rok wcześniej rozwód z panią Hamilton)
2012 – James jako pierwszy dociera do Rowu Mariańskiego
2021 – ponoć ukończył w końcu drugiego Avatara
Avatar (2009)
Film mający potencjał, ale twórcy szybko i mocno zgubili wątek. Fajne sceny militarne.
Wszyscy raczej już film widzieli, będę więc o nim pisać nieco bardziej otwarcie.
Widzę tu przede wszystkim potencjał na udane kino. Świat, jego flora i fauna, to naprawdę wygląda ładnie i przyjemnie się ogląda. Nie ma w tym jeszcze wiele treści. Wiadomo tylko, że jest tu drzewo funkcjonujące jak WiFi, do którego każdy rdzenny obywatel ma dostęp naturalny. Jest jeszcze jakiś drogi kamień, który ludzie z planety Ziemia bardzo chcą, bo jest cenny. Opracowano jeszcze technologię przenoszenia świadomości do innego ciała. To wszystko. Niewiele, ale można coś z tego wycisnąć.
Bardziej intryguje historia – mamy tu Jake’a, sparaliżowanego wojskowego, który dostaje szansę odzyskać władzę w nogach. Z jednej strony daje mu to armia – jeśli odniesie sukces dyplomatyczny i przekona Na’vi do poddania się. Z drugiej strony jako Na’vi może chodzić już teraz, jeśli tylko przyjmie ich kulturę. Ten konflikt oferuje naprawdę dużo, ale ponownie – niewiele z tego wynika. Nie czuć, że bohater dokonuje jakiegoś wyboru, to nawet nie jest pociąg do kobiety, którą pokochał. To raczej obejrzenie kilku kwiatków i pomyślnie: Wow, ale fajne, więc… Będzie teraz strzelał do ludzi. Jake zdaje się od początku nakierowany na miłość do lasu, nie ma więc w nim konfliktu, nie ma decyzji, nie jest spójny. I na domiar złego jest płaski jako charakter. Robi tylko to, co wymaga od niego fabuła, a to sprawia, że taka też jest historia w filmie. Bez zwrotów akcji, bez dramaturgii, bez wyboru i wartości. Na’vi nie są wybrani dlatego, że są lepsi – są wybrani, bo tak mówi scenariusz. A scenariusz opiera się na założeniu, że dojdzie do starcia między stronami konfliktu i będzie dużo wybuchów, a na koniec będzie furtka do drugiej części. Schemat jak schemat, ale wypełniony w ubogi sposób.
Bądźmy przez chwilę poważni – Na’vi nie mają czegokolwiek do zaoferowania ludziom. Przypominają raczej sektę, a po rozciągnięciu tych ich zasad na całe społeczeństwo otrzymujemy chyba socjalizm cechowy, czyli system z najczarniejszego okresu ludzkości, kiedy życie ludzkie było tańsze od piasku na pustyni. Avatar zapewne chciał tylko nauczyć o szacunku do zieleni, a zamiast tego obraził odbiorcę, tracąc wątek i przedstawiając sytuację totalnie abstrakcyjną dla rasy ludzkiej. Ten fantastyczny scenariusz z magicznym drzewem nie ma żadnego odniesienia do naszych realiów – a tym samym nie można tłumaczyć jakości filmu jego przesłaniem, nawet tak banalnym i oczywistym. A mówi to człowiek, który kocha naturę i jednym z moich celów jest mieć własny ogród. Powinienem być za Na’vi podczas seansu, a ostatecznie odrzucam ich tak samo co ludzi z buldożerami (i o co chodzi z tym, że Na’vi są podzieleni na obozy, które trzeba jednoczyć, żeby odparli ludzi? Toż to średniowiecze jakieś! Naprawdę mamy się czegoś uczyć od takich osób?).
Realizacyjnie Avatar jest… Nierówny. Sceny w lesie, z Na’vi, ze zwierzątkami – wygląda to, jak kreskówka. Z kolei sceny akcji z militarnym sprzętem – tutaj jest naprawdę dobrze. Wszystko ma silne poczucie obecności na ekranie, ma ciężar i zdaje się naprawdę tam, przed naszymi oczami. Wrażenie skali jest bezbłędne. Jeśli coś jest olbrzymie – to takie też jawi się w kadrze. Statki, lasy, doliny, Na’vi – wszystko!
Przy tym wszystkim jednak nie ma żadnej konkretnej sceny akcji, którą można by wspominać, wracać do niej. Jest jedna scena zasadzki oraz jeden pojedynek z walką wręcz. Do tego jeszcze od biedy można zaliczyć jeszcze ucieczkę przed nosorożco-podobnym-czymś, skakanie po liściach, krótki lot na plecach zwierząt… Jak na 2,5 godziny trwania, to zaskakuje mnie brak dłuższych scen. Nie będę siedział jeszcze raz, tym razem ze stoperem w ręku, ale dałbym głowę, że nie było jednej sceny trwającej przynajmniej pięć minut.
Tyle ode mnie. Wciąż czekam na kontynuację, ale tylko z szacunku do Jamesa Camerona. To człowiek, który robi to, co chce, a jeśli nie może, to robi wszystko, żeby móc. Przepchnął swoją wiarę w 3D, stworzył technologię, której potrzebował, żeby zrealizować swoją wizję. Już abstrahując od tego, jaka ta wizja była, chodzi mi o sam upór.
I tak sobie myślę, że to jednak dobrze, iż tyle czasu poświęcili na przygotowanie się do drugiej części. Pierwsza wyraźnie była realizowana w pośpiechu, to musiała być jedna z pierwszych wersji scenariusza. Nawet konstrukcja dramaturgiczna nie ma tu za bardzo sensu (ludzie atakują, a potem wycofują się i dopiero po chwili kontynuują atak?). Druga część na pewno będzie lepsza.
Avatar: Istota wody ("Avatar: The Way of Water", 2022)
Cameron o przyjaźni z naturą. Spektakl pełny momentów głośnych i wyciszonych.
Jake Sully jest teraz ojcem i wiedzie spokojne życie, ale ziemianie wracają, a razem z nimi czarny charakter z pierwszej części – i ma jedną misję: zabić Jake’a. Dlatego też nasz bohater przenosi się z lasów do morza, wód i wysp, aby uciec przed zagrożeniem i ochronić swoją rodzinę.
To proste kino pod względem postaci, historii czy relacji. Żadna z postaci z poprzedniego filmu nie została rozwinięta, nowe postaci są jednowymiarowe. To kino, gdzie syn chce udowodnić ojcu swoją wartość, przez co pakuje się w kłopoty, a ojciec w kółko mówi jedynie: „Masz robić jak mówię!”. Natura Pandory nadal jest bliska temu, co znamy z naszej rodzimej planety – może z wyjątkiem braku agresji u zwierząt, które w tym filmie nie polują na siebie. Raz jest moment przemocy, gdy jedno zwierzę broni NaVi przed innym zwierzęciem – to wszystko, polują tu jedynie ludzie na obce istoty. Zapewne w zamyśle twórców ma to służyć temu, by łatwiej nam było dostrzec w sztucznej przyrodzie na ekranie piękno naszej własnej przyrody, uwrażliwić się na nią, pokochać ją. To w końcu film z przesłaniem o trosce wobec szeroko pojętej fauny i flory – ale nie tylko, to również kino akcji.
I gdy do tej akcji dojdzie, wtedy dzieją się rzeczy przecudowne. Dostajemy spektakl, na jaki zasługujemy: masywny, z rozmachem, zachwycający. Wszystko ma swoją konsekwencję i znaczenie, ciężar, gigantyczne obiekty są puszczone w ruch, takich rzeczy jeszcze na ekranie nie było. I to wszystko zostało osiągnięte wyłącznie poprzez sam spektakl, nie postaci czy historię, nasze emocjonalne zaangażowanie ma źródło zupełnie gdzie indziej.
Wiele tutaj drobnych rzeczy, które są bez żadnego powodu, zapomnicie o nich i parę godzin później stwierdzicie: ej, ale czemu córka Jake’a ma stwierdzoną padaczkę? Albo co z tym motywem, że ziemianie chcą kolonizować Pandorę, bo własną planetę rozwalają? Więcej to nie wraca przecież, a można by wyciąć i skrócić film z tych trzech godzin i dwunastu minut. Osobiście obstawiam, że te rzeczy później wrócą, gdy już będziemy mieć „Avatara 3” itd. Podobnie mam nadzieję, że jeśli zobaczymy wersję rozszerzoną części drugiej, to w dodatkowych scenach będziemy oglądać osobiste momenty, budujące postaci i relacje między nimi.
W całości już pewnie nie zobaczę, ale na pewno wrócę do konkretnych scen: sekwencji podwodnych czy całego finału. Ten film momentami był naprawdę wspaniały.
Related
2009 Action Adventure Computer Animated Fantasy Romance Science Fiction
Najnowsze komentarze