Iluminacja („Enlightened”, 2011-13)
Laura Dern & Mike White
Luke Wilson
18 odcinków po jakieś 25 minut każdy
Pochylenie się nad osobą, która widzi siebie lepszą niż inni ją widzą. Może dla każdego jest szansa?
„There’s so much that I just fucking hate and there’s so little that I love„
Iluminacja (sezon II)
Amy przeżyła załamanie nerwowe w pracy. Krzyczała, obrażała, zrobiła awanturę, po czym udała się po pomoc na Hawaje, gdzie odzyskała równowagę, nabrała nowej energii. Wraca więc do domu, do starej pracy, jednak dostaje nowe stanowisko – w piwnicy, przy komputerze, z nieśmiałymi przegrywami życiowymi przy biurku obok. Miała wykonywać zadanie, którego nawet nie rozumie. Amy nie tego chce od życia. Chce czegoś więcej.
Pytanie tylko, co Amy uważa za „coś więcej”.
I jest to kluczowa kwestia, ponieważ Amy o sobie myśli w pozytywny sposób. Postrzega swą egzystencję jako istotną dla świata, widzi siebie jako jednostkę oświetloną i dostrzegającą więcej. Widz może wielokrotnie usłyszeć jej myśli, które brzmią tak, jak kilka ostatnich filmów Terence’a Mallicka wygląda. Natchnione przemyślenia pełne pozytywnej energii, dobrej woli i nadziei na lepsze jutro, lepszego człowieka. Tak wygląda jedna strona Amy. Druga objawia się w kontaktach z innymi, kiedy to okazuje się tą osobą, która namawia wszystkich na jogę, ekologię i protestowanie na ulicach, żeby walczyć o to, o czym mówią akurat w telewizji. Narzuca się, zmienia temat rozmowy za każdym razem tak, aby wszyscy zaczęli mówić o niej: o jej poświęceniu, nieszczęściu lub jej zaletach. Najprawdopodobniej w ogóle nie walczy o dobro natury lub osób pokrzywdzonych. Robi to tylko po to, aby być na świeczniku, żeby być ważną, żeby inni ją podziwiali. To taka osoba, która nigdy nie da pieniędzy na cele charytatywne – nie, ona za te pieniądze coś KUPUJE. A konkretnie: swój wizerunek.
Te dwie strony Amy cały czas się mijają. Dosyć szybko staje się jasne, że nasza protagonistka nie ma bladego pojęcia o tym, jak inni ją widzą i jaka jest prawdziwa natura jej działań. Iluminacja opowiada jednak o zmianach. Każdy odcinek w jakiś sposób opowiada o Amy, czasami robi to w gorzki sposób, innymi razem posługuje się słodką ironią (jak można się nie uśmiechnąć, widząc Amy, która tyle czasu poświęca na uświadomienie innych o zagrożeniach ekologicznych, mówiąc przy okazji, że inni są ślepi, aby dostrzec coś, co jest przed ich nosem, kiedy to sama Amy nie ma pojęcia, na czym polega jej praca… Co okaże się bardzo istotnym zwrotem fabularnym w pierwszym sezonie). Amy żali się nad jakością swojego życia, po czym budzi się w łóżku, na które mnie nigdy nie będzie stać. Chce walczyć i pomagać innym, ale z czasem uświadamia sobie, że to ona bardziej potrzebuje pomocy od samej siebie. Narzeka na swoją matkę do czasu, aż uświadomi sobie, że ona też jest dzieckiem, co zmienia jej perspektywę. Twórcy serialu tworzą wokół Amy okoliczności, w których będzie mieć szansę zastanowić się nad sobą – czy skorzysta z tej opcji, to już inna sprawa. Niektóre odcinki naprawdę zasługują na szersze omówienie tego, jak zostały skonstruowane na podstawie kontrastujących ze sobą wątków. Dzięki temu powstał naprawdę udany i dobry dramat obyczajowo-psychologiczny.
Ten tytuł był naprawdę blisko otrzymania ode mnie pięciu gwiazdek, jednak w finale było zbyt dużo niejednoznaczności, a za mało konkretów. Tak zresztą było w całym serialu. Oczywiście, uwielbiam niejednoznaczność, ale jednak można to połączyć z czymś więcej i zaoferować odbiorcy większe doznania. Wiem, bo widziałem The Shield, które kończyło się w otwarty sposób, ale jednak było prawdziwym finałem opowieści pełnej spalonych mostów. Amy w Iluminacji doświadcza podobnej przygody – na koniec jednocześnie przegrywa, jak i wygrywa, osiąga cel, a także traci absolutnie wszystko. Widz jest świadomy wszystkiego, bohaterka niekoniecznie, przysłowiowo odchodzi w stronę zachodzącego słońca z przekonaniem o własnym sukcesie, chociaż jednocześnie to już jest koniec wszystkiego. I to ja tak ujmuję. Serial sam w sobie nie oferuje czegoś takiego. Po seansie nie byłem w zasadzie pewny, co mam czuć. Co twórcy chcą, żebym czuł. Nie miałem pewności, czy twórcy w ogóle wiedzą, jaką historię opowiadają i kim naprawdę jest ich protagonistka. A tego wymagam od swoich ulubionych tytułów. Iluminację stawiam więc piętro niżej.
Jest to tytuł, który potrafi zaskoczyć. Nie wiedziałem, dokąd ta historia zmierza, co mi się podobało. W drugim sezonie fabuła zyskuje na skali, więcej postaci zaczyna być aktywnych, działania wszystkich zmierzają do czegoś dużego i naprawdę czułem, jakby to był punkt zwrotny dla wszystkich tych ludzi. Scenariusz dostarcza mnóstwo punktów, gdzie trzeba było dokonać wyboru, przez co nigdy nie byłem pewny, jak to się tak naprawdę skończy. Wszystko było możliwe. Nie wiedziałem też, co główna bohaterka uzna za sukces. Zmieni się czy pozostanie sobą? Będzie się okłamywać, czy przejrzy na oczy?
Naprawdę dobry serial dramatyczny. 18 odcinków po pół godziny, bierzcie się za to!
Najnowsze komentarze