Czarne bractwo. BlacKkKlansman (2018)

Czarne bractwo. BlacKkKlansman (2018)

14/02/2019 Opinie o filmach 0
Spike Lee
Adam Driver

Kpienie z ekstremizmu. Przyjemne w oglądaniu, ale nie zostanie w pamięci.

3/5

Lata 70. Pierwszy czarny policjant zaczyna pełnić służbę… W archiwum. Chce jednak czegoś więcej. Chce pracować jako tajniak. Więc tak się dzieje. Zaczyna inwigilować grupę czarnych krzyczących o tym, że trzeba zabić białych. W tym czasie inny policjant (biały) zaczyna inwigilować grupę białych krzyczących o tym, że czarnych trzeba zabić.

Stylistyka filmu jest niepoważna. Nie ma mowy o tym, żeby realizm zaburzył tempo opowieści, przed bohaterami nie staje żadne wyzwanie (inwigilacja to bułka z masłem, w pakiecie razem z romansowaniem szefa całej organizacji), to przede wszystkim ma być zabawne kpienie z dwóch grup ekstremistów siebie nawzajem wartych. Dlatego lekko kuje ta jedna, jedyna scena, w której policja na widok czarnego oddaje 72 ostrzegawcze strzały… A przynajmniej zakuwa go w kajdanki i zaczyna bić pałką po strefie brzusznej. To chyba scena z innego filmu Spike’a Lee była.

Scenariusz jest dosyć przeciętny. Jego mocną stroną są poruszane motywy (biały podszywający się pod czarnego wstępującego do KKK, kpienie), przez co ogląda się to całkiem nieźle. Cała reszta jest co najwyżej marna – bohaterowie są przedmiotami, żadne z nich nie ma nakreślonej żadnej relacji z kimkolwiek, nic nie wynika z wątku inwigilacji grupy krzyczącej „black power”… Na koniec jeszcze dostajemy absurdalny motyw gliniarza, który kabluje na innego policjanta, przez co pozostali mundurowi… zaczynają klaskać. W Seven Seconds zabierano biurko za samo oskarżenie, że wśród policji jest ktoś nie do końca prawy. Tuż przed napisami finałowymi dostajemy jeszcze dziwaczny misz-masz doczepiony na siłę, żeby twórcy mogli lepiej się wyrazić, ale nie wynikają one w ogóle z opowiadanej historii, jedynie poruszonych tematów. Właściwie to na ostatnie 100 sekund zaczynamy oglądać dokument osadzony współcześnie. Dialogi są całkiem przyzwoite, a ostatni akt skonstruowany jest naprawdę nieźle (nie ośmielę się zdradzić jego założeń!), ale już punkt kulminacyjny jest zaledwie skromny.

Niespodziewanie wyróżniam ten film za muzykę, to zdecydowanie mój ulubiony score roku (nawet jeśli do samego filmu pasuje trochę nie do końca). Wiele więcej nie będę z tego filmu pamiętać. Nie był zły, oglądało mi się go naprawdę nieźle, ale za miesiąc będę tylko wspominać moment, w którym Adam Driver wolno obracał się na krześle, żeby na własne oczy zobaczyć, jak jego czarny kolega udaje biały akcent. Jedna z najśmieszniejszych rzeczy roku!

Wyróżnienie - Złoty Garret 2018 za Najlepszą Muzykę Roku