Green Room (2015)

Green Room (2015)

26/05/2019 Opinie o filmach 0
sala strachu green room
las

Punk, walka o życie i… I to w zasadzie wszystko. Mało.

3/5

Green Room jest wyraźnie efektem pewnej fantazji na temat klasycznego kina akcji, w którym każdy trafiał, każdy żył na końcu opowieści – a jeśli już ktoś umierał, to w odpowiednim akompaniamencie. Wszystko miało sens i cel, a jeśli nie miało, było to uznawane za wadę. Po drugiej stronie tego wszystkiego jest właśnie Green Room. W tym filmie nic nie ma sensu.

Bohaterowie są niezależnymi muzykami wielbiącymi punk, lądują więc w spelunie między lasami, grając najwyraźniej dla stowarzyszenia nazistów. Po koncercie znajdują zwłoki w garderobie, właściciele lokalu chcą wszystko wyciszyć i posprzątać (łącznie z naszymi protagonistami), więc muzycy barykadują się i walczą o przetrwanie. Nie ma w tej historii łącznika między postaciami i wyzwaniem, które staje na ich drodze. Nie rozwija ich i nie jest istotne poza tym, że je… Przetrwają. To opowieść o ludziach, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i muszą z tym żyć. Hehe. Get it?

Wiele postaci jest tylko po to, żeby umrzeć – wada w przypadku wielu tanich horrorach. W przypadku Green Room mówimy raczej o „niespodziewanej śmierci, która nie czeka na prezentację kogokolwiek”. Jeśli szanse są nikłe, aby wyjść cało – czyli najczęściej – to ktoś zawsze zginie. Tak po prostu, szybko. Nikt już nie będzie tej osoby wspominać, jej śmierć nie jest istotna. Sama akcja nie jest też zbyt umiejętnie skonstruowana. Może to celowy efekt, bo pasuje do powyższych cech filmu, ale wiele punktów dramaturgicznych nie zostały wykorzystane. Jakaś postać ma unieruchomioną jedną rękę? To nic, strzela drugą. Ktoś jest ranny? No to co, nie wpływa ten fakt na cokolwiek. Uszkodzona osoba jest niemal równie sprawna.

Można zrozumieć pomysł na ten tytuł, można go nawet z satysfakcją zobaczyć – reżyser dba o trzymanie widzów w napięciu, kiedy jego bohaterowie biorą udział w grze o własne życie, pełnej niepewnych momentów i wyborów. Jeśli więc chcecie zobaczyć coś w stylu Szczęk, ale z taką różnicą, że tym razem bohaterowie nie potrzebują przygody, która by ich rozwinęła, nie zmieniają się, a sukces nie ubogaca ich jako ludzi, to oglądajcie Green Room. Ja zostanę przy Szczękach.