Pięć gier, które ostatnio ukończyłem
Zapewne nie znacie mnie jako gracza, czas więc się przedstawić i pod tym kątem.
Mimo wszystko gram niewiele. Pilnuję się, żeby poświęcić jakąś godzinę dziennie na rozgrywkę – oraz co do tego, aby wypełnić ją poznawaniem nowego tytułu, zamiast włączeniem kolejnego meczu w Counter Strike’u. Rynek ostatnio się zmienił, więc niby mam sporo gier, ale wiele z nich ciąży mi, bo rozdawali za darmo i teraz chcę dać im szansę, ale szybko mnie do siebie zniechęcają i przez to zamiast grać w zaległości, to włączam TF2 albo CSGO, albo w ogóle nie gram. Rok 2019 miał to zmienił – wybrałem sobie kilka tytułów, które przejdę do grudnia i póki co trzymam się tego.
Na blogu postaram się pisać wyłącznie o tych tytułach, które autentycznie przeszedłem do końca. Przynajmniej w tym podstawowym znaczeniu tego słowa.
Jeszcze niedawno pewnie powinienem podpisać ten obrazek: "NIE MAM W CO GRAĆ", ale dzisiaj chyba bardziej odpowiedniejszym byłoby rzec: "Jakaś gra jest exvlusivem na Epic Store i będzie dopiero za rok na Steamie? No szkoda w chuj" PS Spokojnie, niemal wszystkie powyższe tytuły już grałem. Mało który jednak więcej niż przez 5 godzin, a potem odłożyłem na później...
Hollow Knight (2017) ★★★★★
Kraina Hollow Knight jest tajemnicza, niepoznana i stanowi wyzwanie. Musisz poznać zasady tutaj panujące, uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż będziesz wystarczająco silny, by dać radę sobie poradzić w tym świecie. Na początku każdy krok stawiasz ostrożnie, zapamiętujesz drogę i starasz się kalkulować ryzyko – czy jeszcze trafię z powrotem do miejsca, gdzie mogę zapisać grę? Czy może wypuścić się dalej? Tam może być miejsce zapisu, moja bezpieczna przystań. A jeśli jeden krok dalej będzie walka z bossem albo inne poważne wyzwanie?
Drugi etap gry to aktywne poznawanie tego świata. Zadawanie sobie pytań o to, czemu nieliczne postaci poboczne żyją w tym świecie tak, jak żyją. Czemu konkretne lokacje wyglądają tak, jak wyglądają. Co ukształtowało przeciwników, że stali się przeciwnikami dla gracza? Fabuła w też grze podawana jest chaotycznie, ale nawet bez robienia notatek można zrozumieć pewne podstawowe motywy – poruszamy się po świecie starym i przeklętym, pozbawionym nadziei, w którym życie toczy się z dnia na dzień. Tutaj nikt nie ma odwagi pamiętać przeszłości i czasów odległych, bo każdy boi się przyznać, że one już nie wrócą. Po takim właśnie świecie się poruszamy. Nie jest naszą misją poznać ten świat, ale jest to w naszym zasięgu – chociaż raczej dostajemy dużo rzeczy do własnej interpretacji, niż pełną opowieść ze wszystkimi kartami odsłoniętymi. Grunt, że wszystko tutaj na sens, wszystko ma powód, żeby istnieć. Zbieramy konkretne rzeczy w konkretnym celu. Każda lokacja ma jakieś tło. Nasza podróż też ma sens.
Dużo można napisać o tej grze. O jej języku muzycznym, którego w ogóle nie byłem świadom przez pierwsze 20h, bo używałem wtedy gry głównie do słuchania podcastów i nie zwracałem uwagi na fabułę. Zmierzałem przed siebie i stawiałem czoła każdemu wyzwaniu. Interesujące też jest to, że nie jestem pewien po przejściu całości, co przejście tej gry oznacza. Co trzeba zrobić, w jakiej kolejności? Tutaj panuje spora dowolność, a pierwsze zakończenie (z kilku) można zobaczyć całkiem szybko. Sam po pierwszym pokonaniu finałowego bossa miałem 94% i 44 godzin. To zresztą inny interesujący pomysł – stopień ukończenia ujawnia się dopiero po ukończeniu.
Hollow Knight to w ogóle gra licznych sekretów, które po prostu istnieją w tym świecie. Nasze akcje aktywują czasami jakieś nowości i ponowne odwiedziny w znane miejsca zaczynają oferować nowe atrakcje. Czasami to my musimy spełniać określone wymagania. O tej grze można czytać, można też obejrzeć o niej wiele filmików.
Pewnie najśmieszniejsze będzie to, że nie uważam gry za trudną tak naprawdę. To sprawiedliwy tytuł, który pozwala się poznać i wyuczyć. Jest on czytelny, przejrzysty, chciałem grać i chciałem być coraz lepszym. Nie mogę tego nazwać trudnym, bo to tytuł wymagający jedynie cierpliwości i wyczucia dobrego momentu. Są tylko pojedyncze momenty, kiedy to rozgrywka jest niesprawiedliwa – ataki bossa są zbyt przypadkowe i nie można ich uniknąć na czysto – albo męczące, kiedy to na przykład droga do bossa jest niebezpieczna i za każdym razem trzeba się przez nich przedzierać, żeby zrobić następne podejście. Były walki z bossami, które robiłem przy pierwszym, góra drugim podejściu. Najlepiej wspominam takie walki jak Mantis Lord czy Grimm King – poznawanie ataków przeciwnika, próbowanie różnych technik i taktyk, 10 prób i po wszystkim. Finałowego boss z odpowiednim zestawem uroków można zrobić w pół minuty bez spocenia się nawet – jedyny, którego robiłem wielokrotnie, by odblokować więcej zakończeń. Pamiętajmy o jednym – dla każdego co innego sprawi trudność. Czytając fora, widziałem, że każdy inaczej odbierał każdego z bossów. Dla mnie najgorszym było drugie starcie z Hornet. Ręce mi się trzęsły po trzech godzinach prób, aż zdecydowałem się zrobić przerwę. Podróżowałem po innych zakątkach mapy, 10h później spróbowałem jeszcze raz… I pokonałem ją po trzech próbach.
Arcydzieło!
Hitman (2016) ★★★★★
Mój pierwszy Hitman. Blood Money musiałem przechodzić z poradnikiem, od wcześniejszych części odbijałem się w ciągu godziny, do Absolution nawet nie zrobiłem podejścia (chociaż może kiedyś?). Hitman z 2016 roku kupiłem tylko dlatego, że pierwsza misja była za darmo. Sprawdziłem i… Umiałem w to grać z przyjemnością! Wszelkie mechanizmy są czytelne i przejrzyste, całość jest wystarczająco łatwa, aby dało się ten tytuł zaliczyć, ale jest też wystarczająco trudna dla tych, co będą chcieli poznać ten tytuł i go przejść. Twórcy przygotowali dla graczy wiele nagród za takie angażowanie się, bardzo późno granie w ten tytuł zaczyna być sztuką dla sztuki.
Ja najbardziej cenię sobie w tej grze moment, kiedy po kilku godzinach faktycznie poznaję daną misję – wiem o wszystkich rzeczach, które mają miejsce, gdzie co leży i kto kim jest. Wtedy doświadczam dopiero ogromu tego wszystkiego – ponieważ Hitman jest grą w pewnym sensie liniową, ale na zasadzie wielu, wielu linii istniejących obok siebie. Można przejść misję i wydaje się, że to wszystko, że nic więcej nie ma, nic nas nie ominęło – poznaliśmy ten tytuł i tyle. Przeszliśmy go. Twórcy jednak informują, że są inne możliwości, więc wracam do tej misji i nagle widzę ją od zupełnie innej strony. W końcu przychodzi taki moment, kiedy znasz z grubsza całość i możesz eksperymentować, dobierać sobie linie i się wygłupiać. A twórcy są tego świadomi, dorzucając absurdalne wyzwania lub sposoby, by przeciwnicy tańczyli.
Ta gra może być łatwa, może być wymagająca, może być poważna lub niedorzeczna… I jest w tym idealny balans. Aż chce się grać. A do tego zawartości jest naprawdę mnóstwo. Jak się człowiek nad tym przysiadzie, to rzeczy do zrobienia będzie na sto godzin. I robienie ich to czysta przyjemność.
Inside (2016) ★★★★★
Dwu(i pół)wymiarowa platformówka zrealizowana w konwencji jednego ujęcia od twórców Limbo. Tytuł na 2-3 godziny, przez większą część gra się w to… Całkiem ok. Monotonia powtarzanych czynności nie dokucza zbytnio, zagadki przechodzi się w biegu, a nieliczne niezrozumiałe momenty (kiedy nie wiedziałem, co zrobić) wywoływały frustrację, ale… Finał to dzieło sztuki. Takiego opadu szczęki nie doznałem od dawna i jest to jedno z najbardziej istotnych przeżyć, jakie zafundowała mi rozrywka gier elektronicznych. Trzeba się trochę pomęczyć, żeby do niego dotrzeć, ale to również istotna część doświadczenia. Rzecz obowiązkowa!
Ken Follett's The Pillars of the Earth (2017) ★★★★
Gra przygodowa z doskonale zbudowanym scenariuszem. Nie chcę niczego zdradzać, ale to typ historii, którą uwielbiam: opowiada o całym życiu wielu ludzi, od dzieciństwa do dojrzałości i dorosłości. Na początku różne osoby rozsiane po świecie w końcu spotykają się, aby połączyć ze sobą losy. Z początku małe opowieści rosną do istotnych rozmiarów, pojedyncze decyzje niosą ze sobą konsekwencje, które będziemy czuć z bohaterami przez następne dekady ich życia. Świat ma wpływ na bohaterów, bohaterowie mają wpływ na świat. Przeszłość skrywa tajemnice, które szokują, a w finale wszystko to wraca i ma znaczenie. Anglia, przełom XII wieku i kilka osób decydujących się odbudować katedrę i zmienić swoje życie na lepsze.
Naprawdę byłem wciągnięty – i to na każdym poziomie! Emocjonalnym, osobistym, ideowym – jakby nie było, tytuł ten chwali wolny rynek i gani rządzących nakładających podatki oraz ograniczający wolną wymianę towarów! (to tak na pół ironicznie zauważam, spokojnie) Byłem ciekaw, jak potoczą się losy tych postaci, kibicowałem im, a na początku trzeciego tomu… A, kto czytał, ten wie. Opowieść Filarów Ziemi jest naprawdę fenomenalna i bezbłędna. Teraz chcę przeczytać książkę. Hej, są nawet dwie kontynuacje!
Problem jest tylko taki, że to wszystko nie jest zaletą samej gry, tylko materiału źródłowego. Gra ma naprawdę udany dubbing oraz ładną animację 2D na pograniczu statycznych ilustracji z kart baśni, oraz klasycznego filmu animowanego – co jednak z jej mechanikami? Czy one coś dodają od siebie? Cóż… Na końcu każdego rozdziału wyświetla się lista naszych decyzji – i nie chodzi o to, że coś one zmieniają, ale podkreślają wagę wielu detali, na które nie zwracałem uwagi. Aspekt samodzielnej (chociaż jakby nie było liniowej) eksploracji też wpływa dodatnio na ocenę, a osiągnięcia sprawiają, że miałem poczucie pełniejszego poznania tej historii (większość można przegapić, dlatego warto na nie polować).
Nie wystarczy to jednak do tego, abym mógł nazwać grę udaną (tudzież „Udaną adaptacją”). Tak naprawdę chwalę w tym miejscu książkę i to do niej zachęcam. Gra jest jej wyśmienitą reklamą oraz ciekawostką tak dla fanów, jak i tych, którzy nigdy o Filarach Ziemi nie słyszeli. Nie jest jednak udaną grą – co nie zmienia faktu, że wciąż ją polecam. Jedna z tych niewielu pozycji, przy których 70 minut mijało mi jak pięć. Nie mogłem się oderwać!
A Way Out (2018) ★★★
Mała, sympatyczna gierka do pogrania ze znajomym przez parę godzin. Niby jest to pozycja reklamowana jako wspólne uciekanie z więzienia, ale tak naprawdę oddaje to jedynie mniej więcej pierwszą godzinę rozgrywki. Nie chcę niczego zdradzać – potem niby też uciekamy, ale… Cóż, więzienie mamy za sobą.
Historia jest do bólu schematyczna, mechanizmy rozgrywki mocno ograniczające – czyli bardziej chodzi o to, żeby wetknąć do gry jak najwięcej zawartości, ale już nie o to, aby wykonać poszczególne minigierki na wysokim poziomie. Można więc niby ćwiczyć, grać na gitarze i parę innych rzeczy zrobić, ale po paru minutach już się to nudzi. Te istotniejsze elementy gry, jak strzelanie, skradanie czy jazda pojazdem, wykonane zostały w budżetowy sposób. Przyznam za to, że to pozycja bardzo efektowna – ładna pod kątem graficznym, przerywniki filmowe czy sekwencje QTE są dynamiczne i widowiskowe… Tent tytuł nie jest zły. Jego jedyną wadą jest to, że jest na Originie, przez co były problemy z połączeniem się do wspólnej gry z kolegą. Każdego dnia przez jakiś czas podejmowaliśmy próbę połączenia się i za każdym razem trzeba było więcej prób. Raz chyba nawet musieliśmy sobie odpuścić. Ogólnie Origin działa w upokarzający sposób. Ma nawet problem z liczeniem czasu, jaki spędziłem w grze.
Wracając do A Way Out – to udana ciekawostka, ale nic więcej. Po godzinie nie miałem nawet ochoty grać dalej. Nawet jako gra co-opowa nie jest dobrze, bo to pozycja absolutnie głucha na kreatywność gracza. Ten ma wyłącznie odgrywać swoją rolę, koniec.
Najnowsze komentarze