American Graffiti (1973)
George Lucas
Richard Dreyfuss, Ron Howard, Harrison Ford
Małe miasteczko & Kolorowe miasteczka & Dziwne słownictwo
„American Graffiti” to nostalgiczne odtworzenie jednego wyjątkowego dnia. Uniwersalnego, ale i właściwego tylko dla tego jednego pokolenia.
Pokolenie George’a Lucasa musiało być ostatnim, w którym ludzie po szkole wsiadali do samochodu i jeździli bez celu, w akcie niejasnych poszukiwań – dziewczyny, która okaże się miłością życia, albo by po prostu nie stać w miejscu, chociaż nie było nic innego do roboty. Bez martwienia się o benzynę lub korki na ulicy. Wtedy wszyscy marzyli o tym, by mieć własne auto, wtedy dopiero zaczynało się życie dla młodych osób – nawet jeśli niczego to nie rekompensowało, ukrywało lub zmieniało tak naprawdę. Niemniej to było całe ich życie.
Wszystko powyżej to tylko kostium, bo mimo wszystko ma tu miejsce normalna opowieść – każdy z bohaterów ma tu swoją historię. Ktoś planuje w sekrecie rozpocząć nowe życie, inny z kolei zasiedział się i nadal żyje, jakby był co najmniej dekadę młodszy, ale nie chce tego zaakceptować. Może nawet tego nie wie? „American Graffiti” rozgrywa się od zmroku do świtu i w tym czasie każdy bohater się zmieni. Albo, chociaż będzie mieć szansę na to.
„American Graffiti” to niezwykłe kino – proste, pełne różnymi zagrywkami typu wkładanie w usta bohaterów czegoś, co będzie mówione lata później (narzekanie, że rock’n’roll schodzi na psy). Takie rzeczy rozwijają formułę, ale to wciąż jest dla mnie zagadką, że taka produkcja ma tylu fanów i zdobywa kolejne pokolenia widzów. Sam oglądam „American Graffiti” drugi raz i trudno jest mi napisać, abym jakoś wyjątkowo lubił ten film, ale wracam do niego czasami. I cieszę się, że istnieje. Taka szczerość i urok nie zdarza się często.
Najnowsze komentarze