24 tygodnie („24 Wochen”, 2016)
Dziecko z downem & Słaba komedia & Aborcja
Poniższa opinia zawiera spoilery. Inaczej nie umiem o tym filmie pisać. W dużym skrócie: będziecie się bardzo denerwować przez 2/3 filmu, ale finał sprawia, że wciąż warto przeznaczyć czas na ten tytuł.
„24 tygodnie” to znakomity film o aborcji, ale pogadajmy najpierw o tym, dlaczego jest to jeden z najgorszych filmów na festiwalu Nowe Horyzonty 2016. Po pierwsze, bohaterka zarabia na życie, wykonując stand up. I ponoć jest w tym taka dobra, że jest słynna w całych Niemczech, i ma chatę większą niż wszystkie mieszkania, w których żyłem razem wzięte. Jak więc wyglądają jej żarty? Cóż… opierają się na pasywno-agresywnych uwagach wzlędem mężczyzn. „Na starość włosy zjeżdżają im z głowy na plecy, hehe„. Koniec żartu. W takim porównaniu to Dave Chappelle powinien posiadać Japonię. A to nie koniec, bo bohaterka w ogóle nie ma pojęcia o komedii. W jej życiu zdarzyła się tragedia, a ona co? Wychodzi na scenę, milczy, wychodzi. Ojej. Jim Jefferies dowiedział się po 40 latach, że ma autyzm. Wyszedł na scenę i przekuł to na skecz. Tak działa prawdziwa komedia. Pomaga nam radzić sobie z pewnymi rzeczami. Nie w tym filmie, nie.
Idźmy dalej – bohaterka jest w ciąży. I co robi? Pije, pali, a potem nawet prowadzi po pijaku i wjeżdża w bagażnik innemu kierowcy. Dobra robota. Gdy policja się pojawia, to ona zasłania się tym, że jest w ciąży i mają jej dać spokój. W porządku, w końcu dam jakiemuś filmowi na tym festiwalowi 1/10. Przejdźmy dalej – bohaterka dowiaduje się, że jej nienarodzone dziecko będzie mieć Downa. I radzi sobie z tym. Kontrolę nad sobą ma na poziomie chwastu rosnącego na polu, więc domyślacie się JAK sobie z tym radzi. Taka osoba nie nadaje się do tego, by opowiadać o tym, jak to jest stawiać czoła takiemu problemowi. Powinni wziąć Brie Larsson i gościa będącego odpowiednikiem reżysera „Short Term 12„, wtedy coś z tego by wyszło. Zamiast tego woleli opowiadać o babce, która nie byłaby zdolna wyhodować ziemniaka, a co dopiero dzieciaka… nie mówiąc o takim, który potrzebowałby specjalnej opieki. Kino potrzebuje silnych postaci, a nie takie śmieci, dla których nawet zrobienia zastrzyku w szpitalu wywołałoby atak paniki i miliony pytań, czy to aby na pewno konieczne (jak to tak, ostre coś w skórę???). Gdy idę na film o kobiecie przygotowującej się do urodzenia chorego dziecka, to chcę się czegoś nauczyć. Czego mnie „24 tygodnie” nauczyły? Żeby się wtedy najebać, zjeść ciasto, a każdego, kto nie będzie mnie wspierać i klepać po główce, nazwać faszystą. Bo oczywiście podstawową decyzją jest spieprzyć małemu życie jeszcze bardziej swoją niedojrzałością. Zamiast powiedzieć z odwagą, że są zbyt słabi na to wyzwanie, to oni tchórzą jeszcze bardziej. Zero szacunku dla życia ludzkiego. Widzisz tych ludzi i wiesz, że jeśli do porodu dojdzie, to za rok wyrzucą dziecko na śmietnik. Nawet nie przygotowywali się w żaden sposób, tylko stwierdzili: „Zachowamy, a potem będziemy się martwić, hehe„. Równie dobrze mogli urodzić dinozaura, film by się nie zmienił w ogóle…
Dobra, kończę już. Chociaż to wszystko było prawdą, nie ma to znaczenia. „24 tygodnie” nie opowiada o wychowywaniu dzieciaka z Downem, tylko o aborcji. Powiedzmy, że w ciągu ostatnich 20 minut tak się staje. I wtedy film przechodzi gruntowną przemianę. Wtedy można go chwalić. Przede wszystkim, twórcy zrobili research i nie ma niczego niejasnego. Wiadomo na przykład, że aborcja w Niemczech po 24 tygodniu jest legalna, i polega na śmiertelnym zastrzyku wykonanym do serca płodu. Ono umiera w środku matki i potem jest „poród„. Takie rzeczy są nam wyjaśnione. Ponadto, zdjęcia w „24 tygodniach” są bardzo ładne, a reżyseria zachowuje w finale bliski kontakt, bezpośredniość i szczerość. Ów finał z kolei sprawił, że widownia na sali płakała. Ja sam poczułem ogromny ciężar na sercu, gdy to oglądałem. Gdyby oceniać wyłącznie te ostatnie minuty, ocena powinna być jeszcze wyższa. Nie oglądajcie, jeśli boicie się bycia zmiażdżonymi. Jak to teraz ocenić? „24 tygodnie” są najgorszym, jak i jednym z najlepszych filmów na Nowych Horyzontach 2016 roku. To film o niełatwych decyzjach, dla każdego. Bez znaczenia, czy są właściwe, czy nie.
Najnowsze komentarze