Jay Rosenblatt – filmografia

Jay Rosenblatt – filmografia

10/12/2017 Uncategorized 0
Jay Rosenblatt
Awangarda & Krótki metraż & Dokument

Jay Rosenblatt to postać mi nieznana. Zamiast jednak pisać o każdej jego produkcji oddzielnie, zrobię to grupowo.

Tytuł odnosi się do eksperymentów dziecięcych, będących jakąś formą męczenia zwierząt. Na samym początku dowiadujemy się, że skorpiony w sytuacji zagrożenia popełniają samobójstwo, wbijając sobie ogon z trucizną w tułów. Zaprezentowano widzowi następujący obraz: skorpion otoczony linią ognia. Przeżyłby mimo oparzeń, ale to nie ma znaczenia; do samobójstwa wciąż doszło.

Po tym wstępie oglądamy już właściwą część produkcji, czyli dorastania chłopca. Trzeba oczywiście pamiętać, że short ten powstał na początku lat 90., a więc źródło przeżyć autora przypada gdzieś na lata 70. Sam mogę „pochwalić” się już innymi doświadczeniami, ale to co istotne przetrwało próbę czasu. Oddane zostało poczucie, które towarzyszyło mi podczas dorastania, o wielu już zdążyłem zapomnieć. Trudno jest o tym pisać podczas takiej mini-recenzji, dlatego na tym zamknę tę część. Bardziej istotne jest JAK to zostało zaprezentowane.

A zrobiono to w stylu filmowej awangardy. Złożenie tych obrazów w całość jest wyzwaniem dla widza i daje mi pewność, że za kamerą stanął człowiek, którego umysł chciałbym poznać bliżej. Całość trwa jedynie 20 minut a i tak można wielokrotnie to oglądać, rozkładać na czynniki pierwsze i dopiero wtedy rozumieć, jak autorowi udaje się oddać napięcie towarzyszące dorastaniu, bez odwoływania się do wiele znanych nam motywów.

„No one ever tell’s him what to be. Only what not to be. Boys become boys in large part by not being girls. The ones who’s don’t figure this out are the same ones to get beat up. Later, he will be with women and feel, what he has been rubbed off”

Krótki metraż poświęcony Hitlerowi, Stalinowi, Franco i innym zbrodniarzom, których pamiętamy właśnie za to – że byli źli. Rosenblatt robi jednak rzecz niezwykłą – każdemu pozwala powiedzieć coś o sobie. Oni mówią, reżyser jedynie tłumaczy na angielski.

Numer polega na tym, że dowiadujemy się wszystkiego – tylko nie tego, co każdy o nich wie. Hitler i przyjaciele wzięci pod lupę opowiadają o swoich przyzwyczajeniach żywieniowych, relacjach z kobietami, jakie filmy lubili. Przez moment można to nawet traktować poważnie, jako realne wyznania osobiste.

Można więc całość interpretować jako żart filmowy – mówić o tych ludziach nie wspominając o ich zbrodniach jest jak… Cóż, jak mówić o pomarańczy bez wspomnienia koloru pomarańczowego. Ale jest też inna metoda – widzieć w tej krótkiej produkcji spore złoże humanitaryzmu i potrzebę dojrzenia istoty ludzkiej w każdym, nawet najgorszym.

Krótki komentarz do filozofii społeczeństwa. Domyślnie Amerykańskiego, ale tamtejszy styl życia jest obecny w wielu zakątkach świata – jak śpiewali Red Hoci w „Californication”.

„Restricted” trwa równo minutę i skupia się na dwóch pozornie odmiennych wskazówek, porad, którymi społeczeństwo jest karmione. Chociaż jedno jest pozytywne a drugie negatywne – oba tak naprawdę są ograniczeniami człowieczeństwa w każdym obywatelu. Przekaz zapętlony przewija się wielokrotnie przez cały metraż na tle zastanawiających ujęć bliskich codziennemu życiu.

Zapewne nie brzmi to imponująco, w końcu całość trwa 60 sekund, ale po seansie chciałem od razu obejrzeć całość jeszcze raz. O chciałem to zrobić trzeci raz. Jednak widziałem już wiele tak skrajnie krótkich produkcji (pierwsze 20 lat kina to właściwie tylko to) i niewiele z nich oglądałem kilka razy. „Restricted” jest dynamiczne i wypakowane treścią, dzięki temu przy kolejnym podejściu wyłapałem liczne momenty, nad którymi można się naprawdę przysiąść i pomyśleć – czemu akurat to ujęcie zostało użyte? Czemu widok dzieci biegnących do basenu został pocięty na dwa ujęcia? Czemu powrócono do człowieka, który wącha rybę po przekrojeniu jej?

To można oglądać wielokrotnie i analizować, aby dojść do tego „co artysta miał na myśli”. Jest to możliwe, ponieważ reżyser przekonał mnie, iż coś więcej za tym kolarzem się kryje. Jest tu obecne to miłe łaskotanie pod czachą, które towarzyszy zgłębianiu dzieła.

Jay opowiada historię z dzieciństwa. Wydaje się nieprawdopodobna, ale faktycznie miała miejsce.

I to wszystko. Całość trwa prawie dwie minuty i… Jest hołdem dla dzieciństwa? Coś w tym stylu? Produkcja o tym, że starszy – nie ważne, jak bardzo – potraktował dziecko poważnie i wtedy miała miejsce magia?

Prawdopodobnie staram się wczytać za bardzo. Lubię tego twórcę i trudno mi uwierzyć, że zrobił coś tak… Po prostu. A może nie?

Ciężka sytuacja. Ponownie oglądamy bardzo krótki metraż (około półtorej minuty), w którym obserwujemy sen kota, który to dotyczy… jego poprzednich wcieleń.

Owszem, jest tu poczucie zawarte w tytule. Wszystko rozgrywa się jednocześnie w tej właśnie chwili… Chociaż tak naprawdę to może być nadinterpretacja i tyle. Za mało tu materiału, aby uzasadnić cokolwiek.

Jay wciąż wywołuje we mnie podniosłe uczucie, gdy obcuję z jego twórczością, ale w tym przypadku decyduję się podejść do niego z chłodną głową.

Jay Rosenblatt tworzy w reakcji na 9/11. Największy zamach terrorystyczny w historii, cały kraj w strachu przed następnym takim wydarzeniem. Przynajmniej takie były wtedy nastroje, jeszcze bez podejrzeń i spekulacji.
 
Najwyraźniej były też mocne nastroje anty-muzułmańskie, i przeciw temu występuje Jay Rosenblatt w swoim krótkim metrażu „Prayer„, trwającym niecałe trzy minuty. Ascetyczny filmik pokazujący ludzi modlących się. Młodzi, starsi, ale przede wszystkim – różnych wyznań. Najważniejsze jest jednak, że to są zwykli ludzie, nie ekstremiści. Wszyscy stosują modlitwę w codziennym życiu, to ich łączy, na całej planecie. 
 
Ładnie to brzmi, ale osobiście po seansie widziałem tylko kilka ujęć modlących się ludzi. Musiałem doczytać potem, że całość powstała w reakcji na 9/11 – dopiero wtedy zaczęło mi się to rozjaśniać. Produkcje Jaya zatraciły ostatnio ten pazur samodzielności, dzięki któremu zaraz po seansie miałem rozsadzony mózg i chciałem tylko rozgryzać to, co właśnie obejrzałem. Dlaczego użył danego ujęcia, jaka myśl za tym stała? Reżyser w ostatnich latach nadal podejmuje intrygujące tematy, ale nie idzie za tym równie interesująca forma. 
Jay kiedyś był twórcą filmowym. Został ojcem. I nadal myśli językiem kina.
 
Cała ta produkcja, licząca 10 minut, to żart filmowy. Autor przeniósł tu cały punkt widzenia twórcy i zaadaptował go do nowej sytuacji, odnajdując „Take 1„, „Tilt” czy inny „Hand-held” nie na planie zdjęciowym, ale na własnej kanapie, bawiąc się ze swoją córką.
 
I co? Uśmiechnąłem się. Czyli działa.
Jay opowiada o śmierci w rodzinie. Temat ten następnie rozwija nie tylko w użyczenie głosu innym, którzy również poznali, czym strata jest. „Phantom Limb” to przede wszystkim poradnik dla wszystkich – co robić w takiej sytuacji, jak sobie z tym radzić. 
 
Niewiele tu mogę dodać. Ten krótki metraż wygląda tak, jak można by się spodziewać – jest szczery i ma wiele emocjonalnych momentów, które warto odkryć samemu. Jest tu ból – i to taki, który wypływa po latach. Seans nie dla każdego – tak jak nie każdy będzie mieć uciętą kończynę. 
 
To mój ósmy film Jaya i z tej perspektywy jest to wyjątkowy tytuł – nagle widzimy tutaj obcych ludzi, mówiących do kamery, słyszymy obce głosy. Dla innych produkcji to zupełnie naturalne, ale Jay takimi rzeczami jeszcze się nie posługiwał.