Filmografia Marcela Łozińskiego
Polski dokumentalista. Jego utwory rzadko trwają dłużej niż godzinę, dlatego będę o nich pisać grupowo.
Z łaciny tytuł oznacza „unieważnienie”, chociaż odnosi się do kwestii prawnej (zaakceptowania raportu finansowego, że wszystko się zgadza). Grupa trzydziestolatków spotyka się i wspomina czasy licealne. Strumień słów trwa i gdzieś w tym wszystkim można dostrzec rewizję młodzieńczych ideałów oraz to, jak człowiek zmienia się pomiędzy szkołą i osiągnięciem trzeciej dekady na karku. Może też nie tylko pod wpływem życia, ale też systemu, w którym żyje. O tym nie można głośno mówić, więc to tylko sugestia. Podobnie jak z wódką na stole – wiemy, że tam jest, ale jej nie zobaczymy. Z tego, co wiemy, to spotkanie odbywa się przy kawie i papierosach. Na pewno.
Niemniej, strumień słów jest męczący, pomysłów wizualnych brak i najbardziej intryguje tutaj myśl, że to obraz młodych ludzi mających obecnie po 70 lat i więcej.
Inscenizacja, w której grupa pracowników szuka między sobą winnego za niedopełnienie planu. Opis dystrybutora w puszysty sposób zapowiada demaskację stadnego działania i odwoływanie się do wydarzeń 1968 roku – i coś w tym jest, ale niestety z tym eksperymentem jest tak, że jeśli nie znasz wcześniej tych mechanizmów grupowych, to seans wyda się dosyć płaski i nieznaczący. Ciekawostka w zasadzie. Z kolei jak już znasz te mechanizmy – wtedy też mało z tego wynika. Wręcz trochę to pachnie tworzeniem pod tezę. I oglądanie też służy tylko temu, aby potwierdzić to, w co już się wierzy.
Zabrakło czasu. Całość trwa 15 minut i brakuje czegoś, czemu można by stawić czoła. Słuchamy, możemy czuć się zagrożeni lub zaniepokojeni, możemy mieć ochotę bronić się lub brać strony, ale nie ma tutaj nic, co pozwoli nam całość zrozumieć całą sytuację. Chyba że rozumiemy ją już wcześniej.
Powiem jednak tak: to dobry materiał na remake. Z analizą, pełną narracją i fabułą, bez bawienia się w psychodramy, za to świadomym i równoległym nawiązywaniem do 1968 roku.
Obecnie Marcel Łoziński znajduje się w moim rankingu reżyserów na miejscu #269
Top
1. Żeby nie bolało
2. 89 mm od Europy
3. Wizyta
4. Tonia i jej dzieci
5. Egzamin dojrzałości
6. Happy End
7. A gdyby tak się stało
8. Wszystko może się przytrafić
9. Król
10. Absolutorium
Egzamin dojrzałości (1979)
Młodzi ludzie podchodzą do matury i dostają dyplomy. Całość wzięta w klamrę fabularną przedstawiającą próby do występu w teatrze, ponieważ całe życie młodych ludzi to udawanie i granie przypisanej im roli.
Mam z tym krótkim dokumentem te same problemy, co z innymi produkcjami Marcela Łozińskiego – brak kontekstu, przez co całość nie jest uniwersalna. Ja sam po miesiącu w podstawówce miałem już przeczucie, że szkoła będzie czymś zupełnie innym, niż mi mówiono, a dzisiaj pewnie idzie to jeszcze szybciej. Nie trzeba tego odkrywać, bo wszyscy wiedzą, że udajemy. Zresztą, czy to w ogóle udawanie, skoro obie strony o wszystkim wiedzą? Szkoła i matura to wypełnianie formalności, nikt tutaj nikomu w niczym nie przeszkadza. Pięćdziesiąt lat temu jednak to wyglądało inaczej, ale tego niewiele widać po tej produkcji. Uśmieszki uczniów kpiących z formułek, jakich muszą się uczyć – to wszystko. Dzisiaj tylko pozostaje szok, że kiedyś wymagana była znajomość konstytucji. Wtedy sprawdzano, czy wiesz, jakie masz prawa – mnie o to nigdy nie pytano.
Tak już zresztą jest z tym twórcą – opowiadając o jego produkcjach wchodzi się na tereny osobiste. Treść samego dokumentu jest w sumie zawarta w opisie od dystrybutora. Ważny i celny, ale czy koniecznie do oglądania? Trudno powiedzieć.
89 mm od Europy (1993)
Pociąg jedzie z Moskwy do Paryża i musi się zatrzymać w małej wiosce w Polsce, gdzie dojdzie do wymiany kół. Zabieg jest potrzebny z uwagi na różnicę w wymiarach torów, jakie są na terenie ZSRR – większe o dokładnie 89 milimetrów. Oglądamy więc peron i ciekawość na twarzach pasażerów, którzy przyglądają się całości wydarzenia, na które nie są przygotowani. I tak to się ogląda, z umiarkowaną ciekawością.
To niestety tytuł z istotnym kontekstem. Powstał w czasach, gdy wydawało się, jakby cały świat zmieniał – politycznie czy między ludźmi, a ten dokument obserwuje świat i zadaje pytanie: czy tak naprawdę cokolwiek się zmienia? Podobne perony w końcu widzimy nawet dzisiaj.
Naprawdę szkoda, że Łoziński zapomniał o kontekście, dzięki któremu jego dokument byłby uniwersalny w oglądaniu zawsze i wszędzie. Już 10 lat temu, gdy oglądałem ten tytuł pierwszy raz, mogłem co najwyżej docenić go, zamiast rozumieć.
Wiecie co? Tren dokument byłby rewelacyjną ostatnią sceną w jakimś naprawdę dużym filmie fabularnym z gatunku epiki, o zmianach ustrojowych na przełomie dekad, którego bohaterowie pełni nadziei na lepsze jutro faktycznie wyjadą z Paryża do Moskwy… I ostatnia scena miałaby miejsce na tym peronie. To byłby poziom epilogu z Margaret, tak czuję.
Żeby nie bolało (1998)
Tonia i jej dzieci (2011)
Dokument, w którym trzeba umieć słuchać tego, co ludzie mówią. Nie dialogów, nie odpowiednio zmontowanych nagrań, ale właśnie czystych rozmów. Wielu słów, wśród których tylko niektóre trzeba usłyszeć. Nie ma tutaj w zasadzie nic wizualnie interesującego, zajmującego, przykuwającego wzrok. Dwoje ludzi wspominających przy stole swoją matkę, dowiadujących się o niej nowych rzeczy. Jest w tym ładunek emocjonalny, ale właśnie zawarty i pozwalający się aktywować, gdy odbiorca umie słuchać. Jeśli bardziej umie patrzeć, wtedy ten ładunek tak mocno go nie dotknie.
Łoziński opowiada o ciężarze, który tamto pokolenie zostawiło na swoich potomkach. Trochę też kończy swój pierwszy (czy tam jeden z pierwszych) film, który zaczął robić jeszcze w szkole. Trzeba mu jednak oddać – tym razem zadbał o to, aby jego produkcja była zrozumiała dla wszystkich, żeby mogli poznać tamte czasy. Jest w tym pierwiastek uniwersalności i podczas seansu wchodzimy w czyjeś doświadczenie, zamiast starać się nawiązać z nim własne.
Najnowsze komentarze